Trwa ładowanie...

Chilijczyk prześladował Małysza. Mówił, że to wojna...

Chilijczyk prześladował Małysza. Mówił, że to wojna...Źródło: Agencja DPPI
d4h5sxt
d4h5sxt

W trakcie niedawnego Rajdu Dakar sporo krwi napsuł Adamowi Małyszowi Chilijczyk Boris Garafulic, który uparcie składał na niego protesty. Były skoczek narciarski oraz jego pilot Rafał Marton ze szczegółami opowiedzieli nam o problemach, które raz po raz przysparzał im 49-letni zawodnik zespołu Monster Energy X-Raid.

Garafulic, który wraz z francuskim pilotem Gillesem Picardem startował autem Mini All4 Racing, w klasyfikacji generalnej Rajdu Dakar ostatecznie zajął dwunastą pozycję - uplasował się więc o trzy lokaty wyżej od Małysza i Martona. Jak się okazuje, z polską załogą nie zawsze walczył jednak uczciwie...

- Wszystko zaczęło się, kiedy jechaliśmy bardzo szerokim korytem rzecznym, gdzie było dosłownie parę śladów. Garafulic dawał nam Sentinelem sygnał, że chce nas wyprzedzić. Tymczasem kiedy zjechaliśmy w prawo, on również… skręcał w prawo. Zjeżdżaliśmy w lewo, a on… za nami w lewo. Robił to mimo, że było szeroko i swobodnie mógł nas wyprzedzać! - wspomina w rozmowie z Wirtualną Polską rozemocjonowany Adam Małysz.

d4h5sxt

- Później Chilijczyk twierdził przed sędziami, że nie chcieliśmy go puścić. Przekonywał, że powinniśmy byli się zatrzymać. A przecież nie ma takiego przepisu! Jest przepis, że musimy go przepuścić, więc parokrotnie próbowaliśmy to zrobić. Tymczasem on, jak na złość, uparcie jechał naszym śladem. Wyprzedził nas dopiero, jak całkowicie zjechaliśmy na bok i zwolniliśmy prawie do zera. Na mecie musieliśmy się tłumaczyć. Na szczęście sędziowie nas uniewinnili - zaznacza 35-letni sportowiec.

Jak się okazało, był to dopiero początek problemów z awanturującym się rywalem.

- Kolejny dzień był taki, że to my doszliśmy go w górach, jechaliśmy za nim sporo kilometrów, a on nie chciał nas puścić. Na mecie podszedłem do niego i… "podziękowałem" mu za jego zachowanie. Odpowiedział, że nie słyszał naszych sygnałów - relacjonuje Małysz w rozmowie WP.PL.

- Tego dnia pojawiły się głosy, żeby złożyć na niego protest, ale powiedziałem, żeby tego nie robić. Jesteśmy sportowcami i walczymy gdzie indziej. Nie na papierku! Ostatecznie protestu nie złożyliśmy - wyjaśnia polski kierowca.

d4h5sxt

To, czego nie zrobił Małysz z Martonem, wkrótce po raz kolejny uczynił ich prześladowca z Chile.

- Sytuacja wyglądała w taki sposób, że wyprzedziliśmy Kamaz od którego byliśmy dużo szybsi. Kilometr dalej zjechaliśmy w kamienistą drogę, co sprawiło, że to Kamaz zaczął jechać szybciej. Słyszeliśmy jak daje nam sygnał Sentinelem, ale kamienie były dla nas bardzo niewygodne. Jako, że nie chcieliśmy uszkodzić samochodu, przez pewien czas nie zjeżdżaliśmy na bok. Puściliśmy go dwa kilometry dalej - opowiada „Orzeł z Wisły”.

- Po dojechaniu do mety okazało się, że znów jest protest. I znów złożony przez tego pana z Chile, który stwierdził, że... to on był za nami, a nie Kamaz. Twierdził, że złamał sobie wahacz - wspomina z niesmakiem Małysz.

d4h5sxt

Jego pilot Rafał Marton nie chce oceniać zachowania Garafulica, jednak otwarcie przyznaje, że jego działania na trasie nie były zgodne z duchem fair play.

- Na Dakarze są różni ludzie. Mniej lub bardziej agresywni oraz mniej lub bardziej fair. Mam swoje zdanie na ten temat, ale zachowam je dla siebie. To, co mogę powiedzieć, to tyle, że w moim przekonaniu Chilijczyk nie był fair. Jeżeli chodzi o protesty, to podczas wcześniejszych Rajdów Dakar, w których startowałem, nigdy nie spotkałem się z taką eskalacją problemu - mówi Wirtualnej Polsce 41-letni pilot.

Bardziej emocjonalnie do tematu podchodzi Adam Małysz, który nie ukrywa, że protesty Garafulica były dla niego sporym utrudnieniem.

d4h5sxt

- To były dla mnie bardzo niemiłe przeżycia, które mocno mnie zmęczyły. Myślę nawet, że dużo bardziej niż sama jazda! To wszystko dla mnie osobiście było bardzo trudne psychicznie. Dziś mogę powiedzieć, że były to najgorsze chwile Dakaru. Bo cała reszta była bardzo fajna - zaznacza.

- To, co wyczyniał ten Chilijczyk, było dla mnie szokujące. Zwłaszcza, jak w pewnym momencie powiedział, że nie powinno mnie tam być, bo nie umiem się zachować. Na szczęście jednak sędziowie stwierdzili zupełnie co innego. Mówili, że to ten pan jest dość wybuchowy i że była to wręcz jego wina. Kiedy po raz kolejny zostaliśmy uniewinnieni, miałem satysfakcję, że jest jeszcze jakaś sprawiedliwość na tym świecie. Sędziowie stanęli na wysokości zadania - mówi 35-latek.

Co ciekawe, między składaniem kolejnych protestów Boris Garafulic zarzucił Polakom, że próbują... rozpętać wojnę między Red Bullem a Monsterem.

- Kiedy szefowie mojego zespołu to usłyszeli, tylko się uśmiechnęli i pokiwali głową. Nie wiadomo, skąd to sobie ubzdurał. W towarzystwie sędziów wyjaśniałem mu, że nic do niego nie mam i że przyjechałem tam dobrze się bawić i spełniać na trasie swoje marzenia. Nie wiem, dlaczego nie był w stanie tego zrozumieć - kończy Małysz.

Michał Bugno, Wirtualna Polska

Obserwuj @Michal_Bugno

d4h5sxt
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4h5sxt
Więcej tematów