5 tys. zł za wycięcie filtra DPF. Kary obejmą właścicieli i mechaników
Posłowie Nowoczesnej chcą surowszych kar dla kierowców usuwających filtry DPF. Taki wyczyn ma skutkować 10-krotnie większym mandatem, sięgającym nawet 5 tys. zł. Pod lupą znajdą się też mechanicy, którzy trudnią się procederem wycinania kłopotliwych elementów z pojazdów.
"Właścicielowi, posiadaczowi, użytkownikowi lub prowadzącemu pojazd, którego stan techniczny narusza wymagania ochrony środowiska, będzie grozić kara grzywny do 5 tys. zł" – z taką inicjatywą wychodzą posłowie opozycji, chcąc poprawić jakość powietrza w Polsce. Projekt modyfikacju Kodeksu wykroczeń oraz Prawa o ruchu drogowym trafił do sejmu. Dodatkowo Nowoczesna ma w planach nakładanie kar na warsztaty trudniące się wycinaniem filtrów wyłapujących szkodliwe cząstki stałe ze spalin. Projekt został skierowany do analizy przez Biuro Legislacyjne.
Warsztaty "modyfikujące" auta reklamują się nawet na billboardach, wystarczy tylko wjechać do Polski przez zachodnią granicę. W uzasadnieniu projektu można przeczytać, że "w latach 2016-2017 sprowadzono ok. 2 mln aut, w dużej mierze w wieku powyżej 10 lat". Nie wskazuje się jednak, ile z nich wyposażono w filtr DPF, nie wyszczególniono również ile z nich można było poddanych nielegalnym modyfikacjom.* Zapiski ustawy – nie ma co ukrywać potrzebnej – przewidują karanie kierowców, którzy poruszają się trującym autem. Co jednak, jeśli modyfikacji dokonał właściciel, a użytkujący auto nie jest tego świadomy?*
Obecnie kara za poruszanie się niesprawnym pojazdem (w domyśle – niespełniającym norm emisji) wynosi 500 zł, a policja jest zobowiązana do odebrania dowodu rejestracyjnego. Wbrew pozorom nie jest rzadki przypadek – w ciągu jednego dnia w samej Warszawie 87 kierowców musiało udać się ponownie na Stacje Kontroli Pojazdów. W Małopolsce przez rok zbadano 1147 pojazdów. W Europie Zachodniej za taki występek kara wynosi kilka tys. euro.
Filtr DPF wykorzystywany jest w silnikach Diesla, a od września 2018 roku w jednostkach benzynowych. Jego rola polega na wyłapywaniu szkodliwych cząstek stałych, które znaleźć można w smogu. Pojady używane wyłącznie w mieście mają tendencję do zapychania układu - jego oczyszczenie następuje bowiem podczas jazdy autostradą w jednostajnym tempie. Niektórzy kierowcy nie chcą go naprawiać i po prostu wycinają go, przez co cząsteczki PM 2,5 i 10 trafiają do powietrza. Są bezpośrednio odpowiedzialne za choroby serca i płuc.
Usunięcie filtra DPF nie zawsze musi oznaczać wysoki mandat. Jak wskazała Najwyższa Izba Kontroli, krajowe przepisy określające zasady pomiaru nie uwzględniają najbardziej szkodliwych substancji – tlenków azotu czy węglowodorów, a jedynie zadymienie. Standardowe badanie w większości przypadków nie wskaże uchybień, chociażby dlatego, że musi ono być wykonane przy maksymalnej prędkości obrotowej silnika, a taka często nie jest możliwa do uzyskania na postoju. Dodatkowo istotna jest temperatura powietrza. W praktyce 40 proc. badań (nawet na SKP) wykonano nieprawidłowo.
O ile kara za zatruwanie środowiska jest jak najbardziej powszechna, sposób badań pojazdów i ich wpływ na zdrowie pozostaje dyskusyjny. Przedstawicielka Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w rozmowie z WP przyznała, że trują głównie stare piece zabudowy jednorodzinnej opalane słabej jakości paliwem. Sytuację potwierdzają strażnicy miejscy korzystający ze smogowozu, który ma za zadanie monitorować jakość powietrza.
Tymczasem w życie weszła ustawa o biokomponentach i biopaliwach ciekłych, która pozwala samorządom na tworzenie stref czystego transportu, do których wjazd byłby płatny w wysokości maksymalnie 2,5 zł. Dodatkowo wprowadzono opłatę emisyjną, która wliczona jest w cenę paliwa. Wszystko po to, by promować elektromobilność w Polsce. Tymczasem projekt zrezygnowania z akcyzy przy zakupie hybrydy czy samochodu elektrycznego jest w fazie konsultacji z Komisją Europejską i nic nie zapowiada, by sytuacja miała się zmienić.