Choć boski Elvis kochał Cadillaki - dla niego zrobił wyjątek, Oldsmobile Ninety Eight z 1958, jest esencją amerykańskiego stylu. Potężna karoseria, długie skrzydła i barokowy przepych, graniczący z kiczem.
Jeden z tych unikalnych samochodów przeszedł gruntowną odnowę i jeździ dziś ulicami Trójmiasta. Powstał w roku 1958, z wielu powodów wyjątkowym dla amerykanów. Gdy w Lansing w stanie Michigan spawano ramę podwozia, z przylądka Canaveral na Florydzie w wielkiej tajemnicy przed całym światem wysłano w przestrzeń kosmiczną pierwszego amerykańskiego sztucznego satelitę ziemi. W tym samym roku powstała agencja lotów kosmicznych NASA, a prezydent Dwight Eisenhower zdecydował o przyłączeniu do USA Alaski, która stała się 49 stanem. Amerykański inżynier Jack Kilby zademonstrował pierwszy na świecie układ scalony, a w Polsce dokonano oficjalniej prezentacji pierwszego modelu Żuka i zapoczątkowano działalność Ochotniczych Hufców Pracy.
Firma Oldsmobile od początku swojego istnienia była innowacyjną marką. Wszystko zaczęło się w 1897 roku, kiedy to syn właściciela fabryki maszyn parowych, inżynier Ransom Eli Olds założył firmę produkującą powozy z napędem spalinowym. W 1926 roku zaczęła się era z
dobienia karoserii pojazdów licznymi, chromowanymi elementami. W czasie II Wojny Światowej przemysł samochodowy w USA znacznie zwolnił, ale właśnie wtedy powstał model Series 96, protoplasta prezentowanego egzemplarza.
Barokowy przepych
Oldsmobile Series 98 Sedan to najlepszy przykład wzorniczego przepychu nadwozi. Dosłownie ocieka chromem. Zamontowano na nim mnóstwo zdobiących ornamentów i listew. Z przodu - podwójne reflektory z funkcją automatycznego włączania czujnikiem zmierzchu. Z tyłu - tak modne w epoce pionierskich lotów kosmicznych, "odrzutowe" lampy, nazywane Jet-Tube. Chrom dominuje również we wnętrzu. Na całej szerokości pokryta jest nim deska rozdzielcza. Nadwozie produkowano w czterech wersjach i 22 kolorach. Samochodów serii 98 Sedan powstało w sumie 16.595 egzemplarzy. W czasach powojennej recesji Oldsmobile sprzedawał się jednak nie najlepiej. Klienci niechętnie patrzyli na - ich zdaniem – przesadnie bogate zdobienia nadwozia. Tego, że nie wszystkim się podobał dowodzi też historyjka o jednym ze stylistów Forda, który w latach 60. kupił ponoć używany egzemplarz Oldsa, a następnie pozamieniał na masce litery OLDSMOBILE, tworząc hasło "OBRZYDLIWIEC" i jeździł nim codziennie do pracy - co miało przypominać jemu i jego
współpracownikom o tym, jak nie należy projektować samochodów.
Wyposażenie - zachwyca nawet dziś
Pod maską potężny, zamontowany wzdłużnie silnik V8 o pojemności 6 litrów, mocy 305 KM i maksymalnym momencie obrotowym 390 Nm, uzyskiwanym przy 2400 obr./min. Waży prawie 2,5 tony (dokładnie 2420 kg). Na dystansie 100 km przez 4-gardzielowy gaźnik przepływa średnio 25 litrów paliwa. Maksymalnie - około 30. Jednostkę połączono z automatyczną skrzynią Hydramatic. Napęd - oczywiście na tył.
Oldsa wyposażono również we wspomaganie kierownicy i układu hamulcowego. Opcjami były klimatyzacja, radio z elektrycznie wysuwaną anteną i wspomniany wcześniej zmierzchowy włącznik świateł. Na liście opcji znajdowały się też elektrycznie regulowane siedzenia i elektryczne podnośniki szyb, a nawet pneumatyczne zawieszenie. Co ciekawe - pasy bezpieczeństwa i spryskiwacze przedniej szyby można było mieć tylko za dopłatą.
Jak przystało na amerykański krążownik, Oldsmobile 98 jest samochodem sześcioosobowym. Także z przodu zamontowano szeroką kanapę, a umieszczona pod kierownicą dźwignia zmiany biegów i znajdujący się nisko pod podłogą wał napędowy nie zmuszały konstruktorów do zabudowywania we wnętrzu wysokiego tunelu.
Perła zza Atlantyku
Według licznika - pokonał ponad 56,5 tys. mil. Jak stwierdzili rzeczoznawcy, nadwozie przed renowacją było kompletne, a biorąc pod uwagę wiek pojazdu w znakomitym stanie. Choć oryginalna skórzana tapicerka też całkiem nieźle przetrwała próbę czasu (prawie 50 lat) i była w niezłym stanie, wymieniono ją na nową. Górna część deski rozdzielczej także obszyta jest skórą. Na podłodze znalazły się nowe, welurowe dywany. Nie licząc tych koniecznych do odświeżenia wyglądu zabiegów, samochód jest oryginalny, bez jakichkolwiek przeróbek. W 2004 roku kosztował 10 tys. dolarów. Teraz jest wart znacznie więcej. Wrosła popularność tego modelu wśród kolekcjonerów, a w Polsce to prawdziwy rarytas. - Na takie klasyki polują kolekcjonerzy ze Skandynawii, Niemiec, a nawet Arabii Saudyjskiej i Kuwejtu. Dziś znaleźć coś w oryginale z tymi samymi elementami i silnikiem, samochód w którym nic nie zostało zmienione i nie ma części z innych aut jest niezwykle trudno - mówi właściciel tego unikalnego klasyka, Jacek Pietrzak.
Polska historia
Prezentowany samochód sprowadzono z USA do Polski w 2004 roku. Jego kompletna renowacja kosztowała 70 tys. zł. - To sporo, ale wymieniając np. jeden element zawieszenia ryzykujemy, że drugi szybciej się zepsuje. Żeby samochód był sprawny, trzeba wymienić wszystko. W końcu ma aż 50 lat - mówi Jacek Pietrzak. Klasyczny Oldsmobile miał tylko dwóch właścicieli. Pierwszy z nich już nie żyje. W rękach drugiego - mieszkańca miejscowości Greenville w południowej Karolinie, pod koniec lat 80. samochód przeszedł tylko lakierowanie.
Pomalowano go na różowo. Od daty produkcji - do 2004 roku nie przebył żadnej gruntowanej renowacji i został doprowadzony na skraj śmierci technicznej.
- Silnik palił tylko na trzy cylindry. Brakowało mu mocy i problem było nawet podjechanie pod krawężnik. Na szczęście samochód miał 95 procent dobrze zachowanych ozdób. To było największą zaletą tego egzemplarza - wspomina trójmiejski kolekcjoner.
W końcu Oldsmobile trafił do handlarza starych samochodów w St. Louis, który zamieścił ogłoszenie w Internecie. Tam znalazł go już Jacek Pietrzak. Auto przeszło w Polsce kapitalny remont mechaniczny i blacharski. Dziś cieszy oczy swojego właściciela, a nierzadko także innych kierowców na pomorskich drogach.
Marek Wieliński