Kajetanowicz: nie będzie długiego świętowania w sylwestra
Czterokrotny rajdowy mistrz Polski Kajetan Kajetanowicz nie będzie mógł długo świętować w sylwestra. Już w Nowy Rok wyjeżdża do Austrii, gdzie w dniach 4-6 stycznia będzie startował w Rajdzie Janner, pierwszej rundzie mistrzostw Europy.
PAP: Czy po zakończeniu sezonu rajdowych mistrzostw Europy miał pan dużo czasu na odpoczynek.
Kajetan Kajetanowicz: Bardzo chciałem okres przed, w trakcie i po świętach przeznaczyć na ładowanie akumulatorów przed nowym rokiem. Jednak ten czas nie jest taki idealnie wolny, z uwagi na to, że już trzeci raz z rzędu zaczynamy sezon od pierwszego rajdu w roku, inauguracyjnej rundy mistrzostw Europy w Austrii. Telefon mam cały czas włączony, trzeba dopiąć przed startem wszystkie sprawy.
PAP: Czy obecnie do okresu Bożego Narodzenia podchodzi pan podobnie jak kilkanaście lat temu?
K.K.: Myślę, że teraz bardziej go lubię i też mocniej doceniam ten czas. Pewnie dlatego, że gdy mieszkałem z rodzicami, spędzanie czasu z rodziną nie było dla mnie taką atrakcją. Drugi argument jest nieco bardziej przyziemny - teraz nie muszę tak dużo sprzątać... W moim domu rodzinnym była tradycja sobotnich porządków, od których próbowałem się wymigać. Ale tuż przed świętami wszystkie ręce były potrzebne i sprzątaliśmy bardzo gruntownie, praktycznie wywracając mieszkanie do góry nogami.
PAP: Czy rajdowy mistrz Polski udzielał się też w kuchni?
K.K.: Po porządkach przenosiliśmy się do kuchni, by pomagać w ich przygotowaniu potraw świątecznych. To mi się nawet podobało. Czułem, że to jest taka nasza rodzinna, wyjątkowa praca zespołowa i już za chwilę siądziemy, by wspólnie cieszyć się jej efektami. Ta atmosfera i familijny klimat świąt mimo upływu lat nadal trwa i to jest dla mnie bardzo ważne.
PAP: Gdzie i jak planuje Pan spędzić sylwestra?
K.K.: Nie mam jeszcze konkretnych planów, te rodzą się zazwyczaj w ostatniej chwili. Tu nie muszę planować z wyprzedzeniem, jak w rajdach. Chciałbym spędzić go w gronie bliskich znajomych, w fajnej atmosferze, wśród ludzi, którzy zrozumieją, że wyjdę z imprezy wcześniej, bo już następnego dnia wyjeżdżam na rajd. I tak w tym roku austriacki organizator poszedł nam na rękę i możemy przywitać Nowy Rok w Polsce, bo ostatnie dwie noce sylwestrowe spędzałem niemal jak dziecko, tylko... że na rajdzie. Czekałem do północy, wypijałem lampkę szampana z moim pilotem Jarkiem Baranem grzecznie maszerowaliśmy do łóżka, gdyż już 1 stycznia od rana zaczynaliśmy zapoznanie z trasą Rajdu Janner.
PAP: Za panem pierwszy sezon startów i czwarte miejsce w rajdowych mistrzostwach Europy?
K.K.: Każdy sportowiec zawsze walczy o zwycięstwo. Po to trenujemy i przygotowujemy się z całym zespołem. Od początku zdawałem sobie jednak sprawę jak silni będą rywale i jak niewielkie mam, w porównaniu z nimi, doświadczenie w zagranicznych rajdach. Rozczarowaniem były awarie, które wyeliminowały nas z walki w dwóch ostatnich rundach. Ale patrząc na rok 2014 z perspektywy tego, jak trudne i różnorodne były eliminacje ME, to czwarte miejsce jest sukcesem.
PAP: Były dwa miejsca na podium, zabrakło tego na najwyższym stopniu...
K.K.: Ale wygraliśmy 13 odcinków specjalnych, a 41 skończyliśmy w pierwszej trójce. Zdobyłem drugie w karierze wyróżnienie Colin McRae Flat Out Trophy oraz tytuł FIA ERC Gravel Masters dla najlepszej załogi mistrzostw Europy na szutrowej nawierzchni, na której zazwyczaj dominowali kierowcy ze Skandynawii. Uważam, że jak na pierwszy sezon startów w elicie europejskiej, to wynik jest dobry.
PAP: Nie obyło się bez denerwujących "przygód"?
K.K.: Kuriozalna awaria przytrafiła nam się w Rajdzie Janner. Zablokował się pedał gazu w rajdówce, co - delikatnie mówiąc - jest absolutnie niecodzienną sytuacją.
PAP: Czy była szansa na lepsze niż czwarte miejsce, gdyby program startów nie był tak ubogi?
K.K.: Kocham rajdy do tego stopnia, że czasem myślę, że mógłbym w ogóle nie wysiadać z auta. Jestem zadowolony z tego, że mogłem rywalizować w ośmiu rundach FIA ERC. Jest wielu zawodników, którzy nie mają takich możliwości, nawet fabryczni kierowcy Peugeota czy Skody nie startowali we wszystkich rajdach sezonu. Dla nas to nie był ubogi sezon, lecz - proszę uwierzyć - pełen wyzwań, wymagający i ekscytujący.
PAP: W którym rajdzie byliście najbliżej zwycięstwa?
K.K.: Nigdy bym się nie spodziewał, że w Rajdzie Cypru będę prowadził po pierwszym dniu. Przecież jechałem tam po raz pierwszy w życiu. Myślę, że właśnie tam byliśmy najbliżej zwycięstwa walcząc z kierowcami zaprawionymi w boju w mistrzostwach Bliskiego Wschodu. W tym cyklu jest wiele imprez o charakterystyce bardzo podobnej do cypryjskiej, a do tego bliskowschodnie załogi dysponowały samochodami RRC, czyli rajdówkami blisko spokrewnionymi z samochodami najwyższej klasy, czyli WRC.
PAP: Ma pan w dorobku cztery wywalczone z rzędu tytuły mistrza Polski. Jakie są główne różnice między rywalizacją w kraju i w Europie?
K.K.: ME wymagają znacznie więcej pracy i zaangażowania całej ekipy. W Polsce znaliśmy praktycznie każdy rajd, znaliśmy organizatorów i działaczy, więc wiedzieliśmy, z czym i do kogo się zwrócić. W ME każda runda, oprócz Rajdu Janner, była dla nas zupełnie nowa. Od mroźnego Rajdu Liepaja, przez egzotyczne Azory, gorący Cypr po Szwajcarię i Korsykę. Oprócz tego w tym sezonie startowaliśmy nowym dla nas samochodem, którego nie obsługiwała ta sama ekipa, co wcześniej. Musieliśmy poznać Fiestę R5, nauczyć się ją ustawiać i pracować z innymi ludźmi.
PAP: Jaki jest plan minimum i maksimum na nowy sezon?
K.K.: Plan minimum to wykorzystać doświadczenie i pojechać jeszcze szybciej niż w tym roku. Chcemy też jeszcze lepiej przygotowywać się do startów. Nie można jednak powiedzieć, że będziemy pracować ciężej, bo także w tym roku każdy z członków zespołu dał z siebie absolutnie wszystko. Planem maksimum jest tytuł mistrza Europy. Brzmi to może buńczucznie, ale wiem, że to jest możliwe, choć jego realizacja będzie niesamowicie trudna. To wyzwanie, które mnie kręci, bo kto to nie dąży do rzeczy niemożliwych, ten nigdy ich nie osiąga.
PAP: Krąży opinia, że rajdowe mistrzostwa Europy straciły wysoką rangę, jaką miały w latach poprzednich?
K.K.: Jest wręcz przeciwnie! Startuje znacznie więcej świetnych zespołów i niesamowicie szybkich kierowców. Ponadto w poprzednich latach, zanim w ten cykl zaangażował się Eurosport, to w mistrzostwach kontynentu jeździli głównie kierowcy prywatni. Po wejściu nowego promotora do rywalizacji powróciły ekipy fabryczne. Mistrzostwa w obecnej formie powstały z połączenia czempionatu europejskiego z cyklem Intercontinental Rally Challenge, więc w ERC ścigają się kierowcy z dwóch rajdowych serii, a wielu czołowych zawodników z IRC teraz walczy o najwyższe miejsca w mistrzostwach świata.
PAP: Co ze startem w 2015 roku w Rajdzie Polski, który znów będzie rundą mistrzostw świata?
K.K.: Naszym celem i priorytetem są mistrzostwa Europy, które bardzo mocno angażują Lotos Rally Team. Bardzo chcielibyśmy pojechać w Mikołajkach, ale nie można mieć wszystkiego. Wiem, że do osiągnięcia sukcesu niezbędna jest koncentracja na jednym wyzwaniu i jednym celu. Dlatego skupiamy się na rywalizacji w FIA ERC, ten cykl jest dla nas ważniejszy, bo właśnie w nim walczymy o punkty i triumf.
PAP: Czy czołowy polski kierowca ma czas na inne, poza rajdami, pasje i zainteresowania?
K.K.: Rajdy to całe moje życie, poświęciłem się im w stu procentach. Wierzę, że aby być w czymś naprawdę dobrym, trzeba się na tym w pełni skoncentrować i wiele poświęcić ukochanej dziedzinie życia czy sportu. Nie będę też ukrywał, że jazda samochodem rajdowym oznacza niesamowitą dawkę pozytywnych emocji i masę przyjemności. Właśnie dlatego prawie zawsze wysiadam z rajdówki z uśmiechem na twarzy. Niemal wszystko, co robię - pływam, biegam czy pracuję nad koncentracją - ma za zadanie doprowadzić do stanu, że będę jeszcze szybszy w rajdach.
PAP: Kariera sportowa w końcu się kończy. Czy ma już pan plany na życie po rajdach?
K.K.: Czasami o tym myślę, ale... jeszcze nic nie wymyśliłem. A poważnie, to oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że rajdy samochodowe są dyscypliną, w której kariera zawodnika nie trwa wiecznie. Może jednak trwać dość długo w porównaniu do innych dyscyplin. I na to liczę. Przede mną jest jeszcze wiele wyzwań.
Rozmawiał: Wojciech Harenda