Wicemistrz Polski z ubiegłego roku mógł mieć tylko jeden cel w tym sezonie. Kamil Raczkowski wygrał pięć wyścigów i już po pierwszych okrążeniach wczorajszej rundy wiedział, że ma zapewniony tytuł.
Jego największy rywal Rafał Grzesiński nie ukończył pierwszego wyścigu a w drugim zajął 17. miejsce. – Dla mnie najważniejsze jest zwycięstwo w łącznej klasyfikacji, wygranie wyścigu ma niewielkie znaczenie. Nie mogę zaprzepaścić całego sezonu jakimś błędem lub kolizją w ostrej walce. Muszę zachować spokój i dojechać do mety – mówił przed startem Raczkowski. – Nie było żadnej huśtawki nastrojów. Po pierwszym wyścigu wiedziałem, że mój plan został zrealizowany. W drugim chciałem pojechać już bardziej dla zabawy – opowiadał potem.
Grzesiński zajął ostatecznie drugie, a Maciej Steinhof trzecie miejsce. Z rywalizacji odpadł kierowca, który przed długi czas był liderem klasyfikacji generalnej. Po zakończeniu przedostatniej – piątej rundy pucharu wydawało się, że losy tytułu rozstrzygną się w Poznaniu między Raczkowskim a Igorem Gregorczykiem. Jednak po wykryciu odstępstw technicznych w aucie Gregorczyka, sędziowie wykluczyli go z tamtych zawodów (w punktacji końcowej odlicza się jedną rundę, ale nie tą, z której zawodnik został wykluczony, Raczkowski przepisowo ukończył zaś wszystkie wyścigi).
_ "Przegląd Sportowy" _