Zimowy wypoczynek to wielka przyjemność. Nim jednak założymy na stoku narty lub deskę, trzeba dostać się do górskiej miejscowości, a to nie jest takie proste. Oprócz zaśnieżonego i oblodzonego asfaltu czekają na nas fotoradary i policyjne patrole wyposażone w „suszarki”.
Zimą nie warto zanadto spieszyć się do miejsca przeznaczenia. Zasypane śniegiem i pokryte lodem drogi potrafią stanowić pułapkę nie do pokonania. Jadąc w górach nie warto też na siłę utrzymywać tempa miejscowych kierowców. Jeżdżą oni po śniegu znacznie częściej niż mieszkańcy centralnych czy północnych regionów Polski. Oznacza to, że wielu z nich potrafi szybko zorientować się w rodzaju śniegu, po jakim jadą i jego własnościach, a co za tym idzie, dostosować technikę jazdy do warunków na szosie. Jednak nawet im zdarzają się pomyłki, które przy optymistycznym scenariuszu kończą się nieplanowaną wizytą na poboczu.
Skoro w górskich terenach trzeba jechać ostrożnie, wielu kierowców chce zrekompensować sobie tę stratę czasu, pędząc na złamanie karku, nim ich oczom ukażą się pierwsze wzniesienia. Tu jednak na krewkich kierowców czekają policjanci z ręcznym miernikami prędkości oraz fotoradary - także te w szarych obudowach. Ile ich jest? Wiele zależy od trasy, którą się wybierze.
tb/sj/tb, moto.wp.pl