Test: Harley-Davidson CVO Road Glide ST - potężny "sport" po Amerykańsku
Najmocniejszą stroną Harleya-Davidson od lat jest legenda marki i cały styl życia z nią związany. Amerykanie więc muszą balansować na cienkiej linie - z jednej strony tworząc lepsze, bardziej konkurencyjne motocykle, a z drugiej nie zatracając swojego charakteru. Najnowszym efektem tej trudnej pracy jest Road Glide ST oferowany w linii CVO.
Harley-Davidson musi wyglądać, tu nie ma dwóch zdań, a linia CVO (choć teraz służy też do wprowadzania nowości do oferty) powstała właśnie po to, aby ten wygląd wynosić na jeszcze wyższy poziom. Zacznijmy więc od tego, jak CVO Road Guide ST się prezentuje. Nie chcę na starcie wyjść na kogoś, kto usprawiedliwia swoją opinię lub ten motocykl, ale moim zdaniem na żywo wygląda on zdecydowanie lepiej niż na zdjęciach. Zatem jeśli już wam się podoba, to będzie tylko lepiej, jeśli macie wątpliwości, to musicie się sami przekonać.
Wielka owiewka typu shark nose podkreśla rozmiary motocykla, ale też stanowi niezłą osłonę przed wiatrem, którą w okolicy kolan wspomagają regulowane dodatkowe deflektory. To połączenie stylu z funkcjonalnością widać też w dwóch dość sporych schowkach, znajdujących się po bokach owiewki. W prawym z nich umieszczono gniazdo USB-C.
Kolory i użyte materiały to odważne połączenie klasyki z nowoczesnością. Z jednej strony mamy czarny lakier, który jest tak metalizowany, że w słońcu wygląda jak pokryty brokatem. Czerwone detale wyglądają świetnie i dodają całości sporo agresywności. Z tą klasyką mocno kontrastują elementy z kutego włókna węglowego - przedni błotnik, osłona zbiornika paliwa czy sportowy garb w miejscu tylnego siedzenia. Z tego samego materiału wykonano końcówki tytanowych tłumików Screamin’ Eagle. Konserwatystom może się to wydawać kontrowersyjnym połączeniem, ale mowa o "sportowej" odmianie ST i trzeba przyznać, że wszytko gra ze sobą bardzo dobrze.
Nie tylko wygląd
Zastosowanie włókna węglowego nie wiąże się jednak tylko ze stylem, ale też obniżeniem masy. Między innymi dzięki niemu CVO Road Glide ST waży 363 kg. Oczywiście może tu się pojawić uśmiech na twarzy, gdyż nadal można żartować, że wymiarami i ciężarem ten Harley gra w klasie domków jednorodzinnych, jednak jest to aż o 12 kg mniej niż w przypadku standardowego Road Glide’a w wersji CVO.
Jest więc sportowo? No nie, ale jak na Harleya… Road Guide ST ma do tego regulowane (z przodu i z tyłu) zawieszenie, które nawet przy miękkich nastawach jest dość twarde. Rzekłbym nawet, że najtwardsze wśród klasycznych Harleyów. To natomiast przekłada się na zaskakujące pewne prowadzenie. Motocykl bardzo chętnie składa się w zakrętach i jest kolejnym dowodem na to, że Amerykanie chcą zerwać z łatką producenta motocykli, które ładnie wyglądają, ale nie skręcają.
Do agresywniejszej jazdy mają też zachęcać hamulce Brembo, jednak tu przekonujemy się, że fizyki nie da się oszukać. Tak jak nisko położony środek ciężkości skutecznie ukrywa masę motocykla podczas jazdy, tak gdy chce się go zatrzymać, nie ma mowy o hamowaniu jak w sportach, nakedach czy nawet większych turystykach typu adventure. Co charakterystyczne - balans hamulców jest też mocniej przesunięty na tył w porównaniu do wymienionych motocykli.
Źródła: WP
Harley-Davidson CVO Road Glide ST to przede wszystkim maszyny do pokonywania dużych dystansów. O związanych z tym cechach silnika za chwilę. Natomiast trzeba tu wspomnieć o dobrze wyglądającym, ale przede wszystkim całkiem wygodnym siedzisku. Do tego dochodzą podesty i wyżej poprowadzona kierownica - zestaw, który zapewnia, że dłuższa jazda nie powoduje zmęczenia. Znaczenie mają też światła. Przednie bardzo dobrze oświetla drogę podczas nocnej jazdy za miastem. Tylne natomiast to świetnie zaprojektowany detal stylistyczny sam w sobie.
Potęga w dwóch cylindrach
CVO oznacza nie tylko wyjątkowy styl i drogie malowania, ale też najmocniejsze silniki. I tak CVO Road Glide ST jest najpotężniejszym seryjnym Harleyem. Nie najmocniejszym, gdyż w tej kategorii króluje 150-konna Pan America. Jednak w przypadku silników linii Milwaukee Eight chodzi o co innego - o maksymalny moment obrotowy. Choć w USA Harley sprzedaje już większe silniki, które można zamontować w miejsce seryjnych, to aktualnie największe jednostki mają oznaczenie 121. Jest to pojemność w calach sześciennych, co w zrozumiałych dla reszty świata jednostkach oznacza 1977 cm3.
Już w zeszłym roku jeździłem CVO Street Glidem z takim silnikiem. Czemu zatem piszę o wyjątkowości tego napędzającego Road Glide’a ST? Gdyż tu ma on oznaczenie High Output, czyli jest to dodatkowo podkręcona wersja. Standardowy Milwaukee Eight 121 ma 117 KM i 183 Nm. Dużo? No to tutaj mamy aż 128 KM i niesamowite 193 Nm. Czy potrzebny jest nam taki moment? Nie. Czy go chcemy? Tak!
Tu już trzeba naprawdę uważać z manetką gazu, gdyż łatwo, zamiast szybkiego katapultowania tej ogromnej maszyny do przodu, stać w miejscu mieląc tylnym kołem (co oczywiście też ma swój urok). W przypadku takiego silnika nie chodzi wcale o to, że do tej pory czegokolwiek brakowało. Tu chodzi tylko o to, aby liczby były coraz większe. Jeśli zastanawiacie, jak duży jest to zapas mocy, to jest on taki, że gdyby zamiast sześciu biegów skrzynia miała ich tylko trzy, to nadal bez problemu i komfortowo dałoby się jeździć tym motocyklem. I naprawdę nie przesadzam. Przez pewien czas tak jeździłem.
O innych cechach tego silnika pisałem już przy okazji testu CVO Street Glide’a, więc teraz już ujmę to w skrócie. Mimo praktycznie dwóch litrów pojemności z dwóch cylindrów amerykański motor zaskakuje wysoką kulturą pracy. Wibracje są przyjemne i da się z tym bardzo wygodnie żyć. Potwierdzam też to, co pisałem o zużyciu paliwa. Milwaukee Eight zdecydowanie woli podróże po bocznych drogach czy ekspresówkach, gdzie ten wielki silnik spokojnie może zadowolić się nawet mniej niż 5 l/100 km. A jak jest w mieście? Na pytanie "ile pali?" odpowiedź brzmi: "wszystko".
Amerykański król szos
Nie będę też za bardzo powtarzał się w kwestii systemu multimedialnego. Jest on wygodny w obsłudze (zarówno dżojstikiem i strzałkami na kierownicy, jak i dotykowo na ekranie), a do tego ma możliwość podłączenia Apple CarPlaya. Dobre wrażenie robią też takie detale jak solidny i ciężki kluczyk - w praktyce nie ma większego znaczenia, ale daje poczucie wysokiej jakości.
Źródła: WP
Harley-Davidson CVO Road Glide ST to prawdziwy dzik. Wygląda stylowo i agresywnie. Można się w nim zakochać od pierwszego wejrzenia. I ma tylko jedną, ale bardzo dużą wadę. Typową dla modeli CVO. A jest nią cena. Przy kwocie 49 460 euro jest to najdroższy model marki z Milwaukee (choć już tylko grosze droższy od pozostałych dwóch baggerów linii CVO). Przy aktualnym kursie oznacza to 214 tys. zł.
"Dobra" wiadomość jest taka, że Road Glide ST nie kusi opcjonalnym malowaniem za 32 tys., które można znaleźć w katalogu CVO standardowego Road Glide’a i Street Glide’a. Jednak od dawna wiadomo, że modele Custom Vehicle Operations to propozycja dla tych, dla których cena nie ma większego znaczenia, a po prostu chcą mieć wszystko to, co najlepsze. Pozostałym pozostaje mieć nadzieję, że do oferty trafi też standardowy Road Glide ST.