Firmy samochodowe blokują publikację policyjnych statystyk. Chodzi o kradzieże samochodów
Od lat wysoka pozycja na liście najczęściej kradzionych aut wpływała na decyzje zakupowe Polaków. Policja nie chce już wskazywać, jakie modele najczęściej były kradzione w ciągu ostatnich 12 miesięcy. Tłumaczy to skargami producentów.
Wiedza tajemna
Jeśli zagłębimy się w statystyki dostarczone przez policję nt. kradzieży aut, szybko okaże się, że ostatni ogólnostępny spis dotyczy 2012 roku. Z rąk właścicieli znikały wówczas Volkswageny Golfy czy Passaty, Audi A4 i A6, a nawet w liczbie 303 egzemplarzy, prymitywnie technicznie Fiaty Cinquecento. Od tego czasu brak dokładnych, oficjalnych informacji od mundurowych.
Jednak takie specjalistyczne dane obejmujące marki i modele muszą przecież istnieć. "Marek nie podajemy. Producenci wiele razy mieli o to pretensje", "Reakcja na takie zestawienie mogłaby być różna na rynku, więc unikamy tego" – tłumaczą się funkcjonariusze z zespołów prasowych. Kolejne próby kontaktu przynosiły takie same wyniki - "Ze względu na skargi producentów aut nie podajemy dokładnych marek skradzionych pojazdów." Sytuacja wygląda podobnie jak w przypadku kradzieży w placówkach bankowych. Dokładne kwoty nie są ujawniane. Sprzeciw importerów okazuje się więc dla policji wystarczającą motywacją, by nie publikować dokładnych danych.
Komenda Główna Policji zgrabnie unika odpowiedzi przedstawiając dane statystyczne w których chwali się większą wykrywalnością, sięgającą w ubiegłym roku 23,2 proc. W całym kraju odnotowano 10 240 przestępstw tej kategorii. Najwięcej w województwie mazowieckim, śląskim i wielkopolskim. Nasze zapytanie o modele zostało niezauważone.
Z pomocą przyszedł zespół prasowy policji z Poznania, który przyznał, że najczęściej kradzione są samochody grupy VAG (czyli Audi, Volkswagen, Skoda)
. Później na liście znalazły się auta francuskie oraz BMW. Okazuje się, że w Kielcach "ponad połowę stanowią samochody niemieckich marek". W Białymstoku faworytami są Audi, Honda, Toyota, BMW. Wyróżnia się Łódź. Tam najczęściej kradzione są auta wyprodukowane we Francji, dopiero później te z Niemiec oraz Japonii. Jak dochodzi do kradzieży?
Szybko, na walizkę
Prymitywne metody nadal są stosowane przez złodziei, ale do akcji wykorzystuje się zaawansowane urządzenia. Noc, osiedle domków jednorodzinnych czy też popularnych bliźniaków. Do stojącej pod domem limuzyny klasy średniej podchodzi mężczyzna. Pociąga za klamkę. Drugi, stojący w pobliżu drzwi do domu ma w rękach przedmiot przypominający walizkę. Dzięki niemu wzmacnia sygnał kluczyków leżących tuż przy wejściu.* Auto otwiera się, bez problemu pozwala na uruchomienie silnika i wyruszenie w trasę. Rano, zanim właściciel zorientuje się w sytuacji, samochód będzie już rozebrany na części.*
Tak najczęściej wygląda kradzież samochodu w Polsce. Grupy zajmujące się tym procederem wiedzą doskonale, czego szukają – aut popularnych, do których łatwo będzie sprzedać części. Niezależnie czy jest to lampa, zderzak, kierownica, czy siedzenia. Wszystko ma wylądować na rynku wtórnym. Rozebranie auta zajmuje sprawnej ekipie zazwyczaj kilka godzin. Sprzedaż w całości jest zbyt ryzykowna, chyba, że jest to egzemplarz wyjątkowo rzadki czy też klasyczny, na który złożono zamówienie.
Kluczyki najlepiej trzymać więc z dala od drzwi lub zainwestować w etui zmniejszające ich zasięg. Oczywiście nie wszystkie samochody mają taki "zdalny" system, w którym zamiast wkładać kluczyk w stacyjkę, po prostu wciskamy przycisk. Wówczas wyłamuje się zamek siłą, a w celu uruchomienia pojazdu pod złącze OBD podpina się laptopa. W korespondencji z nami, podkomisarz Maciej Święcichowski z Zespołu Prasowego KWP Poznań wskazuje, że* dobrą metodą jest odcięcie zapłonu ukrytym przełącznikiem czy zakup mechanicznej blokady skrzyni biegów.* Złodziej nie będzie tracił czasu na rozwiązanie problemu. Kradzież ma być łatwa i szybka.
Inne metody
Ostatnio ogromną popularnością w środowisku złodziei cieszą się kradzieże z wykorzystaniem elektronicznego wzmacniacza sygnału kluczyków. Nie oznacza to oczywiście, że zrezygnowano ze znanej metody "na butelkę". Umieszcza się ją w tylnym nadkolu, gdzie podczas jazdy wydaje niepokojące dźwięki. Kierowca zatrzymuje się na poboczu i idzie sprawdzić sytuację. W tym czasie na miejsce przyjeżdża drugie auto, miejsce kierowcy zajmuje złodziej.* Tracimy wszystko, nie tylko dokumenty czy komórkę.* Alternatywą jest również przedziurawienie opony, co wywabia właściciela zza kółka.
Ciekawostką jest też fakt, że złodzieje nie zawsze opierają swoją działalność na tradycyjnych metodach kradzieży. O wiele lepiej jest wspołpracować z właścicielem i zdobyć pieniądze z ubezpieczenia. Auto oczywiście znika w niewyjaśnionych okolicznościach i jest rozbierane na części. Zysk jest większy – sprzedawane są części i odbierane jest odszkodowanie. Takie przypadki nie są odosobnione, mimo że przepisy przewidują za taką współpracę karę 2 lat pozbawienia wolności.
Kradzież samochodu nigdy nie jest kwestią przypadku – to doskonale zorganizowana akcja, w której nie ma miejsca na pomyłki. Nie ma znaczenia czy jest to auto za 500, czy 500 tys. zł. Złodziej doskonale wie, czego się spodziewać. Policja – choć notuje coraz lepsze wyniki z roku na rok –* nie ma za dużo czasu na odzyskanie auta.* Dlatego wykrywanie grup przestępczych i rozbijanie dziupli jest tak ważne.