W Indiach rozpoczął się strajk generalny zorganizowany przez partie opozycyjne i związki zawodowe, które żądają cofnięcia drastycznej podwyżki cen paliw. Według BBC strajk w znacznym stopniu zakłóci codzienne życie w wielu regionach kraju.
W zeszłym tygodniu państwowe koncerny podniosły cenę paliw o ponad 11 procent. To największa podwyżka od blisko 10 lat. Firmy argumentują, że podwyżka była konieczna z uwagi na duże straty spowodowane m.in. rosnącymi cenami surowców energetycznych na świecie oraz słabym kursem rupii wobec dolara. Indie importują 75 procent potrzebnej im ropy naftowej i płacą za nią w dolarach amerykańskich.
W stolicy kraju Delhi na ulice nie wyjechały w czwartek zmotoryzowane riksze, jeden z głównych środków transportu, a w położonej na wschodzie Kalkucie strajkujący zablokowali ulice. Według BBC w stanie Karnataka, na południu kraju, uczestnicy protestu zniszczyli miejskie autobusy, a na północy najludniejszego stanu Indii, Uttar Pradeś, zatrzymali pociągi. Prowadzone są także pikiety pod siedzibami instytucji rządowych.
- Wywołamy całkowity paraliż całego kraju. To będzie największy demokratyczny protest od dłuższego czasu - ocenił rzecznik opozycyjnej Indyjskiej Partii Ludowej (BJP) Prakash Javadekar.
Od 2010 roku ceny paliw w Indiach są ustalane przez państwowe koncerny. Rząd zastrzegł sobie jednak prawo do zatwierdzania cen paliw do silników diesla, a także cen nafty i gazu do gotowania, aby chronić najuboższych obywateli i kontrolować inflację.
tb/