Awaria sygnalizacji świetlnej w Białymstoku. Kierowcy wniebowzięci
Awarie zwykle kojarzą nam się z kłopotami. Tym razem było inaczej – wyłączenie sygnalizacji świetlnej usprawniło ruch. Takie zdarzenie miało miejsce na białostockich ulicach.
W zeszły piątek, około południa, kierowcy w Białymstoku zaczęli zauważać problemy z sygnalizacją świetlną. Na skutek awarii system zwyczajnie się wyłączył, co początkowo przełożyło się na powstanie korków. Jednak miasto "odetkało" się błyskawicznie, a ruch na drogach odbywał się płynniej niż kiedykolwiek. Kierowcy chętnie pisali o swoim zadowoleniu na portalach społecznościowych.
System zarządzania ruchem, który uległ awarii kosztował nie małe pieniądze. Na jego wprowadzenie w życie wydano około 30 mln zł, w tym fundusze z dofinansowania od UE. Biorąc pod uwagę sytuację z piątku można wysnuć tezę, że była to mało trafiona inwestycja.
W teorii system miał zapewniać "zielone fale" oraz wyłapywać piratów drogowych. Pomysł od początku miał wielu sceptyków. Tuż po jego wejściu w życie wielu kierowców zauważyło, że częściej spowalnia jazdę, niż ją ułatwia. Teraz apelują, by miasto wyłączyło system na stałe. Niektórzy internauci żartobliwie stwierdzają, że awaria była właśnie obiecaną "zieloną falą".