Ciąg dalszy procesu Roberta N. "Froga” – zaskakujące opinie biegłych sądowych
Prawie trzy lata temu media nagłośniły film, na którym kierowca sportowego BMW szaleje ulicami Warszawy. Jazda pod prąd, przekraczanie podwójnej ciągłej, przejazdy przez skrzyżowanie na czerwonym i jazda z wysoką prędkością to w kółko powtarzające się elementy filmu, którego autorem był Robert N. pseudonim "Frog”. Miał on być sądzony za sprowadzenie zagrożenia katastrofą drogową, jednak według biegłych sądowych, takiego zagrożenia nie było.
Na początku czerwca 2014 roku w sieci pojawiło się kilkunastominutowe nagranie, na którym kierowca białego BMW szaleje ulicami Warszawy. Jak się później okazało, nie był to pierwszy wybryk Roberta N. 14 lutego 2014 roku Mercedesem uciekał przed policją na obwodnicy Kielc.
Do tej pory, kierowca ten został już pięciokrotnie skazany za ponad 100 wykroczeń drogowych. Całą sprawę podzielono na pięć etapów, ponieważ w czasie nagrywania łamał przepisy w pięciu stołecznych dzielnicach.
Obecnie prokuratura w Płocku prowadzi śledztwo, w którym "Frog” Robert N. odpowiada nie jak wcześniej za wykroczenia, ale za przestępstwo. Chodzi o sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy drogowej, za które grozi nawet do 8 lat pozbawienia wolności. Według prokuratury, "Frog" miał się tego dopuścić zarówno w Warszawie, jak i w Kielcach. We wtorek 30 maja biegły stwierdził, że nie zauważył niczego, co mogłoby taką katastrofę spowodować.
Dodatkowo biegły ten, analizując nagrania z obu przejazdów, obliczył prędkość jazdy Roberta N. Momentami miała ona dochodzić nawet do 220 kilometrów na godzinę.
Podczas ostatniej rozprawy jeden z obrońców "Froga" - mecenas Radosław Baszuk zapytał biegłego, czy w jego ocenie na filmach doszło do sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu drogowym?
Biegły stwierdził, że sytuacją, która spełnia te kryteria jest jedynie ucieczka samochodu betonomieszarki w obszar prawego pobocza i samochodu dostawczego, jadącego po stronie przeciwnej, co umożliwiło przejazd samochodu mercedes pomiędzy tymi pojazdami. Widać to na nagraniu z policyjnej kamery w czasie pościgu na obwodnicy Kielc.
Co ciekawe, w czasie nagrania z Warszawy biegły nie dopatrzył się takiej sytuacji.
Dziennikarz tvn24.pl ustalił, że z orzecznictwa Sądu Najwyższego wynika jasno, że aby mówić o niebezpieczeństwie katastrofy nie wystarczy zwykłe niebezpieczne zdarzenie na drodze. Kluczowe w treści zarzutu jest bowiem słowo "bezpośrednie", co oznacza, że zagrożenie nie może być tylko hipotetyczne.
Zdaniem Sądu Najwyższego, niebezpieczeństwo katastrofy zachodzi wtedy, gdy inni kierowcy są zmuszeni do wykonywania gwałtownych manewrów, aby uniknąć kolizji.
Dodatkowo, sformułowania katastrofa używa się, gdy dochodzi do uszkodzenia mienia w wielkich rozmiarach, albo w przypadku obrażeń bądź śmierci wielu osób. Zwyczajowo przyjęto, że tych ofiar musi być dziesięć.
Według biegłego, w żadnej sytuacji na filmie nie mogło dojść do wypadku, w którym ucierpiałoby dziesięć lub więcej osób. Obrońcy podkreślają też, że manewry kierowców reagujących na brawurową jazdę nie były gwałtowne.
Wygląda na to, że po raz kolejny organy ścigania nie potrafią sobie poradzić z dobrymi obrońcami pirata drogowego. Trzy lata temu, kiedy w mediach było głośno o nagraniach, przedstawiciele policji i politycy wygłaszali odważne sformułowania, a dodatkowo zaostrzono przepisy drogowe. Niektóre już weszły w życie, a inne będą działały od 1 czerwca 2017 roku. Teraz za poważne przekraczanie prędkości w mieście można stracić prawo jazdy, a niebawem za ucieczkę przez policją będzie można trafić za kratki. Chyba, że ktoś zatrudni skutecznych prawników.
Źródło: tvn24.pl