Dlaczego tak drogo? Jak ustalane są cenniki samochodów
Nawet najlepszy samochód może polec na rynku. Konkurencyjność pojazdu zależy od wielu czynników: jego wyglądu, przestronności czy oferty jednostek napędowych. Wystarczy jednak, że producent przesadzi z ceną, a nawet najlepsze auto po prostu się nie sprzeda.
Fiat Tipo dzielnie wspina się na wyższe pozycje w statystykach sprzedaży i goni najczęściej wybierany samochód przez klientów indywidualnych, czyli Opla Astrę. Sukces włoskiego auta wynika nie tylko z racji niezłego wykonania czy sporej przestrzeni bagażowej. To także kwestia odpowiednio dobranej ceny, którą może zaakceptować klient.
Jeśli samochód jest "świeżą" ofertą na rynku i jego celem jest podbicie segmentu (i uświadomienie klientów), można zdecydować się na dumping cen. Wystarczy spojrzeć na Kię Stonic, która jest zupełnie nowym modelem w ofercie koreańskiego producenta. SUV segmentu B wyceniony jest na minimum 54 990 zł, czyli znacznie korzystniej niż konkurencja. Innym przykładem z Korei jest nowy Hyundai i30 N, który ma zamieszać w klasie kompaktowych hothatchy. Na pewno zrobi to ceną, bowiem jest wyceniony na 119 900 zł. Mniej niż konkurencyjny Golf GTI czy Peugeot 308 GTI.
Jak dowiedzieliśmy się od przedstawiciela marki Hyundai,* cennik jest efektem finalnym długiego procesu, w którym biorą udział praktycznie wszystkie działy firmy.* Od działu produktu i planowania, przez sprzedaż, finanse, dział części zamiennych i akcesoriów aż po marketing. Przy tworzeniu finalnych specyfikacji brane są również pod uwagę informacje z sieci dealerskiej czy też szeroko pojętych mediów.
O tym, jak łatwo jest podciąć skrzydła dobremu produktowi, może świadczyć historia Fiata Stilo. Świetnie wyposażony kompakt podkreślał sporą liczbę gadżetów poprzez wysoką cenę zakupu, która przewyższała propozycję np. Toyoty. Klienci nie chcieli Fiata, który uważany jest za samochód dobry, lecz tani. Zamiast obniżyć cenę, postawiono na akcje reklamowe, które stanowiły 10 proc. wartości każdego egzemplarza! Cała sprawa zakończyła się porażką. Paradoksalnie, to właśnie producenci samochodów przystępnych cenowo nie mają zbyt dużych możliwości manipulowania ceną.
Wystarczy spojrzeć na marże producentów, które są tym większe im bardziej luksusowe wydaje się auto. Najwięcej na jednej sztuce zarabia Porsche (około 60 tys. zł), Audi czy Mercedes. Czym bardziej masowa marka, tym mniejszy zysk. Skoda uzyskuje kilka tys. złotych, choć są na naszym rynku marki notujące zysk na aucie w setkach złotych.
Ewentualną zniżkę można wywalczyć u dealera, który będzie musiał zrezygnować ze swojej marży. Nic więc dziwnego, że chętniej dają oni zniżki na kupno kilkunastu samochodów, licząc na ewentualne zyski z późniejszego serwisu. Ostatecznie dealer ma najmniejszy wpływ na ostateczną cenę. Największą z kolei ma… władza, bowiem jedna trzecia ceny każdego auta to podatki. Kilka lat temu wystarczyło lekkie podniesienie akcyzy, by zmniejszyć o połowę liczbę sprzedawanych aut z silnikami o pojemności większej niż 2 litry. Gdy z kolei przy zakupie pick-upa można było odliczyć VAT, nagle drogi zaroiły się od samochodów z paką.
Obecnie większość klientów indywidualnych wyjeżdżających z salonu nowym autem nie zdaje sobie sprawy, że nie są pierwszymi właścicielami. Producent odsprzedał auto do importera, ten z kolei do dealera. Każda transakcja jest opodatkowana. Płaci jak zwykle kierowca, pieniądze płyną do budżetu, a sprzedaż nowych samochodów w Polsce bije kolejne rekordy. W tym roku bez problemu przekroczy barierę 400 tys. pojazdów osobowych.