Krzysztof Hołowczyc dziewiąty etap Rajdu Dakar 2015 określił mianem "horroru". Zdaniem polskiego kierowcy organizator przesadził z wyborem trasy - 80 procent stanowiły potworne dziury, wyrwy, kamienie, koryta wyschniętych rzek.
Popularny "Hołek" startujący w załodze z Francuzem Xavierem Panserim, na dziewiątym etapie Dakaru zajął 6. miejsce. W klasyfikacji generalnej utrzymał czwartą pozycję.
Trasa 450-kilometrowego odcinka specjalnego z Iquique do Calamy kosztowała 52-letniego olsztynianina i jego pilota wiele wysiłku.
- Ten dziewiąty etap to był prawdziwy horror. Organizator absolutnie przesadził z wyborem trasy. 80 procent to były potworne dziury, wyrwy, kamienie, koryta wyschniętych rzek. Do tego sporo fesz-feszu, który zawiewany przez wiatr z tyłu wyprzedzał samochód, tak że długimi fragmentami jechaliśmy zupełnie po omacku, co w każdej chwili groziło wpadnięciem do głębokiego rowu po rzece lub najechaniem na jakiś głaz. To cud, że nic takiego nam się nie przydarzyło - mówił na biwaku Polak.
Przed startem załoga Lotto Team na dojazdówce przeżyła spory stres, bowiem w ich samochodzie zaczął się bardzo przegrzewać silnik. Próbowali to naprawić, ale bezskutecznie. - Na wydmy wjechaliśmy z duszą na ramieniu, bo przegrzany silnik często wchodził w tryb awaryjny, co skutkuje obcięciem mocy o jedną trzecią. Parę pierwszych wydm pokonaliśmy z trudem, a potem... silnik z kilometra na kilometr schładzał się - opowiadał Hołowczyc.
Z kolei jak "wyzdrowiał" pojazd, to pojawiły się inne problemy. - Gdzieś w połowie odcinka, na jakiejś ogromnej dziurze, tak chrupnęło mi w szyi, że przez chwilę miałem przed oczami ciemność. Potem poczułem falę ogromnego ciepła rozlewającą się po całym ciele. Chyba kręgi przejechały po rdzeniu - ocenił Hołowczyc.
Na tym problemy polsko-francuskiej załogi się nie skończyły. - Ponownie straciliśmy sporo cennych minut na szukaniu jednego z waypointów. Musieliśmy go minąć zaledwie o kilka metrów, bo po kilkunastu minutach szukania odnaleźliśmy go praktycznie w miejscu, gdzie byliśmy na początku. Pocieszające jest tylko to, że z wyjątkiem Naniego i Nassera, cała czołówka miała ten sam problem. Tym razem szczęście nie dopisało, ale z drugiej strony przecież trzynastego mogły się zdarzyć dużo gorsze rzeczy - powiedział na mecie "Hołek".