"Trudno było policzyć ile samochodów wyprzedziliśmy. Na szczęście jechały w grupach i za jednym zamachem wyprzedzaliśmy po kilka aut. Nazywaliśmy te grupy pociągami, a do siebie mówiliśmy, że jest kolejny pociąg do zrobienia" - mówił po czwartym etapie Rajdu Dakar Krzysztof Hołowczyc, jadący z pilotem Jean-Markiem Fortinem.
"Za szybko jednak chcieliśmy powrócić do czołówki rajdu. Przed wydmami nie zmniejszyliśmy ciśnienia w oponach, ale pomimo tego przejechaliśmy je bez problemów. Niestety, w końcówce wpadliśmy na kępy słynnej wielbłądziej trawy i tam zagrzebaliśmy auto. Odkopywanie zajęło nam bardzo dużo czasu" - opowiadał na mecie Hołowczyc, który zajął na tym etapie 46. miejsce.