Bezmyślność na autostradzie ma wysoką cenę
Długość sieci autostrad wynosi w Polsce niemal 1,6 tys. km. Choć po drogach o najwyższym standardzie jeździmy już od lat, wielu kierowców wciąż popełnia na nich fatalne błędy, które narażają zdrowi i życie ich samych oraz innych uczestników ruchu. Wrogiem numer jeden jest bezmyślność.
Wypuścił psy. Skończyło się dachowaniem
Długość sieci autostrad wynosi w Polsce niemal 1,6 tys. km. Choć po drogach o najwyższym standardzie jeździmy już od lat, wielu kierowców wciąż popełnia na nich fatalne błędy, które narażają zdrowie i życie ich samych oraz innych uczestników ruchu. Wrogiem numer jeden jest bezmyślność.
Na autostradzie A2 w okolicach Żyrardowa mężczyzna zatrzymał się na pasie zieleni oddzielającym jezdnie, a następnie wypuścił dwa przewożony psy, żeby pobiegały. W efekcie doszło do dramatycznych wydarzeń. Zwierzęta wybiegły na jedną z nitek autostrady i zmusiły jadących nią kierowców do wykonywania nagłych manewrów. Jadącemu prawym pasem motocykliście udało się zahamować i ominąć psa. Mocno zwolnił również jadący za nim kierowca samochodu, ale kolejny miał już mniej szczęścia. Czerwone auto uderzyło w tył poprzedzającego samochodu i w efekcie dachowało przy dużej prędkości. Tuż po wypadku psy wróciły do samochodu właściciela, a ten po prostu odjechał. Teraz szuka go policja, która o pomoc w ustaleniu numeru rejestracyjnego sprawcy prosi Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad.
Kierowca rozbitej czerwonej skody w wyniku wypadku trafił do szpitala. - Kiedy strażacy przybyli na miejsce, mężczyzna został już wyciągnięty poza pojazd przez innych kierowców - mówi Wirtualnej Polsce Piotr Grzelecki, rzecznik prasowy żyrardowskiej straży pożarnej.
Kierowcy, który postanowił wypuścić psy na autostradzie, grozi grzywna w wysokości kilku tysięcy złotych. Jakie jeszcze grzechy popełniają kierowcy na autostradach?
Za szybko i pod prąd
Pierwszym błędem, jaki przychodzi nam do głowy w związku z jazdą autostradami, jest poruszanie się pod prąd. Owszem, tego typu przypadki zdarzają się co roku i są niezwykle niebezpieczne, ale ich liczba jest niewielka. Ma to przede wszystkim związek z coraz wyższą świadomością polskich kierowców oraz lepiej oznaczonymi wjazdami na autostrady i zjazdami z nich.
Większym problemem pozostaje zbyt szybka jazda. Choć polskie regulacje dotyczące limitu prędkości na autostradach są na tle Europy dość liberalne, to dla niejednego kierowcy 140 km/h wydaje się prędkością zbyt małą. Jeśli takie przeświadczenie dojdzie do głosu przy złej pogodzie, może skończyć się tragicznie. Jak informuje policja, to najczęstszy powód wypadków na polskich autostradach. W 2015 roku miały miejsce 134 zdarzenia o takim tle.
Za mały odstęp
To numer dwa na policyjnej liście najczęściej spotykanych przyczyn wypadków na najszybszyh trasach. Nasze autostrady w większości są nowe i zbudowane według zasad sprzyjających zachowaniu bezpieczeństwa. Szerokie i długie pasy pozwalające włączyć się do ruchu ułatwiają zadanie (w Niemczech wciąż wiele autostrad zbudowanych jest tak, że włączanie się do ruchu wygląda jak wyjazd z drogi podporządkowanej).
Tymczasem wielu z nas nie korzysta należycie z tego udogodnienia. Przede wszystkim próbujemy "się zmieścić". Zamiast poczekać, aż prawy pas będzie zupełnie wolny, korzystamy z mocy auta i wjeżdżamy przed nadjeżdżającymi pojazdami. Takie wyścigi nie mają najmniejszego sensu i są frustrujące dla tych, który jadą swoją drogą. Po drugie: zdarza się, że nie patrzymy w lusterka, nie włączamy kierunkowskazu i wyjeżdżając na drogę ze stacji benzynowej lub MOP (miejsce obsługi podróżnych) wymuszamy pierwszeństwo.
Oddzielną sprawą jest odległość między pojazdami. Tutaj też mamy wiele za uszami. Jeździmy zbyt blisko aut poprzedzających nasze, co znajduje swoje potwierdzenie w statystykach. Jak wynika z danych Komendy Głównej Policji, w 2015 roku blisko 2,4 tys. wypadków spowodowanych było niewystarczającą odległością od poprzedzającego pojazdu. Stanowi to 8,7 proc. wszystkich zdarzeń odnotowanych przez mundurowych. Ten zły nawyk szczególnie niebezpieczny jest właśnie na autostradach i w 2015 roku leżał u podłoża 17 proc. wypadków na drogach o najwyższych parametrach.
Kłopotom może zapobiec metoda, która jest bardzo prosta. Wystarczy zachować zasadę trzech sekund. Mówi ona, że trzeba wypracować sobie taki odstęp od poprzedzającego pojazdu, by w miejscu, które właśnie on mija, znaleźć się nie wcześniej niż za trzy sekundy. Łatwo sprawdzić to, korzystając z przydrożnych słupków. Wystarczy obserwować auto przed nami i odliczać czas do dojechania do niego. Dlaczego to aż trzy sekundy? Od 0,8 do 1 sekundy wynosi średni czas reakcji na bodziec - na przykład zapalające się światło stopu. Samo podjęcie akcji to kolejne pół sekundy. Uruchomienie hamulców nastąpi mniej więcej po upływie 0,2-0,3 sekundy. Nieco ponad sekunda zapasu nie jest więc żadną ekstrawagancją. W czasie deszczu lub opadów śniegu odległość należy zwiększyć.
Lekceważenie zmęczenia
Zaśnięcie za kierownicą i zmęczenie to trzecia spośród najczęściej spotykanych przyczyn wypadków na autostradach. Jazdę autostradą w dłuższej trasie wciąż traktujemy jak wyjazd do pracy. "Chwilę to potrwa i po sprawie" - myślimy. Tymczasem jazda autostradą ma swoje prawa. Refleks kierowcy, czas reakcji i skupienie pogarszają się już po godzinie, a po dwóch należałoby się zatrzymać.
Zawodowi kierowcy mogą pracować w Polsce w ciągu dnia maksymalnie 9 godzin, przy czym dopuszczalny czas ciągłego prowadzenia pojazdu nie może przekroczyć 4,5 godziny. Pozostałych kierowców nie wiążą żadne reguły. Trzeba jednak zaangażować do kierowania zdrowy rozsądek. Jak wynika z "Europejskiego barometru odpowiedzialnej jazdy 2015", czyli przeprowadzonego w 10 krajach badania ankietowego, decydujemy się na zatrzymanie później niż obywatele innych europejskich państw. Polscy ankietowani przyznali, że przerwę w prowadzeniu samochodu robią sobie średnio po 4 godzinach i 10 minutach jazdy. Tymczasem w Hiszpanii czas ten wyniósł 2 godziny i 47 minut, we Francji 2 godziny i 52 minuty, w Holandii 2 godziny i 54 minuty, a w Wielkiej Brytanii 2 godziny i 55 minut.
Podczas przerwy warto pooddychać świeżym powietrzem, dotlenić się. Świetnym sposobem na zniwelowanie skutków długotrwałego pozostawiania w jednej pozycji są ćwiczenia fizyczne. Przysiady i skłony powinny pomóc na zastane mięśnie, a dodatkowo dają zastrzyk energii lepszy niż wypita kawa. Ta pomaga, ale jedynie przez pół godziny.
Jazda bez kierunkowskazów
O ile w miastach takie lekceważenie innych kierowców może spowodować kolizję, o tyle na naprawdę szybkiej drodze dużo poważniejsze konsekwencje. Zmianę pasa trzeba sygnalizować nie tylko z szacunku, ale by chronić swoje bezpieczeństwo. Kierowca auta nadjeżdżającego z tyłu z dużą prędkością musi mieć szansę, by zareagować.
Zmieniać pas należy według zasady LDKM (lub LKM). Jest prosta: najpierw zerkamy w lusterko, potem podejmujemy decyzję *o zmianie pasa, wreszcie włączamy *kierunkowskaz, a na końcu wykonujemy manewr.
Jako kierowcy bardzo często zmieniamy sekwencję czynności. Zaczynamy od włączenia kierunkowskazu, zamiast od zerknięcia w lusterko. Albo gorzej: manewr wykonujemy jednocześnie z włączeniem migacza. No i najgorszy wariant: zerkamy w lusterko i zmieniamy pas, ale bez włączenia kierunku.
Blokowanie lewego pasa
Królowie lewego pasa to polska specjalność. Zwłaszcza na zatłoczonych drogach ekspresowych dają się innym we znaki. Ich lekceważenie doprowadza do pasji tych szybszych. Skłania do zachowań, które są niebezpieczne, przede wszystkim jeżdżenia "na zderzaku".
Reakcji na zachowania uporczywie poruszających się lewym pasem jest zresztą więcej. Wszystkie należą do niebezpiecznych i frustrujących. Miganie światłami i trąbienie to najłagodniejsze z nich. Tymczasem wystarczy jedna prosta czynność po wyprzedzeniu auta, które porusza się wolniej. Trzeba z powrotem zjechać na prawy pas. I po sprawie.
Zatrzymywanie się i jazda niesprawnym autem
Wciąż są wśród nas kierowcy, którzy uważają, że na autostradzie można zatrzymać się z błahego powodu. Chociażby z takiego, że dziecku chce się do toalety. Pobocza pełne są aut, których właściciele postanowili zatrzymać się "na chwilę". To nie tylko nielegalne, ale śmiertelnie niebezpieczne.
Do nieplanowanego postoju w przypadkowym miejscu może zmusić nas także jazda niesprawnym autem. Zagrożenie płynące z takiego postępowania jest oczywiste. Przed każdym dłuższym wyjazdem samochód warto sprawdzić we własnym zakresie. Skontrolować opony. Głębokość bieżnika nie może być niższa od 1,6 mm. Ważne jest również ciśnienie. Właściwe zapewni nam komfortową i bezpieczną podróż. Ciśnienie można sprawdzić niemal na każdej stacji paliw, ale trzeba pamiętać, by pomiaru dokonywać na zimnych oponach, czyli po przejechaniu dystansu nie dłuższego niż kilka kilometrów. Właściwą wartość ciśnienia znajdziemy na nalepce znajdującej się na ramie drzwi kierowcy lub na osłonie wlewu paliwa.
Przed wyruszeniem w dłuższą podróż warto też sprawdzić poziom oleju silnikowego, płynu chłodniczego oraz płynu do spryskiwaczy. Zwróćmy też uwagę na apteczkę, gaśnicę i trójkąt ostrzegawczy. To elementy obowiązkowego wyposażenia samochodu. Warto mieć przy sobie również latarkę i kamizelkę odblaskową, a także koce - szczególnie jeśli podróżujemy z dziećmi.
Poddawanie się agresji
Dwa mijające się w żółwim tempie TIR-y z litewskimi tablicami rejestracyjnymi to frustracja. Ale chyba nie tak wielka, by ryzykować życiem? Tymczasem wielu z nas potrafi "mścić się" potem na kierowcach, zajeżdżając im drogę, a nawet wyhamowując przed nosem wielotonowej ciężarówki. Tak samo agresywni jesteśmy, gdy inni kierowcy popełnią błąd lub są agresywni w stosunku do nas. Zamienianie autostrady w bokserski ring to jednak prosta droga do wypadku.
Nie ma innej rady, trzeba zacisnąć zęby i powstrzymać złość. Świetnie sprawdzają się w takich przypadkach zasady jazdy defensywnej. Co to takiego? To styl prowadzenia samochodu zdefiniowany w USA w połowie XX wieku i rozpowszechniony w krajach skandynawskich. Polega on na unikaniu zagrożeń, które da się przewidzieć.
Kierowca, podczas prowadzenia wnikliwie i z wyprzedzeniem obserwuje sytuację na jezdni i poboczu, starając się przewidzieć potencjalne zagrożenia. Defensywna jazda to unikanie ryzykownych manewrów, odpowiednio wczesne sygnalizowanie swoich zamiarów kierunkowskazami, światłami stopu, a w razie hamowania do małych prędkości na autostradzie czy drodze ekspresowej również światłami awaryjnymi. Jej elementem jest unikanie agresji i niewdawanie się w drogowe utarczki z innymi kierowcami.
Jak pokazuje praktyka, jazda defensywna przyczynia się do obniżenia ryzyka wypadku, a przy okazji obniża zużycie paliwa i potrafi ustrzec przed mandatem.
Opr. Tomasz Budzik, moto.wp.pl