Świat Formuły 1 w sprawie afery szpiegowskiej podzielił się na dwa obozy: jedni uważają, że kara dla McLarena (odebranie wszystkich punktów w mistrzostwach świata konstruktorów i 100 mln dolarów grzywny) jest zbyt wysoka, inni są zdania, że to za mało - wszak kierowcy tej ekipy nadal walczą o indywidualny tytuł – pisze Mikołaj Sokół w Rzeczpospolitej.
Skoro zespół jest winien wykorzystywania tajnych danych najgroźniejszego rywala, to jasne, że kierowcy także na tym skorzystali.
Według Maksa Mosleya, prezydenta Międzynarodowej Federacji Samochodowej, Lewis Hamilton i Fernando Alonso też powinni stracić punkty. Mosley i kilku innych członków Światowej Rady Sportów Samochodowych utrzymują, że nie powinno się przyznawać tytułu kierowcy, który do pokonania rywali wykorzystał nielegalnie zdobyte informacje - a to zostało potwierdzone podczas przesłuchań członków ekipy McLaren. W Formule 1 zawodnik ponosi karę np. za niedowagę samochodu choćby o 1 kg (wykluczenie z wyścigu) czy awarię silnika (przesunięcie do tyłu na starcie), choć nie jest bezpośrednio winien, bo to mechanicy i inżynierowie odpowiadają za przygotowanie bolidu.
Nie inaczej powinno być i w tej sytuacji - Hamilton i Alonso ścigają się samochodami, w których pewne rozwiązania techniczne (np. układ hamulcowy)
opracowano na bazie danych Ferrari. Obaj znali strategię tankowań rywali w inaugurujących sezon wyścigach. McLaren miał dostęp do nowinek technicznych stosowanych przez włoski zespół, wskutek czego po GP Australii zgłosił protest w sprawie jednego z rozwiązań, które natychmi ASt zostało zakazane. Wreszcie, co potwierdził Kimi Raikkonen (były kierowca McLarena, obecnie w Ferrari), zespół McLarena od wielu lat podsłuchuje i rozszyfrowuje kodowane transmisje radiowe pomiędzy inżynierami Ferrari a zawodnikami.
_ rel="nofollow">Więcej w „Rzeczpospolitej” _Więcej w „Rzeczpospolitej”