Polski kierowca, który 6 lutego uległ wypadkowi we włoskim rajdzie Ronde di Andora, przebywa na oddziale intensywnej terapii szpitala w Pietra Ligure. Polak doznał licznych obrażeń i przeszedł już dwie operacje. Trzecią zaplanowano na środę. Na szczęście stan Kubicy lekarze określają już jako "dobry".
Czy kierowca Renault zdoła pozbierać się po poważnym wypadku i znów walczyć o najwyższe cele? Znany pilot rajdowy Maciej Wisławski, który Kubicę poznał, gdy ten miał piętnaście lat, jest przekonany, że tak się właśnie stanie.
- Życzę mu jak najlepiej, bo zdaję sobie sprawę z tego, jaką drogę pokonał. Zawodowy sport samochodowy wiąże się z wielkimi wyrzeczeniami i wewnętrzną walką z samym sobą. Osiągnięcie takiego poziomu, jaki osiągnął Robert, wymaga straszliwej, ogromnej i niewyobrażalnej pracy – podkreśla w rozmowie z Wirtualną Polską Wisławski [czytaj więcej].
Jego zdaniem w powrocie do F1 i rajdów krakowianinowi pomoże jego charakter. - Miałem z nim wiele bezpośrednich kontaktów, ale nieustannie obserwuję go też w mediach. Uważam, że to człowiek o niezłomnym charakterze, ponad lanserstwem i pozerstwem. Jednocześnie jest człowiekiem o wyjątkowych i doskonałych predyspozycjach do motosportu – wyjaśnia Wisławski.
Słowa te potwierdzają wydarzenia z czerwca 2007 roku, kiedy Kubica szybko wrócił do wyścigów F1 po niezwykle groźnym wypadku, jakiemu uległ w trakcie GP Kanady w Montrealu.
Polak wypadł z toru na pobocze i roztrzaskał swój bolid przy prędkości około 230 km/h. Odbił się od bandy i koziołkując przeleciał na drugą stronę, gdzie znów uderzył w bandę [zobacz film].
Początkowo wydawało się, że pochodzący z Krakowa kierowca ma złamaną nogę. Na szczęście okazało się, że z wypadku wyszedł bez poważnych obrażeń – miał tylko lekkie wstrząśnienie mózgu i skręconą kostkę.
Dzień po wypadku Kubica został wypisany ze szpitala, a do wyścigów wrócił jeszcze w tym samym miesiącu – zajmując wysokie, czwarte miejsce w GP Francji. Co ciekawe, startując w Montrealu rok później Polak odniósł swoje pierwsze zwycięstwo w wyścigu F1. To najlepiej pokazuje jak mocny jest psychicznie.
Zresztą, już w 2003 roku Kubica przeżył groźny wypadek samochodowy, gdy jako pasażer jechał wraz z rajdowcem Łukaszem Witasem. Doznał wtedy skomplikowanego złamania ręki. W trakcie operacji chirurgicznej zainstalowano mu 18 tytanowych śrub, żeby przytrzymywały zrastającą się kość.
Według lekarzy rehabilitacja po operacji miała potrwać przynajmniej trzy miesiące. Tymczasem po upływie sześciu tygodni Kubica wrócił do sportu, zaliczając debiut w wyścigu Formuły 3. I wygrał!
Podobnych przykładów w historii F1 i rajdów samochodowych nie brakuje. Jednym z najbardziej znanych kierowców, który wrócił do sportu po poważnej kraksie jest Niki Lauda.
W 1976 roku Austriak uległ wypadkowi w GP Niemiec na torze Nuerburgring. Jego Ferrari przy dużej prędkości wypadło z trasy i zapaliło się. Lauda nie był w stanie wyjść z płonącego wraku. Miał szczęście, że wyciągnęli go inni kierowcy [zobacz film].
Austriacki zawodnik miał poparzoną głowę i twarz, a jego płuca zostały uszkodzone toksycznymi gazami. Choć po samym wypadku był przytomny, to później zapadł w śpiączkę. Sytuacja była dramatyczna - Laudzie udzielono nawet sakramentu namaszczenia chorych. Dzięki olbrzymim staraniom lekarzy z kliniki w Mannheim udało się jednak przywrócić go do życia.
W szpitalu Austriak usłyszał, żeby zapomniał o wyścigach F1. Pięć tygodni później... wrócił do ścigania. I do końca sezonu walczył o mistrzostwo. Chociaż celu nie udało się zrealizować, to i tak zawodnik swoją walecznością wzbudził zachwyty mediów i kibiców. A mistrzowski tytuł - po raz drugi w swojej karierze - zdobył rok później.
W 1999 roku groźnemu wypadkowi uległ Michael Schumacher. Podczas GP Wielkiej Brytanii na torze Silverstone wyjechał z trasy i uderzył w barierę ochronną. [zobacz film].
- Czułem, jakby moje serce przestało bić. Przed oczami zrobiło mi się ciemno i miałem problemy z oddechem. To był przerażający stan. Długo nie mogłem wyjść z szoku – opowiadał niedawno Niemiec o tym wypadku.
Schumacher złamał wówczas nogę w kilku miejscach. Mimo to, dość szybko się pozbierał i już w kolejnym sezonie sięgnął po swój trzeci tytuł mistrza świata Formuły 1.
Wypadki na torze i poza nim nie omijały kierowców F1 także w ostatnich latach. W listopadzie 2008 roku Mark Webber w trakcie zawodów w kolarstwie górskim na Tasmanii został potrącony przez samochód terenowy i w efekcie złamał nogę.
- W porównaniu z tym, co ostatnio stało się Kubicy, to ja skaleczyłem się w palec. Przeżyć coś takiego jak Robert, to dar od Boga - przyznał niedawno Australijczyk, który po swoim wypadku dość szybko wrócił do wyścigów i co jakiś czas odnosi w nich zwycięstwa.
W lipcu 2009 roku podczas kwalifikacji do GP Węgier wyjątkowo pechowemu wypadkowi uległ Felipe Massa. Przy dużej prędkości w kask uderzył go sprężyna, która odpadła z bolidu Brawn Rubensa Barrichello. Kierowca stracił przytomność, a jego bolid uderzył w barierę z opon. [zobacz film].
U Massy stwierdzono pęknięcie czaszki i uraz lewego oka. Początkowo media informowały, że życie Brazylijczyka jest zagrożone. Na szczęście dwie udane operacje przywróciły go do pełni sił. W kolejnym sezonie Massa pięciokrotnie kończył wyścigi F1, zajmując miejsce na podium.
- Przykłady kierowców wracających do sportu po wypadkach, to argument dla tych, którzy twierdzą, że to już koniec i że Robert nie da rady. Dla tych, którzy pytają, po co jeździł w rajdach i mówią, że to był błąd. Wierzę, że wróci i pokaże tym wszystkim niedowiarkom, że się mylą. I znów będziemy z niego dumni – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Krzysztof Hołowczyc, wybitny polski kierowca rajdowy [czytaj więcej].
Podobne nadzieje ma wielokrotny mistrz Polski w rajdach Leszek Kuzaj. – Jestem przekonany, że prędzej czy później Robert wróci do samochodu i będzie nim startował - mówi nam popularny „Kuzi” [czytaj więcej].
Sam w swojej karierze również miał wiele wypadków. Jeżeli chodzi o obrażenia fizyczne, to najpoważniejszych doznał w zeszłym roku podczas testów przed Rajdem Rzeszowskim. Zbiegiem okoliczności jest fakt, że podobnie jak Robert Kubica, jechał wtedy Skodą Fabią S2000 i podobnie jak on, wraz z pilotem Jakubem Gerberem.
Podczas jednego z ostatnich zjazdów załoga zjechała z drogi, wpadła do rowu i kilkakrotnie rolowała. Kuzaj uszkodził obojczyk i kręgosłup w odcinku lędźwiowym. - To był mój błąd, bo nie zapiąłem właściwie pasów bezpieczeństwa i podczas dachowania jeden pas mi się wypiął - przyznaje Kuzaj.
Znacznie bardziej bolesny był dla niego jednak wypadek, do którego doszło w grudniu 2008 roku w trakcie Rajdu Praskiego. Jego Peugeot 307 wypadł z trasy i wjechał w grupę kibiców, stojących w niedozwolonym miejscu. Dwie osoby zginęły.
- To były najtrudniejsze chwile. Dość długo borykałem się z problemami natury psychologicznej czy psychicznej. Po paru miesiącach udało mi się wrócić i znów usiąść za kierownicą samochodu – mówi Kuzaj, który przyznaje, że w powrocie bardzo pomogła mu pomoc psychologa sportowego.
- To jemu zawdzięczam to, że na odcinku specjalnym mogłem stopniowo zacząć odcinać się od całej swojej historii. I już w drugim starcie po powrocie udało mi się wygrać zawody – przypomina.
Bardzo groźny wypadek w zeszłym roku przytrafił się również innemu polskiemu kierowcy Michałowi Kościuszce. Miał miejsce podczas Rajdu Jordanii.
- Przy prędkości 140 km/h wypadłem z drogi, spadłem w przepaść i rozbiłem samochód. Wyglądało to bardzo groźnie. Co ważne, dosłownie po kilku minutach wylądował helikopter. Po 15-20 minutach byliśmy już w szpitalu, gdzie poddano nas profesjonalnej opiece medycznej – wspomina 25-letni kierowca w rozmowie z Wirtualną Polską [czytaj więcej].
Na szczęście Kościuszko nie doznał poważnych obrażeń, a jedynie mocno się poobijał. Dzięki temu w kolejnych zawodach wystartował już po sześciu tygodniach. Wśród rajdowców, którzy mieli groźne wypadki i szybko wracali do rajdów, sam wyróżnia dwa nazwiska.
- Ktoś, kto od razu przychodzi mi na myśl, to Petter Solberg, który w swojej karierze miał kilka poważnych wypadków - m.in. podczas Rajdu Niemiec w 2004 roku, kiedy poważnie rozbił swoje Subaru. Po tym bardzo groźnie wyglądającym wypadku wrócił do rajdów i dalej był szybki – wspomina polski kierowca [zobacz film].
25-latek wyróżnia też swojego rówieśnika z Finlandii, Jariego-Mattiego Latvalę. - W 2009 roku podczas Rajdu Portugalii bardzo poważnie rozbił swojego Forda Focusa. Miał siedemnaście tzw. rolek, ale wrócił jeszcze w tym samym sezonie. I nadal jeździł szybko – podkreśla Kościuszko [zobacz film].
Z kolei Leszek Kuzaj przypomina o zawodnikach, którzy największe sukcesy osiągali w latach dziewięćdziesiątych i nigdy nie poddawali się po groźnych wypadkach samochodowych.
- Nieżyjący już Colin McRae co któryś rajd doszczętnie kasował samochód, bądź uszkadzał go, a jeździł dalej, osiągając znakomite wyniki. Wsiadał do samochodu, odcinał od siebie to wszystko i był w stanie wywalczyć tytuł rajdowego mistrza świata – mówi doświadczony kierowca [zobacz film].
Mówi też o czterokrotnym mistrzu świata Tommim Mäkinenie. – Miał bardzo poważny wypadek podczas Rajdu Argentyny, a później wrócił i radził sobie znakomicie – ocenia Kuzaj [zobacz film]. - Głęboko wierzę, że z Robertem Kubicą będzie podobnie - dodaje.
Michał Bugno, Wirtualna Polska