Test: Zero SR/F – wcale nie brakuje mi dźwięku
Motocykle Zero były dla mnie zawsze odpowiednikiem modeli Tesli na dwóch kołach – to pionierski producent elektryków rodem z USA. Czy faktycznie jest to rewolucja na drogach? A może tylko ciekawostka, która przeminie? Oto, jaka jest prawda.
Muszę przyznać, że od dawna byłem ciekawy motocykli Zero. Elektromobilność w świecie jednośladów dotyczy głównie skuterów, ale wiele firm już zapowiada, że niedługo się to zmieni. Jednak na razie dużych i mocnych motocykli na prąd mamy niewiele. Tak, debiutuje sporo (głównie chińskich) nowych marek, ale przed nimi jeszcze długa droga. Swoich sił próbuje też Harley-Davidson, którego LiveWire jest naprawdę ciekawą propozycją. Jednak producentów elektrycznych motocykli z większym portfolio i doświadczeniem jest niewiele.
Mamy włoską markę Energica i właśnie amerykańską o nazwie Zero. Ma ona w swojej ofercie sporo modeli, przy czym to właśnie testowany przeze mnie naked wydaje mi się tą najciekawszą i najbardziej sensowną propozycją. Czemu? O tym później. Zacznijmy od tego, że Zero SR/F to bardzo niejednoznaczny motocykl.
Czy motocykl na prąd jest fajny?
Elektryczne motocykle są na tyle niespotykane, że nie było dla mnie zaskoczeniem, gdy podjechałem pod ładowarkę i uzupełniający tam prąd w swoim aucie kierowca od razu mnie zagadał. Jak się okazało, sam jest też motocyklistą i z tego powodu był podwójnie zainteresowany. Co ciekawe, mimo że sam jeździ elektrykiem, jego pierwszą uwagą było to, że w motocyklu na prąd brakowałoby mu dźwięku silnika.
Chyba każdy motocyklista uwielbia to, jak "gadają" różne maszyny. Ścieżka dźwiękowa cruiserów jest zupełnie inna niż sportów, jednak każda może mieć w sobie to coś, co wywołuje ciarki. I tak, sam nie raz narzekałem na to, że najnowsze normy wykastrowały wiele motocykli z fajnego brzmienia, ale... mówcie o mnie co chcecie, natomiast jazda i świetne przyspieszenie uzyskiwane w ciszy też są hipnotyzujące.
Jestem w stanie zrozumieć, że wielu osobom może tego brakować, jednak dla mnie tak szybkie nabieranie prędkości połączone z całkowitym spokojem, to coś wyjątkowego. Jest to zupełnie inne doświadczenie, ale to nie oznacza, że nie ma swojego uroku. To samo dotyczy braku wibracji. Dzięki temu czuje się lekkość osiągów, a dodatkowo jest bez wątpienia komfortowo.
Jeśli mowa o tym, czy Zero SR/F jest fajne, to nie można nie wspomnieć o stylistyce. To jedna z największych zalet i bezdyskusyjnie mocnych stron tego motocykla. Każdy detal, od obudowy silnika po kształt "baku", wygląda nowocześnie, agresywnie, ale nie jest też przesadzony. Mimo tego, że wiele osób jest sceptycznych co do samej idei motocykla na prąd, to nie spotkałem nikogo, komu by się Zero SR/F nie podobało.
Jak to jeździ? Jak komputer na kołach
No dobrze, mamy ciszę i brak wibracji, ale jak wygląda sytuacja z osiągami Zero SR/F? Jest to model wyposażony w najmocniejszy napęd oferowany przez amerykańską markę. Jego maksymalna moc to 111 KM, a moment obrotowy wynosi 190 Nm. Jak przystało na silnik elektryczny, ta druga wartość robi wrażenie, ale to ta pierwsza mówi nam, z czym mamy do czynienia – jest to całkiem mocny naked klasy średniej.
Przyspieszenie – szczególnie na początku – jest naprawdę niezłe (choć producent nie podaje tu konkretnych wartości). Prędkość maksymalna wynosi 200 km/h, a jeśli chcemy ją stale utrzymywać, to spada do 177 km/h. To jednak nie ma większego znaczenia, ale o tym za chwilę.
Źródła: WP
Ważniejsze jest to, że w przypadku przyspieszenia mowa o trybie sportowym. Jak się łatwo domyślić – silnik elektryczny daje spore możliwości konfiguracji napędu. Można wybierać spośród kilku trybów – na deszcz, ulicznego czy sportowego. W praktyce jednak dopiero ten ostatni oddaje do dyspozycji pełne osiągi i z niego będziecie korzystać najczęściej. Choć nie… Bo największą zaletą jest możliwość ustawienia wszystkiego samemu i stworzenie swojego trybu jazdy.
Operacji tej dokonuje się w aplikacji na telefonie, gdzie ustalamy prędkość maksymalną, moc, maksymalny moment obrotowy, rekuperację po odpuszczeniu gazu, rekuperację przy użyciu hamulca i kontrolę trakcji. Jak łatwo się domyślić, tryb sportowy już pierwsze trzy wartości ustawia na maksa, ale aby poczuć wrażenia jak z jazdy wysokoobrotowym motocyklem spalinowym o sporej sile hamowania silnikiem, również rekuperację ustawiłem na 100 proc. I tak po "wymaksowaniu" wszystkiego wreszcie otrzymałem to, czego chciałem. Jednak to możliwość dokładnego ustawienia tylu parametrów pokazuje mocną stronę napędu elektrycznego.
No to teraz najważniejsze...
Nie oszukujmy się – w przypadku pojazdów elektrycznych, przy ich wszystkich zaletach, zawsze w powietrzu wisi to jedno najważniejsze pytanie. Pytanie o zasięg. Na początku muszę zaznaczyć, że na teście miałem starszą wersję Zero SR/F z akumulatorem o pojemności 14,4 kWh, a aktualnie amerykańskie motocykle oferują 17,3 kWh, więc zasięgi są nieco lepsze.
Co zatem podaje producent? Od 150 km przy prędkości 113 km/h po 301 km "w mieście". A jak to wygląda w praktyce? Nieco wyższe limity prędkości w Polsce niż w USA oznaczają, że jadąc 140 km/h na autostradzie testowany przeze mnie motocykl nie przejechałby nawet 100 km. W warunkach rzeczywistych i bez wymuszanej oszczędności w mieście spokojnie można pokonać dwa razy tyle. Wniosek jest prosty – Zero SR/F to motocykl do miasta. Tam mniejsze prędkości i dystanse oznaczają, że zasięg nie będzie problemem. Tym bardziej, jeśli ma się możliwość podłączenia motocykla do gniazdka w garażu.
Natomiast o dłuższych trasach można zapomnieć. I właśnie dlatego to naked jest moim zdaniem tym ze stajni Zero, który ma najwięcej sensu. Dualsporty to bardziej ciekawostki lub maszyny dla tych, którzy mają pod domem szutrowe drogi lub trasy offroadowe.
I ta cena
Drugą kwestią w przypadku pojazdów elektrycznych jest ich cena. I tak jest w tym przypadku. Zero SR/F nie należy do tanich. 116 999 zł to kwota wręcz zawrotna, która czyni ten motocykl propozycją dla pasjonatów elektromobilności. Dla porównania drogie Ducati Monster to w zależności od wersji wydatek od 59 900 zł do 72 900 zł.
Źródła: WP
Przy czym widać, że Zero, wiedząc, że ich motocykl i tak do tanich nie należy, na niczym nie oszczędza. Dostajemy więc w pełni regulowane zawieszenie Showa czy opony Pirelli Diablo Rosso III. Nie znajdziemy też żadnych wpadek jakościowych. Za cenę premium otrzymujemy produkt premium.
Ciekawostka, którą chce się jeździć
Czy Zero SR/F jest lepszy od spalinowych odpowiedników? Zależy jak na to patrzeć. W klasie średnich nakedów znajdziemy spalinowe motocykle, które będą się lepiej prowadziły czy dostarczały więcej frajdy. Problemy ceny i zasięgu to coś, czego (przynajmniej teraz) się nie przeskoczy. Jednak Zero zrobiło wszystko, aby wykorzystać wszystkie zalety, jakie daje napęd elektryczny.
Cisza i brak wibracji mnie kupują. Do tego dochodzą takie detale, jak schowek w miejscu zbiornika paliwa – można tam przewozić kabel do ładowania, ale na co dzień mamy miejsce np. na małe zakupy. Zero SR/F nie jest też przesadnie ciężki. Jasne, 227 kg to niemało jak na motocykl tej klasy, ale biorąc pod uwagę spory akumulator i klasyczną kratownicową ramę, to wynik godny uznania.
Czy test Zero SR/F rozwiał moje wątpliwości co do motocykli elektrycznych? Nie. Wiem natomiast, że w praktyce jest to opcja jedynie do miasta, a tam przyjemność z jazdy jest spora. Jednak nie jest to tania przyjemność.