Wszyscy zawodnicy reprezentacji Polski, którzy dotarli już do Ameryki Południowej podkreślają, że tegoroczny Dakar będzie ekstremalny. I nie chodzi tylko o dwa etapy maratońskie, czy jazdę na wysokościach znacznie przekraczających 3000 m n.p.m., ale również pogodę, która od pierwszych dni pobytu w Argentynie daje im się we znaki.
W ostatnich dniach grudnia w Buenos Aires panowały ogromne upały. Lokalne media podawały informacje o rekordowo wysokiej temperaturze, która znacznie przekraczała 40 stopni w cieniu, a na terenach, którymi prowadzi trasa tegorocznego Dakaru sięgała powyżej 50 kresek. Z nowym rokiem przyszło załamanie pogody i na głowy kierowców "szturmujących" brzegi Ameryki Południowej spłynęły ulewne deszcze, połączone z ostrymi burzami.
Te nagłe zmiany pogody nie pozostały bez wpływu na zawodników Poland National Team. Część z nich musiała zrezygnować z treningów na sprzęcie, który ostatni raz widziała pod koniec listopada we francuskim porcie Hawr. Inni… utknęli na lotnisku.
Załoga MANa w składzie Grzegorz Baran, Robert Jachacy i Paweł Grot oraz Jarosław Kazberuk i Maciej Marton z potężnej Tatry zamiast w Buenos Aires wylądowali w Montevideo. Po kilku godzinach oczekiwania na lotnisku w stolicy Urugwaju, w końcu udało im się dotrzeć do Argentyny, ale ich podróż z ojczyzny wydłużyła się tym samym do 24 godzin.
Teraz polskich "ciężarowców" czeka już "tylko" droga do Rosario, a w piątek najbardziej uciążliwa część rajdu, czyli odbiory techniczne i administracyjne. Wypełnianie i podpisywanie setek stron dokumentów w atmosferze rosnącego podekscytowania, zawsze określane jest przez rajdowców, jako przykry obowiązek.
Na miejscu startu rywalizacji są już załogi Piotra Beaupre i Jacka Lisickiego oraz Rafał Sonik. Jak na razie jednak wszystkie zespoły są rozsiane po okolicy Rosario, a do pierwszego spotkania całej reprezentacji dojdzie podczas załatwiania formalności.