Kierowcy Tesli za bardzo wierzą Autopilotowi?
Elon Musk, szef Tesli, jest mistrzem marketingu. Dokładnie wie, czego oczekują klienci i potrafi im dostarczyć taki produkt. Efekty tego można zobaczyć, patrząc na długą listę osób, oczekujących na nowe samochody amerykańskiej marki. Jednak czy istnieje coś takiego, jak za dobry marketing?
Samochody Tesli od pewnego czego wyposażane są w funkcję nazwaną Autopilotem. W rzeczywistości nie jest to jeszcze opcja autonomicznej jazdy, a jedynie adaptacyjny tempomat i system utrzymywania na pasie ruchu, czyli dodatki spotykane w wielu innych samochodach – również tak popularnych jak np. skody. Nawet dodatkowe możliwości, jak opcja samodzielnej zmiany pasa ruchu, nie czynią tutaj dużej różnicy. Jednak nazwa „Autopilot” działa na wyobraźnię i mimo faktu, że podobne systemy posiadają inni producenci, to ten Tesli jest najbardziej znany i komentowany. To kolejny dowód na marketingowy geniusz Muska, który znowu znalazł sposób, jak zwrócić uwagę klientów i mediów.
Jednak okazuje się, że Autopilot może być bronią obosieczną. Nazwa ta brzmi imponująco, jednak klienci często myślą, że faktycznie mają do czynienia z autopilotem, po włączeniu którego nie muszą zajmować się prowadzeniem samochodu. Efekty tego możemy zobaczyć na wielu pojawiających się w internecie filmach, które często kończą się wypadkiem. Ostatnio taka sytuacja miała miejsce w Europie. Podczas podróży Teslą jej właściciel, Chris Thomann, natrafił na zepsutego vana na autostradzie. Jak opisuje kierowca, samochód zamiast zwolnić, zaczął przyspieszać. Mimo natychmiastowej reakcji i mocnego wciśnięcia hamulca, doszło do lekkiej stłuczki. Strach pomyśleć, co by było, gdyby kierowca w pełni zaufał samochodowi. A takich osób też nie brakuje. Dopiero co internet obiegło nagranie, na którym widać, jak kierowca Tesli śpi za kierownicą podczas jazdy autostradą.
Z jednej strony przedstawiciele amerykańskiej marki bronią się, mówiąc, że ostrzegają swoich klientów o ograniczeniach systemu i o tym, że to oni, zasiadając za kierownicą, cały czas są odpowiedzialni za bezpieczeństwo. Jednak ta sama nazwa „Autopilot”, która przyciąga kupujących, później powoduje, że wydaje im się, że faktycznie posiadają samochód autonomiczny.
Na szczęście system Tesli jest na tyle zaawansowany, że jeszcze nie doszło do tragicznego w skutkach wypadku. Z drugiej strony przypadek Thomanna pokazuje, że system nie działa idealnie. W tej sytuacji samochód przed nim blokował tylko część pasa i nie został prawidłowo wykryty. Sam kierowca stwierdził później, że jeśli Autopilot 1000 razy zadziała dobrze, to zaczyna się mu ufać i właśnie z tego powodu doszło do kolizji.
Zatem okazuje się, że dobry marketing może być bronią obosieczną. Natomiast wszystkim kierowcom posiadającym samochody (nie tylko Teslę) z aktywnym tempomatem radzimy mieć do nich ograniczone zaufanie – przynajmniej do czasu stworzenia prawdziwie autonomicznych samochodów.
Szymon Jasina, moto.wp.pl