Formuła 1 jest sportem, w którym często pytań jest więcej niż odpowiedzi, zwłaszcza gdy coś idzie nie tak – pisze Mikołaj Sokół w Rzeczpospolitej.
Wiele zależy od kierowcy - to on prowadzi bolid, on walczy na torze z 21 rywalami, on wreszcie otwiera szampana na podium. Ale równie ważny jest samochód, a mówiąc inaczej - praca setek ludzi zatrudnianych przez zespoły do projektowania, budowania bolidów i ich obsługi w czasie wyścigowego weekendu.
Sporo na ten temat może powiedzieć Kimi Raikkonen, zwycięzca rywalizacji o Grand Prix Australii. Fin w zeszłym roku miał słabszy samochód i nie wygrał ani razu. W sezonie 2005 co prawda aż siedem razy stanął na najwyższym stopniu podium, ale liczne defekty pozbawiły go szans na mistrzowski tytuł.
Teraz, gdy dostał do rąk najszybszy w stawce i niezawodny bolid, stał się murowanym faworytem. Robert Kubica udowodnił, że potrafi bardzo szybko jeździć. Mimo pozornie niekorzystnej strategii w niedzielnym wyścigu (miał twarde opony i cięższy bolid od partnera z ekipy, Nicka Heidfelda, i dopiero w końcówce jego samochód zacząłby jechać optymalnie), szybko znalazł się przed znacznie bardziej doświadczonym Niemcem.
Gdyby nie znany już z zimowych testów problem ze skrzynią biegów, to zapewne dojechałby do mety na czwartej pozycji. Do pełni szczęścia brakuje Kubicy już tylko mniej awaryjnego bolidu. Samochód BMW Sauber jest szybki - ustępuje co prawda Ferrari i McLarenom, ale postęp jest ogromny w porównaniu z poprzednim sezonem, kiedy szwajcarsko-niemiecka ekipa zajęła piąte miejsce w mistrzostwach świata, z wielką stratą do czołowej czwórki.