Elektryczny świat samochodów
None
1. Venturi Buckeye Bullet
Przyjrzyjmy się zatem najszybszym samochodom elektrycznym. Zestawienie otwiera rekordzista świata. Venturi Buckeye Bullet 2.5. Oficjalnie najszybszy elektryczny samochód świata. Powstał za sprawą konstruktorów z Uniwersytetu Ohio w USA. Jego rekord średniej prędkości przejazdu w dwie strony wynosi 495 km/h. Poprzedni rekord z 1999 r. wynosił 394 km/h, widać zatem, w jakim tempie rozwija się ten dział nauki. Miejsce akcji - Bonneville Salt Flats w Utah. Auto zgodnie z przepisami musiało przejechać 12 milowy odcinek w obu kierunkach, w czasie nie przekraczającym 60 minut. Wynik jest średnią uzyskaną w tych dwóch przejazdach, jednak najwyższa zanotowana prędkość to - uwaga! - 515 km/h!
Zespół wspierany jest przez francuskiego producent samochodów elektrycznych - Venturi Automobiles. Rekordzista zasilany jest bateriami litowo-jonowymi. Warto dodać, że to nie pierwszy wyczyn tego zespołu. W 2009 r. chłopaki ustanowili rekord w klasie wodorowych ogniw paliwowych wersją Bucket Bullet 2, który osiągnął prędkość 487,4 km/h. Cofnijmy się jeszcze dalej, kiedy to w 2004 r. pierwszy Bucket Bullet osiągnął 506,7 km/h, a prąd pochodził z akumulatorów. Niestety, rekord nie został oficjalnie uznany.
2. SSC Aero EV
Amerykańskie SSC już raz udowodniło, że potrafi wygrać z Bugatti Veyronem, zostając rekordzistą prędkości maksymalnej. Teraz za oceanem odgrażają się, że pracują nad najszybszym samochodem elektrycznym dopuszczonym do ruchu po drogach ulicznych. System napędu elektrycznego ma być całkowicie autorski i w przyszłości trafi do wielu innych modeli - małych, dużych, SUV-ów, limuzyn etc.
Nazywa się AESP (All-Electric Scalable Powertrain) i posiada kilka bardzo intrygujących właściwości. Na początek moc - od 200 KM do nawet 1 200 KM. W dodatku przewidywany zasięg bezproblemowo wynieść ma od 240 do 320 km. Układ jest chłodzony cieczą. Czas ładowania? Jedynie 10 minut z gniazdka 220V.
Pierwszy model z AESP ma od razu pokazać pazur - będzie to supersportowe Aero EV. Pracować mają tam dwa silniki elektryczne o łącznej mocy 1 000 KM. Równie imponujący jest także maksymalny moment obrotowy - prawie 1 100 Nm. Na koniec osiągi (szacowane przez SSC): pierwsza setka 2,5 sekundy oraz prędkość maksymalna 335 km/h. Czy to w ogóle możliwe? Niestety, ostatnio nie słyszymy nic w tym temacie. Czyżby projekt napotkał jakieś problemy?
3. Eliica
Nie dziwi, że w naszym zestawieniu pojawił się także projekt z Japonii, wszak w tej części świata nowe technologie są niebywale rozwinięte. Eliica jest dziełem wizjonera, profesora Hiroshi Shimizu. W dodatku, samochód ten jest naszym faworytem, gdyż nie dość że fizycznie istnieje, jeździ, a w dodatku obietnice konstruktora są całkowicie poparte czynami.
Wygląd przypomina pojazdy z filmów science-fiction, takich jak Blade Runner. Posiada aż osiem kół, w tym cztery skrętne i mierzy 5,1 m długości. Choć wymiary przypominają dostawczaka, jego kształty są bardzo opływowe. W dodatku, nie można mu odmówić uroku. Ale przejdźmy do konkretów.
Eliicę napędzają silniki elektryczne o łącznej mocy aż 800 KM. Podczas testów na torze Nardo auto uzyskało prędkość maksymalną na poziomie 370 km/h. Pan Shimizu wspomina, że można nawet jeszcze szybciej i celuje w pokonanie granicy 400 km/h, a później pobicie Bugatti Veyrona SS. Pierwsza setka w Eliice pojawia się po 4 sekundach.
Wszystkie 80 znajdujących się w nim akumulatorów kosztuje 1/3 całego auta. Technologią zainteresowały się już potężne koncerny z całego świata. Nie ma to jak pokazać, że można, a nie tylko gadać.
4. Wrightspeed X1
Pomysłowy Ian Wright z Silicon Valley w USA własnymi siłami stworzył samochód Wrightspeed X1, który potrafi wszystko to, co najostrzejsze tradycyjne auta sportowe. Bazuje na modelu Ariel Atom, zatem właściwości jezdne należy uznać za niemal wzorowe. Ideą konstruktora była produkcja nie tylko ekologicznego wozidełka, które będzie jedynie chroniło środowisko, ale również prawdziwie sportowej maszyny, mogącej dać swojemu właścicielowi frajdy z jazdy.
Osiągi Wrightspeed X1 powodują szybsze bicie serca. Podobnie jak Atom, jest to dwumiejscowy "gokart", potrafiący zostawić w tyle niejedno Ferrari, Porsche czy Lamborghini. Za napęd służą baterie litowo-jonowe o masie 244 kg, zapewniające 4 tys. amperów, których ładowanie zajmuje tylko 4,5 godziny. Silnik elektryczny kręci się 13 300 obrotów na minutę, a maksymalna prędkość wynosi 180 km/h.
Bez rewelacji, prawda? Tyle, że pierwsze 100 km/h pojawia się już po 2,9 sekundy. W dodatku zasięg 160 km jest całkiem przyzwoity, a jego autor wspomina, że niebawem się on znacznie zwiększy. Auto istnieje w jednym, ale w pełni jeżdżącym, egzemplarzu. Nic, tylko czekać na produkcję seryjną.
5. Tesla Roadster
To legenda i koło napędowe wszystkich marketingowych poczynać producentów, mających na celu zaszczepienie w nas miłości do elektrycznych samochodów. Tesla tym jednym samochodem zrobiła więcej dla szerzenia aut-ev niż wszystkie akcje społeczne razem wzięte! Jej sukces, okupiony latami badań i licznymi niedociągnięciami, wyzwolił w nas chęć posiadania elektrycznego auta sportowego. Tym, czym jest Prius dla hybryd, tym jest Tesla dla aut elektrycznych.
Bazuje na genialnym Lotusie Elise i nawet kształty zdradzają pochodzenie. Jednak wszystko co znajduje się pod nadwoziem, jest zgoła odmienne. To projekt ukończony. Możesz go kupić, choć kosztuje niemało. Moc maksymalna wynosi 248 KM lub w mocniejszej wersji Sport - 288 KM. Pierwszą, ekologiczną "setkę" Roadster robi odpowiednio w 3,9 i 3,7 sekundy, a maksymalnie rozpędzi się do 201 km/h.
Całkiem nieźle, jak na pioniera przecierającego szlaki. Do czerwca 2010 roku sprzedano 1 200 egzemplarzy.
6. Venturi Fetish i America
Każdy miłośnik motoryzacji zna zapewne francuską markę Venturi. Początkowo firma zajmowała się produkcją sportowych, całkiem udanych samochodów. Ekologia wtedy nie należała do najmocniejszej strony Venturi. Modele takie jak 300 Atlantique czy 400 GT nazywano "francuskimi Ferrari". Jednak pod koniec lat 90. firma zbankrutowała, a chwilę później wykupił ją Gildo Pallanca Pastor - milioner z Monaco.
Nowy właściciel postanowił produkować, owszem, samochody sportowe, ale o napędzie elektrycznym. Pamiętacie pierwszy opisywany pojazd - Venturi Buckeye Bullet, rekordzistę świata? To dokładnie ta sama firma. W 2004 r. powstał pierwszy drogowy model Fetish. To 1 125 kilogramów roadstera z nadwoziem z włókna węglowego i napędem elektrycznym generującym moc 292 KM. Pierwsza setka pojawia się po 4 sekundach, a maksymalnie można pędzić 180 km/h. Energia pochodzi z zestawu akumulatorów litowo-jonowo-polimerowych. Zasięg - 290 km.
Później były koncepty Astrolab i Eclectic. Jednak kolejnym wartym uwagi projektem był model Volage - powstały we współpracy z firmą Michelin - gdzie każdy z silników umieszczono w kole. Łączna moc to również 292 KM i stałe, rozwijane niemal w całym zakresie obrotów 232 Nm. Od 0-100 km/h poniżej 5 sekund i maksymalnie 150 km/h.
Najnowszym projektem jest America EV Dune Buggy. To dwuosobowe, małe auto łączące coupe z terenówką. Zasilany jest elektrycznym motorem o mocy 300 KM i momencie obrotowym wynoszącym 380 Nm. Baterie są litowo-jonowo-polimerowe.
Produkcja samochodów Venturi wynosi kilkanaście sztuk rocznie. Jednak każde z nich kosztuje kilkaset tysięcy dolarów. Ekologia się opłaca? Jak widać.
7. AC Propulsion tzero Roadster
Zróbmy krok w przeszłość. Nieodległą, ale jednak. AC Propulsion tzero Roadster rozpędza się do pierwszej setki w czasie 3,6 sekundy (tyle co Porsche 911 Turbo), więc spokojnie możemy mówić o nim per samochód sportowy. Jak podaje jego producent, wynik ten umożliwia mu ledwie 200 konny silnik elektryczny. Możliwe? Oczywiście, trzeba tylko spełnić odpowiednie warunki względem masy własnej.
Podczas porównań i testów, tzero spokojnie pokonywało w sprincie na 1/8 mili takie tuzy jak Corvette, Porsche 911 czy nawet Ferrari F355. I to, aż o osiem długości. Ok, to nie "ćwiartka", ale zawsze. Niestety, auto powstało w 1999 r., w jednym tylko egzemplarzu, który wyceniono na 220 tys. dolarów.
Zasięg podobno wynosi około 300 mil, czyli niecałe 500 kilometrów. To bardzo dużo, nawet jak na współczesne standardy. Pomysłodawca nie wyleciał sroce spod ogona. Alan Cocconi, założyciel AC Propulsion, wcześniej opracował i zbudował concept dla GM o nazwie Impact, który zaprezentowany został na targach w Los Angeles w 1990 r. Impact ewoluował w EV-1, najsłynniejszy elektryczny samochód General Motors produkowany seryjnie.
8. Rinspeed iChange
Zaprezentowany na targach w Genewie. Jak niemal każdy projekt tej firmy, powoduje zaciekawienie i niedowierzanie - cóż to Pan Rinspeed jeszcze wymyśli? To najbardziej dziwaczna i pozytywna postać w motoryzacyjnym świecie. Jego wizjonerska natura i nieograniczona wyobraźnia napędza teraz także silnikami elektrycznymi.
Model iChange jak najbardziej jest autem sportowym. Osiąga 220 km/h, a specjalna konstrukcja nadwozia powoduje, że można go dostosować do potrzebnej ilości pasażerów! Ale nie tylko, bo zmniejszając opór powietrza zwiększyć można też zasięg. Jest w pełni elektryczny.
Wygląd? Kosmiczny, jak każda realizacja Rinspeeda. Wielka owiewka kabiny pasażerskiej, tylne koła ukryte w błotnikach, ciekawie zamontowane lusterka i uwypuklone nadkola.
Ekologiczne kształty? Dla nas bardziej sportowe. Jego masa własna wynosi 1050 kg, a za napęd służy elektryczny silnik o mocy ok. 200 KM. Pierwsze 100km/h iChange osiągnie po nieco ponad 4 sekundach. Auto posiada skrzynię biegów, i to nie byle jaką, bo pochodzącą z Subaru Imprezy WRX. Przy projekcie baterii i silnika elektrycznego współpracował niemiecki Siemens.
9. Tango
Oto najdziwniejsze i zarazem najbardziej ciekawe auto w naszym zestawieniu sportowych, ekologicznych propozycji. Producent Commuter Cars i jego małe, miejskie, śmieszne Tango. Firma utrzymuje, że jest to najszybsze miejskie auto. Jeżeli dane są prawdziwe, to faktycznie tak jest.
Jednak na pierwszy rzut oka ciężko wierzyć w to, że ten mikrus potrafi rozpędzić się do 190 km/h, a sprint do pierwszej setki zajmuje tylko cztery sekundy. To tyle, co na przykład BMW M3. Na pokładzie ma nawet fotele Recaro. Jego możliwości można sprawdzić, gdyż model istnieje, można go kupić, a jeden egzemplarz posiada sam George Clooney. Jeżeli w komórce masz do niego numer telefonu, możesz zatelefonować i podpytać się jak szybkie jest Tango. Jeżeli nie, cóż, pozostaje wierzyć na słowo producentowi.
10. Lightning GT
Ostatni, ale nie najmniej ważny - Lightning GT. To sportowy samochód o napędzie elektrycznym stworzony przez brytyjską firmę Lightning Car Company. Jest to nasza ostatnia propozycja w tym zestawieniu, ale chyba najpiękniejsza!
Wyglądem nie ustępuje Aston Martinowi DB9, a do tego jest piekielnie mocny. Posiada 4 silniki elektryczne, po jednym na każde z kół. Ich łączna moc wynosi 700 KM. Choć później firma zrewidowała plany i wspominała coś o 400 - 500 KM. Tak, czy inaczej, jeszcze ktoś ma wątpliwości, że ekologia musi być nudna, brzydka i powolna?
Ciekawostek jest więcej. Pominięte są hamulce tarczowe, a proces hamowania odbywa się tylko i wyłącznie drogą rekuperacyjną. Same baterie również są interesujące. System baterii NanoSafe jest produkowany za pomocą nanotechnologii o pojemności 35 kWh ma zapewnić całkiem solidny zasięg wynoszący 360 kilometrów, przy ładowaniu trwającym 10 minut. Jeżeli podłączymy go do gniazdka w domowym garażu, proces potrwa niecałe 5 godzin. Ale to i tak nieźle. Żywotność baterii ocenia się na 12 lat.
Osiągi prezentują się całkiem nieźle - pierwsza setka nieco ponad 4 sekundy, a prędkość maksymalna 241 km/h. Martwi tylko, że tak estetycznie opakowana i szybka ochrona środowiska kosztuje około 150 000 funtów, czyli jakieś 750 tys zł.
Wszystko pięknie, tylko kiedy trafi do produkcji? Ostatnie doniesienia wspominają, że pierwsze egzemplarze trafią do klientów na Euro, czyli w 2012 roku. Poczekamy, zobaczymy.
Michał Grygier