Trwa ładowanie...

Jak Polacy wyłudzają odszkodowanie komunikacyjne?

Jak Polacy wyłudzają odszkodowanie komunikacyjne?Źródło: PAP/Stach Leszczyński
d4kkidp
d4kkidp

Sposobów na to, by spróbować uniknąć odpowiedzialności finansowej za zdarzenie drogowe, albo nawet na nim zarobić jest wiele. Nie każdy kierowca zdaje sobie jednak sprawę z konsekwencji, które grożą oszustowi.

Pośpiech i brak uwagi, nieszczęśliwy splot zdarzeń, śliska jezdnia, zły stan techniczny samochodu, czy wreszcie fatalny stan dróg i ich oznakowania – przyczyn kolizji i wypadków jest wiele. Dla większości posiadaczy aut takie zdarzenie to tragedia. Są jednak tacy, którzy z tego żyją. I to całkiem nieźle. Rzecznik ubezpieczonych szacuje, że około 20 proc. zgłoszeń szkód komunikacyjnych to próby wyłudzenia. Według ankiety, przeprowadzonej na zlecenie PZU, odsetek ten sięga 30 proc., a dalsze 30 proc. poszkodowanych jest gotowych dokonać oszustwa. Jak podaje Polska Izba Ubezpieczeń, tylko do trzeciego kwartału włącznie w 2011 roku z tytułu OC i AC wypłacono w Polsce świadczenia na kwotę 6,8 mld zł. Chodzi więc o ogromne pieniądze.

Jednym ze sposobów na wyłudzenie odszkodowania jest zgłoszenie ubezpieczycielowi kolizji, która nigdy nie miała miejsca. Zorganizowanie takiego oszustwa nie jest oczywiście proste. Osoby, które posuwają się do takich czynów działają z ściśle powiązanej grupie. Nie wystarczy bowiem, że dwóch właścicieli aut zgłosi szkodę. Jej zajście musi jeszcze potwierdzić funkcjonariusz policji lub rzeczoznawca. Niestety, stróże prawa czasami posuwają się do takich czynów. Wystarczy wspomnieć tzw. aferę „łowców blach”, która w 2009 roku wstrząsnęła małopolską policją. Krakowska policja zatrzymała w tej sprawie ponad sto osób, a ich procesy trwają do dziś. To wiele mówi o skali tego procederu.

(fot. PAP/Adam Ciereszko)
Źródło: (fot. PAP/Adam Ciereszko)

Zdarzają się również „ustawki”, czyli kolizje aranżowane przez właścicieli samochodów, którzy upatrują obopólnego zysku w stłuczce. Potem sporządzany jest opis sytuacji, w którym jeden z uczestników
sfingowanego zdarzenia przyznaje się do winy. Aranżującym takie „ustawki” nie zawsze jednak się udaje:
- Pod Warszawą tak długo się ustawiali, że nim do czegokolwiek doszło, policja została powiadomiona o dziwnie zachowujących się osobach i przybyła na miejsce przed powiadomieniem o kolizji, przez osoby pragnące uzyskać odszkodowanie – mówi Agnieszka Rosa z zespołu prasowego PZU S.A.

d4kkidp

Popularnym sposobem jest również fałszywe zawiadomienie o kradzieży samochodu. Mogłoby się wydawać, że jest to prosta i skuteczna metoda na oszukanie ubezpieczyciela. Pozornie wystarczy, aby nie było świadków mogących potwierdzić, że „skradzionym” samochodem właściciel poruszał się już po jej zgłoszeniu. Tu ubezpieczycielom z pomocą przychodzi nowoczesna technologia. Aby otrzymać odszkodowanie z tytułu AC, trzeba zdać dowód rejestracyjny i kluczyki skradzionego samochodu. Te ostatnie w nowszych samochodach są jednak naszpikowane elektroniką. Właściwy serwis jest w stanie uzyskać z nich informację na temat daty ostatniego uruchomienia auta za pomocą kluczyków. Jeśli jest ona późniejsza, niż chwila zgłoszenia kradzieży, ubezpieczyciel uzyskuje dowód przeciwko nieuczciwemu właścicielowi samochodu, a zgłaszającym zajmuje się policja.

Innym, znacznie częściej występującym sposobem wyłudzania odszkodowania jest zgłaszanie jako powstałych w następstwie kolizji szkód, które występowały już przed zdarzeniem. Tu mechanizm może być dość prosty. Zazwyczaj pomysł na uzyskanie dodatkowych, nienależnych pieniędzy pojawia się po stłuczce. Jeśli w zdarzeniu zostały uszkodzone elementy, obok których znajdują się ślady po innej, wcześniejszej szkodzie, powstaje pokusa, by również ją zgłosić jako następstwo zdarzenia. Inny charakter takich uszkodzeń powoduje, że wprawny rzeczoznawca jest w stanie stwierdzić próbę wyłudzenia.

Sposobów na wyłudzenie odszkodowania jest oczywiście więcej. Kilka lat temu głośno było o przypadkach, związanych z wymianą komputera pokładowego. Urządzenie to jest zazwyczaj umieszczane w okolicach błotnika. Lokalizacja ta okazuje się być bardzo na rękę producentom samochodów, którzy mogą być pewni, że nawet stosunkowo słabe uderzenie w tą okolicę sprawi, że komputer ulegnie uszkodzeniu. Koszt zakupu nowej jednostki w stosunku do ceny używanego samochodu bywa jednak tak duży, że bardziej opłacalnym krokiem jest zezłomowanie uderzonego auta. Ten właśnie fakt wykorzystywali nieuczciwi właściciele aut.

(fot. PAP/Itarr TASS/Alexander Rymuin)
Źródło: (fot. PAP/Itarr TASS/Alexander Rymuin)

Sposób ich działania był prosty. Kupowali oni uszkodzony komputer pokładowy, który następnie trafiał do ich lekko uszkodzonego samochodu. Gdy rzeczoznawca przysłany przez ubezpieczyciela szacował straty - okazywało się, że nie opłaca się kupować nowego
komputera do ubezpieczonego auta. Orzekano więc szkodę całkowitą. Tymczasem właściciel auta wybierał formę uiszczenia odszkodowania, zgodnie z którą nie otrzymywał całości kwoty, na którą ubezpieczono pojazd, ale za to wciąż pozostawał właścicielem rozbitego auta. To w rzeczywistości nie było oczywiście wrakiem, a jedynie lekko uszkodzonym, ale zdatnym do naprawy lub odsprzedania na części pojazdem.

d4kkidp

By uwiarygodnić całe zdarzenie, często własnoręcznie tłuką szyby pojazdu, a w miejsce sprawnych montują uszkodzone poduszki powietrzne. O dziwo, można je kupić poprzez internet w cenie od 100 do 300 zł, mimo że na pierwszy rzut oka wiadomo, do czego najprawdopodobniej posłużą.

Co ciekawe, wielu oszustów, stosujących „ustawki”, wielokrotnie wykorzystuje ten sam pojazd. Wystarczy, że naprawione auto ubezpieczy w innej niż dotąd firmie. Ubezpieczyciele nie posiadają wspólnej bazy danych o zdarzeniach drogowych. W momencie zawierania umowy nie mogą więc wiedzieć, że dane auto już kilkakrotnie brało udział w podejrzanych wypadkach lub kolizjach.

Dlaczego w Polsce wyłudzanie odszkodowań komunikacyjnych to wciąż popularny proceder? Być może u podstaw takiej sytuacji leży niewiedza kierowców. Właściciele aut pozostają w przeświadczeniu, że oszustwo trudno wytropić. Są w błędzie, przekonuje Agnieszka Rosa z zespołu prasowego PZU S.A.
- Posiadamy wykwalifikowanych i doświadczonych likwidatorów mobilnych, którzy są w stanie rozpoznać elementy nie pasujące do całości. Np. podane okoliczności zdarzenia nie pasujące do uszkodzeń pojazdu. Ponadto, oprócz likwidatorów mobilnych i merytorycznych zatrudniamy ekspertów – analityków, którzy podobnie do policjantów - z oczywiście dużo mniejszymi możliwościami prawnymi - wykonują pracę dochodzeniową. W swojej pracy wykorzystują, z coraz większą efektywnością, analityczne narzędzia informatyczne, które pomagają wyselekcjonować „podejrzane” szkody.

d4kkidp

- Opracowany przez pracowników PZU Moduł Analiz Odszkodowawczych codziennie analizuje wpływające do firmy zgłoszenia o szkodach i wskazuje, które szkody winne być poddane bardzo wnikliwemu badaniu, aby zapobiec próbie wyłudzenia nienależnego odszkodowania – dodaje Agnieszka Rosa. - Pomocna w tym względzie jest bieżąca współpraca z Ubezpieczeniowym Funduszem Gwarancyjnym, a także wymiana informacji z innymi towarzystwami ubezpieczeniowymi, gdyż zjawisko przestępczości ubezpieczeniowej obejmuje cały rynek ubezpieczeniowy i prawie wszystkie produkty. Korzystamy też z wiedzy i umiejętności ekspertów zewnętrznych oraz współpracujemy z wyspecjalizowanymi komórkami policyjnymi.

Wyłudzanie odszkodowań komunikacyjnych od ubezpieczycieli to jednak nie wszystko. Ofiarą oszusta może paść również każdy z nas. Sądownictwu znane są przypadki osób, które szukają sposobności na wzięcie udziału w stłuczce, a dokładniej na to, by w świetle prawa stać się jej ofiarą. Oszuści o takim sposobie działania szukają okazji do obarczenia kogoś odpowiedzialnością za zdarzenie, którego sami są autorami. Idealnym „jeleniem” dla takich osób jest kierowca, który trzyma się zbyt blisko ich tylnego zderzaka. Wystarczy niespodziewanie i bezzasadnie, mocno zahamować i... stłuczka gotowa. Zgodnie z ustawą "Prawo o ruchu drogowym", winnym jest ten, kto nie wyhamował.

(fot. PAP/Grzegorz Jakubowski)
Źródło: (fot. PAP/Grzegorz Jakubowski)

Kilka lat temu kraj obiegł przypadek taksówkarza, który wykazał się znacznie większą perfidią. Poruszając się drogą z pierwszeństwem przejazdu, dał kierowcy czekającemu na drodze podporządkowanej znak ręką, by śmiało
jechał. Gdy ten ruszył, taksówkarz nagle przyspieszył. W sądzie tłumaczył się, że nie zachęcał kierowcy do wyjechania z ulicy podporządkowanej, a jedynie odganiał osę, która dostała się do kabiny jego auta. Zeznania świadków sprawiły, że sędzia nie uwierzył w tłumaczenia taksówkarza.

d4kkidp

Zdarza się również, że do oszustwa dochodzi w przypadku stłuczki, której nikt nie aranżował. Złą sławą cieszą się tu przedstawiciele handlowi i zawodowi kierowcy. Obeznani z przepisami i drogowymi realiami ludzie są oczywistymi zwycięstwami w starciu z mało doświadczonym kierowcą. Tu scenariusz jest zazwyczaj podobny. Dochodzi do kolizji, a kierowcy biorących w niej udział samochodów wychodzą na zewnątrz. Tu rzeczywisty sprawca od razu przypuszcza atak na mało doświadczonego poszkodowanego i przewrotnie interpretując prawo, bądź powołując się na nieistniejące zapisy, zarzuca mu spowodowanie stłuczki lub nawet wypadku. Jednocześnie ostrzega, że w razie wezwania policji, "sprawca" kolizji zostanie ukarany wysokim mandatem i w „czysto ludzkim odruchu” proponuje załatwić sprawę polubownie. Szybko sporządza korzystny dla siebie plan sytuacyjny i opis zdarzenia, a następnie podsuwa go rzeczywistemu poszkodowanemu do podpisania. Gdy ten połknie haczyk, trudno mu będzie dochodzić swoich praw.

- Mniej kompetentni łatwo mogą stać się ofiarą manipulacji ze strony osób o większej wiedzy i bogatszym doświadczeniu – mówi psycholog Katarzyna Korpolewska. – Opis zdarzenia każdego z uczestników kolizji jest subiektywny. Jeśli jesteśmy mniej doświadczeni, nie warto przyjmować interpretacji zdarzenia, narzuconej przez inną osobę. Lepiej odwołać się do oceny obiektywnej – ze strony wezwanego na miejsce policjanta.

Co prawda, uczestnik takiego zdarzenia całą sytuację będzie jeszcze raz musiał przedstawić pracownikowi firmy ubezpieczeniowej, ale - jeśli zechce powiedzieć prawdę - zaprzeczy własnemu zdaniu, wyrażonemu w pierwszym sprawozdaniu z miejsca zdarzenia, potwierdzonym podpisem. Jest jeszcze coś. - Emocje związane ze stłuczką sprawiają, że nie porządkujemy właściwie zdarzeń, które miały miejsce – dodaje Katarzyna Korpolewska. - Zapamiętujemy to, co zostało opisane, a nie to, co rzeczywiście miało miejsce. Co więcej, może być tak, że to, co zapamiętaliśmy ze zdarzenia będziemy nieświadomie „przyginać” do wersji, która znalazła się na papierze.

d4kkidp

Sytuację mogłyby zweryfikować zeznania świadków, ale winny stłuczki ich nie potrzebuje, więc osoba, która da się wmanewrować w spowodowanie kolizji, nie będzie zabiegać o ich pozyskanie. Najlepszym wyjściem z takiej sytuacji może więc okazać się nagranie z monitoringu. Nie zawsze ma się jednak tak duże szczęście, by stłuczka miała miejsce w obszarze objętym dozorem kamer.

Jeśli nie ma zapisu kamer ze zdarzenia i brakuje świadków, ostatnią deską ratunku dla osoby wmanewrowanej w winę za kolizję może być towarzystwo ubezpieczeniowe. - Przy zgłoszeniu szkody z winy innej osoby, występujemy do niej z prośbą o potwierdzenie zaistnienia zdarzenia, ale również oceniamy, czy ktoś nie wziął na siebie odpowiedzialności, której nie poniósł – mówi Agnieszka Rosa z zespołu prasowego PZU S.A. - W tym wypadku osoba taka otrzyma od nas merytoryczne wsparcie w zakresie ponoszenia prawnej odpowiedzialności.

WP:

Tomasz Budzik

mw/sj

d4kkidp
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4kkidp
Więcej tematów