Auto w abonamencie? To propozycja nie dla wszystkich
Wynajęcie samochodu to jeszcze niedawno usługa, o jakiej większość z nas myślała jedynie w perspektywie wakacji albo służbowego wyjazdu. Tymczasem to coraz dynamiczniej rozwijający się sektor, tak dla firm, jak i dla klientów indywidualnych. Przebojem może okazać się też abonament na użytkowanie auta, ale pod pewnymi warunkami.
Tego typu usługę wprowadziło już na naszym rynku sporo marek, współpracujących z najważniejszymi graczami rynku CFM (car fleet managenent – zarządzania flotą). Pionierem był Hyundai, który wraz z Masterlease zaoferował w takim systemie kilka swoich modeli, w jego ślady szybko podążyła grupa Volkswagena. Stała miesięczna opłata wynosi od kilkuset do niemal 2 tys. złotych (w zależności od wybranego modelu i jego wersji), a po zakończeniu okresu umowy istnieje możliwość przedłużenia jej z kolejnym, nowym samochodem.
Na czym w skrócie polega tego typu usługa? Klient podpisuje z dealerem samochodowym umowę na użytkowanie auta, które wybrał z aktualnej oferty dotyczącej tej usługi (bowiem nie wszystkie modele i nie wszystkie ich wersje są nią objęte). Abonament jest niczym innym, tylko formą średnio lub długoterminowego wynajmu bez możliwości wykupu auta (co ma miejsce w przypadku leasingu). Użytkownik nowego pojazdu nie spłaca jego wartości, a wnosi opłatę za korzystanie, w ramach którego otrzymuje m.in. serwis, odpowiednie do sezonu komplety opon oraz ubezpieczenie. Po upłynięciu terminu abonamentu, co zwykle trwa od ponad 6 do kilkunastu miesięcy, samochód wraca do właściciela, a klient może przedłużyć umowę wybierając kolejny, nowy model z oferty.
Zalety tego rozwiązania? Przede wszystkim bieżące koszty - są niższe niż w przypadku klasycznego leasingu lub kredytu. Nie ma także opłaty wstępnej, która w przypadku innych form finansowania może wynosić ok. 10 proc. wartości pojazdu. Rozglądając się za samochodem o wartości ok. 60 tys. złotych, trzeba się liczyć z opłatą przekraczającą 1000 zł miesięcznie. Dostawca samochodu udostępnia w ramach abonamentu szereg usług dodatkowych, takich jak przeglądy, ubezpieczenia czy komplety opon. Dla wielu niebagatelne znaczenie będzie miał stały dostęp do nowych modeli w ofercie. I na koniec - brak kłopotu ze sprzedażą używanego samochodu oraz ponoszenia kosztów jego deprecjacji (spadku wartości). Ale oczywiście nie może się obejść także bez wad.
Całościowe wyliczenie kosztów użytkowania wypożyczonego samochodu wcale nie musi wypaść na korzyść tego rozwiązania, przy zestawieniu go z byciem właścicielem. To w znacznym stopniu zależy od sposobu eksploatacji, umowy (np. leasingu, gdzie można negocjować finalną cenę auta) oraz ostatecznej utraty wartości. W umowie abonamentowej jest zawarta klauzula o limicie kilometrów, które można przejechać w ciągu roku, a na tej podstawie ustalana jest też wysokość miesięcznej raty. Zwiększenie tego limitu pociągnie za sobą znacząca zmianę w opłacie. Na razie dealerzy udostępniają w ramach abonamentu jedynie wybrane modele i w określonych wersjach silnikowych oraz wyposażenia. Rata obejmuje nie tylko samo korzystanie z auta, ale także obowiązkowy pakiet usług wraz z marżą właściciela, która będzie wyższa od opłaty w leasingu czy też w kredycie. Nie jest się prawnym właścicielem samochodu i umowa nie przewiduje takiej możliwości (oczywiście po cenie rynkowej, użytkowany samochód można po zakończeniu umowy odkupić).
Kto zatem może być zainteresowany samochodem w abonamencie? Przede wszystkim małe firmy, bowiem wszelkie koszty są mile widziane przez księgowość. Jest to także oferta dla klientów indywidualnych, których stać na tego typu usługę i którzy są zainteresowani w miarę częstą wymianą pojazdu na nowy, lepszy model. Ci, którzy się obawiają przywiązania do jednej marki (korzystając z usługi w Hyundaiu, nie pożyczymy sobie później Audi)
, mogą zainteresować się takimi ofertami przedstawianymi np. przez banki, dla których akurat marka samochodu ma najmniejsze znaczenie. W zamian za stałą opłatę otrzymują auto, pakiet usług i brak zmartwień związanych z posiadaniem na własność automobilu. A tych wcale nie jest mało.
Borys Czyżewski