Kierowcy usuwają układy oczyszczania spalin. Kary za to są śmiesznie niskie
Podczas gdy policja zakupuje dymomierze, które mają wyeliminować z ruchu pojazdy stare i trujące, prawdziwe źródło zanieczyszczeń dalej pozostaje na drogach. Właściciele ciężarówek usuwają układy oczyszczające spaliny. Do walki staje Główny Inspektorat Transportu Drogowego, lecz ewentualne kary są śmiesznie niskie i nie zniechęcają do procederu.
W walce o czystsze powietrze producenci samochodów instalują coraz to nowe elementy filtrujące spaliny. Systemy EGR i katalizatory stały się nieodłącznymi systemami nowych pojazdów. Kierowcy powoli przyzwyczajają się do konieczności regeneracji filtrów DPF. Od kilku lat dolewają do aut roztwór mocznika (znanego pod nazwą handlową AdBlue), który likwiduje tlenki azotu, zamieniając je w parę wodną i azot.
Każdy taki element wymaga odpowiedniego serwisu, a co za tym idzie, nakładów finansowych. Awarie systemu AdBlue jeszcze nie dały się we znaki właścicielom samochodów osobowych. Co innego z pokonującymi setki kilometrów dziennie ciężarówkami. Psują się czujniki i pompy. Dla właścicieli firm przewozowych awarie tego systemu są problematyczne i bolesne finansowo, bowiem wyłączają "zestaw" z funkcjonowania. Koszty naprawy liczy się w tysiącach złotych. Nie chodzi o same części czy robociznę. Samochód musi też zjechać na serwis, a opóźnienia kosztują.
Rozwiązaniem jest demontaż układu i zainstalowanie emulatora. To mały układ elektroniczny przypominający pilota, który podpinany jest do systemu elektronicznego ciężarówki. Dzięki niemu silnik nie przechodzi w tryb awaryjny, nie trzeba uzupełniać płynu AdBlue, a ciężarówka nie spełnia norm czystości spalin.
Materiały prasowe W Polsce oficjalne statystyki takich działań nie są prowadzone, choć w ciągu dwóch ostatnich dni w samej tylko Wielkopolsce zatrzymano cztery zmodyfikowane pojazdy. Jak dowiedzieliśmy się od rzecznika prasowego Wojewódzkiego Inspektoratu Transportu Drogowego, Piotra Laskowskiego, na korzyść firm transportowych działa efekt skali. Jeśli firma ma kilkadziesiąt samochodów, mandat otrzymany przez jednego kierowcę zaczyna się opłacać.
Wystarczy wpisać hasło emulator w wyszukiwarkę, by przekonać się jak łatwe do zainstalowania jest to rozwiązanie. Sprzedawcy zachwalają: "urządzenie ma funkcję "Krokodyl", nie jest produkcji chinskiej, pozwala na ustawienie poziomu wskaźników". Koszt? Najtańsze urządzenia wiążą się z wydatkiem zaledwie 200 zł, choć są też firmy które przyjeżdżają w każdy zakątek Polski by pomóc właścicielowi awaryjnej ciężarówki. Proces instalacji emulatora, tak zresztą jak usunięcie filtra DPF z samochodu osobowego, nie jest nielegalny. Co więcej, możemy kupić taki sprzęt na fakturę i dostać 12-miesięczną gwarancję.
Materiały prasowe – Emulatory znane są już od co najmniej kilku lat, choć ostatnio zrobiły się szczególnie popularne. Po pierwsze, jest coraz więcej ciężarówek z układem SCR, a jednocześnie dużym przebiegiem. W takich autach oczywiście rośnie prawdopodobieństwo awarii – mówi Filip Bednarkiewicz, dziennikarz portalu 40ton.net. – nowe ciężarówki,spełniające Euro 6, potrafią zużyć tego płynu naprawdę sporo. W wielu popularnych modelach nikogo już nie dziwi poziom ponad 2 litrów AdBlue na 100 km. We wcześniejszych silnikach z układem SCR takie wyniki mogłyby dziwić.
W Polsce kary za zatruwanie środowiska takim pojazdem są bardzo niskie. Inspekcja Ruchu Drogowego może ukarać kierowcę mandatem w wysokości zaledwie 500 zł. Zabierany jest również dowód rejestracyjny pojazdu. Właściciel musi więc przywrócić auto do pełnej sprawności i ponownie przejść przegląd. W Danii władze pracują nad nowymi przepisami, w ramach których firma będzie musiała zapłacić równowartość 37 tys. zł, a sam kierowca ponad 18 tys. zł. W Holandii korzystający z emulatorów popełniają przestępstwo ekologiczne.