"Bestia" Baracka Obamy: najważniejsze fakty
Choć wygląda jak Cadillac, ma z nim niewiele wspólnego. Osiągami nie kładzie na łopatki, prędkość maksymalna to ledwie 100 km/h. Jest za to wielki, niezniszczalny i naprawdę drogi. Poznajcie fakty o „Bestii”: limuzynie najpotężniejszego człowieka na świecie - prezydenta Stanów Zjednoczonych - którą jeździ po ulicach Warszawy podczas szczytu NATO.
1. To nie Cadillac
Wszyscy na niego mówią prezydencki Cadillac, „The Beast”, "Cadillac One" albo „Rolling Fortress” (jeżdżąca forteca), tymczasem z Cadillakiem nie ma nic wspólnego. No może poza grillem i przednimi światłami, które za zgodą zamawiającego auto Secret Service, wykonawca General Motors umieścił na przedzie, by upodobnić auto do swojej flagowej marki (modeli Escalade i STS).
Poza tymi szczegółami „Bestia” ma więcej wspólnego z mocnymi pick-upami i półciężarówkami używanymi przez popularną w stanach sieć wypożyczalni aut do przeprowadzek U-Haul niż z limuzynami.
W rzeczywistości bazą dla prezydenckiego auta jest Chevrolet Kodiak, samochód ciężarowy. Na zamówienie Secret Service i pod nadzorem agencji wzięto z niego ramę, a potem obudowano wszystkim co możliwe, by uczynić z auta odpowiednik samolotu Air Force One. W swojej najnowszej wersji auto zadebiutowało 20 stycznia 2009 podczas inauguracji Baracka Obamy na 44. prezydenta Stanów Zjednoczonych.
2. Ma swój własny samolot transportowy
Prezydenci niektórych krajów swoimi opancerzonymi limuzynami przemierzają dziesiątki i setki kilometrów, co czasami źle się kończy, na przykład gdy wybuchnie tylna opona. Taka awaria nie grozi „Bestii”, ponieważ amerykańska limuzyna porusza się wyłącznie wolno i na wyznaczonych trasach. Na miejsce dowozi się ją lawetą. W dłuższe podróże w kraju i za granicą zabiera ją własny samolot, C-17 Globemaster, na pokładzie którego zostaje miejsce także dla „komunikacyjnego” Chevroleta Suburbana oraz drugiej, rezerwowej limuzyny prezydenta (która „Bestią” nie jest, choć przypomina ją z wyglądu).
3. Opancerzony? Bez żartów!
Powiedzieć o tym aucie „opancerzony” to jakby nic nie powiedzieć. Panowie w ciemnych garniturach ze Secret Service przyszli do producenta z listą rzeczy życzeń i wygląda na to, że wszystkie one zostały spełnione.
Zatem „Bestia” przetrwa ostrzał z broni maszynowej, wybuch bomby i atak chemiczny czy biologiczny. By to ostatnie było możliwe, wnętrze tworzy kapsułę, która nie ma styczności ze światem zewnętrznym: jest hermetyczne, z własnym zasilaniem i źródłem tlenu. Opancerzenie zewnętrzne to oczywiście tajemnica, ale przyjmuje się, że Cadillac One ma pancerz o grubości co najmniej 5 cm i szyby grube na 12,5 cm, sklejone z pięciu warstw, między którymi znajdują się kuloodporne powłoki. Podłoga jest wykonana z metalu i komponentów, jej grubość to 12 cm, potrafi przetrwać wybuch bomby. Drzwi ważą tyle co drzwi Boeinga 757 i są wykonane z tytanu, ceramiki, stali, kevlaru i... betonu.
Cały ten kolos porusza się na oponach opracowanych specjalnie na potrzeby tego jedynego auta przez firmę Goodyear. Wykonano je m.in. z kevlaru. Nie da się ich przebić, a przestrzelone nie przeszkadzają poruszać się limuzynie przez pewien dystans (jaki: to tajemnica).
4. Wyposażenie z górnej półki
To najbardziej tajemnicza sprawa: co „Bestia” ma naprawdę w bagażniku? O ile inne informacje na temat tego auta są w jakiś sposób weryfikowalne, to ta nie, bo Secret Service pilnie strzeże tajemnicy. Agencja nie potwierdza, nie zaprzecza ani nie odpowiada na pytania. Zatem mówi się, że są strzelby gładkolufowe, pistolety, granaty dymne, pojemniki z tlenem, granatniki i kompletnie wyposażona apteczka z krwią taką, jaką ma prezydent.
5. Miejsca w nim jak w SUV-ie
Wycieczka weekendowa „Bestią” jest jak najbardziej możliwa. Auto jest przeznaczone dla kierowcy, agenta z Secret Service, który siedzi obok na fotelu pasażera i oczywiście głowy państwa. Ale gdyby była potrzeba, to w kabinie może przebywać z Obamą nawet 5 osób. A w całym samochodzie 7, wliczając kierowcę.
6. Przyjaciele „Bestii”
Cadillac One nigdy nie podróżuje sam. Nie mówimy oczywiście o dziesiątkach aut ochroniarzy prezydenta, ale samochodach będących uzupełnieniem „Bestii”. A jest to przede wszystkim opancerzony Chevrolet Suburban (nazywają go „Roadrunner”), będący centrum dowodzenia. To biuro na kółkach wyposażone wedle standardów potrzebnych dowódcy sztabu wojskowego (commander in chief), czyli prezydenta. Posiada łączność bezprzewodową i szyfrowaną SATCOM.
Secret Service posiada także kilka limuzyn podobnych do „Bestii” (nie wiadomo, czy Obama nimi podróżuje).
7. Diesel bezpieczniejszy
Skoro „Bestia” to ciężarówka, to jak ciężarówka napędzana jest silnikiem wysokoprężnym. Diesla wybrano podobno ze względów bezpieczeństwa, jak wszystko w aucie. Szansa, że benzyna wysokooktanowa wybuchnie jest większa niż w przypadku oleju napędowego. Zadecydowały też względy praktyczne, diesla łatwiej zatankować pod każdą szerokością geograficzną.
Silnik to potężna 6,6-litrowa jednostka V8 o nazwie Duramax, opracowana przez General Motors. Poddano ją modyfikacjom zwiększającym moc i wytrzymałość, ale jakim, tego nie ujawniono. Tajemnicą jest moc jednostki. W standardowym Chevrolecie Kodiaku (baza dla Cadillaca One) posiada ona ok. 300 KM.
8. Osiągi jak w „maluchu”
Być może komuś wydaje się, że taki potwór musi być również szybki i dynamiczny. Tym razem pudło - nie do wyścigów „Bestia” powstała, ale do zapewniania ochrony swojemu pasażerowi. Waga limuzyny to ok. 9 ton. Przyspieszenie do 100 km/h w 15 sekund i tak należy uznać za niezłe. Zresztą ta prędkość jest maksymalną, jaką może uzyskać wóz. Napęd przenoszony jest na tylne koła. Długość „Bestii” to 5,5 metra, wysokość 1,77 metra. Zużycie paliwa odpowiednie dla wagi, aerodynamiki i rozmiarów: ok. 30 litrów oleju napędowego na 100 km.
9. Kierowca jak w F1
Choć nikt nigdy nie widział „Bestii” uciekającej, poruszającej się szybciej niż kilkanaście-kilkadziesiąt kilometrów na godzinę, czy dokonującej nietypowych zwrotów, to jej kierowcy są elitą Secret Service. Wszyscy są agentami służb, którzy przechodzą wyczerpujące szkolenie pod okiem kierowców wyścigowych. Doskonalą się nie tylko z jazdy, ale również z budowy pojazdu, a w szkoleniach biorą udział specjaliści z General Motors i Goodyeara.
Marcin Klimkowski