Hołowczyc: pogubiliśmy drogę
Krzysztof Hołowczyc do 12. etapu Rajdu Dakar startował z szóstej pozycji i długo spisywał się rewelacyjnie. Szybko doścignął rywali na trasie, a na ostatnim punkcie pomiaru czasu był drugi. Jednak kilka kilometrów przed metą załoga Orlen Teamu źle wytyczyła drogę i ugrzęzła w kopnym piachu.
- Pogubiliśmy drogę. Pojechaliśmy w miejsce, gdzie były wyłącznie ślady motocykli. Nadrobiliśmy dobre dziesięć kilometrów. A kiedy zorientowaliśmy się, że błądzimy, trochę siadła nam motywacja. Wiedzieliśmy, że już nie wygramy. Szukając dobrej drogi nie spuszczaliśmy ciśnienia w ogumieniu - chcieliśmy dogonić czołówkę - i zakopaliśmy się w wydmach. Musieliśmy wyjść i kopać - powiedział na mecie dziennikarzom olsztynianin.
Motocykliści kontynuowali maraton. Noc spędzili na biwaku, innym niż samochody oraz serwisanci. Nie można było korzystać z pomocy assistance. Zawodnicy mogli wyłącznie używać rzeczy, które zabrali ze sobą.
Przygody na wydmach nie ominęły Polaków. Czachor postanowił atakować i... najechał bardzo agresywnie wydmy, próbując ominąć wolniej jadących zawodników. Jakby za karę ugrzązł na kilka minut.
- Noc spędziliśmy na stadionie, na wykładzinie, nie dostaliśmy ciepłych ciuchów; organizator stworzył nam prawdziwy klimat dakarowy. Startując odczuwałem skutki tego survivalu. Ponieważ wydmy są moją specjalnością, chciałem pojechać tam szybciej. Wyprzedziłem sporą część grupy, a później wybrałem inny niż konkurenci ślad i zakopałem się w piachu. Taki jest już Dakar, kto nie ryzykuje, ten nie dojeżdża na wysokich pozycjach - komentował Czachor.
Bardzo dobrze czujący wydmy Dąbrowski również utrzymał niezłe tempo. W klasyfikacji byłby wyżej, gdyby nie pomyłka nawigacyjna. - Biwak, na którym spaliśmy, przypominał prawdziwe afrykańskie obozowisko. Podobnie odcinek specjalny, był bardzo piaszczysty, trochę na miarę dawnych Dakarów. Lubię jazdę po kopnym piachu, więc przyśpieszyłem. Wtedy trochę pobłądziłem i zakopałem się; pustynia nie wybacza błędów - zaznaczył zawodnik Orlen Teamu.