Test: Suzuki Hayabusa, czyli dr Jekyll i mr Hyde na dwóch kołach
Suzuki Hayabusa, legenda, bohaterka plakatów, motocykl kultowy. Po latach przerwy została dostosowana do najnowszych ekologicznych wymagań i wróciła do Europy. Jest to maszyna, która budzi respekt, ale też ucieka wszelkim klasyfikacjom. Ja podczas przygody z Hayabusą starałem się odkryć, czym tak naprawdę jest ten słynny motocykl.
Suzuki Hayabusa to motocykl, który powoduje szybsze bicie serca nawet u tych, którzy nigdy nie jeździli żadnym jednośladem. Obrósł on legendą. W końcu w momencie, gdy powstał, był najszybszym motocyklem na świecie, a później (dzięki umowie dżentelmeńskiej ograniczającej prędkość do 299 km/h) długo dzierżył ten tytuł. Od początku miał bezkompromisową sylwetkę podporządkowaną osiągom.
Nic dziwnego, że powrót tego motocykla na europejski rynek był dużym wydarzeniem, a każdy kontakt z Suzuki Hayabusą jest czymś wyjątkowym. Co zaskakujące – japońska marka podeszła do tematu bardzo konserwatywnie, tłumacząc, że tego oczekują klienci. Może na początku niektórych to zawiodło, ale dzięki temu Hayabusa na pewno pozostała Hayabusą. Tylko wielu zaskoczy, co to tak naprawdę znaczy. Motocykl ten ma dwa oblicza. Z jednej strony jest przerażający jak mr Hyde z powieści Roberta Louisa Stevensona, a z drugiej pokazuje swoją cywilizowaną naturę dra Jekylla.
Oldschool już w wyglądzie
Już sam wygląd trzeciej generacji Suzuki Hayabusy pokazuje, z jaką filozofią mamy do czynienia. Choć jest to nowy projekt i ma trochę ostrzejszych linii, to jednak przeważają obłości znane z drugiej odsłony tego modelu, która zadebiutowała w 2007 r. Całość została zaprojektowana tak, aby już z daleka nie było wątpliwości z jakim motocyklem mamy do czynienia.
Oczywiście to rozbudowane nadwozie, które skutecznie kryje przed wzrokiem mechanikę motocykla, ma swój cel. Suzuki Hayabusa została zaprojektowana tak, aby przy wysokich prędkościach (oficjalnie maksymalnie 299 km/h) zachować stabilność i osłonić kierowcę. Jednak najważniejsze jest to, że osiągnięcie takiej prędkości wymaga odpowiedniej aerodynamiki i jak najmniejszego oporu powietrza.
Nowoczesności nie poczujemy też patrząc za kierownicę. Nie ma tu dużego kolorowego ekranu, tylko niewielki wyświetlacz (na którym zobaczymy ustawienia systemów elektronicznych, przechył motocykla, czy poziom otwarcia przepustnicy i użycia hamulców) wciśnięty pomiędzy dwa duże zegary prędkościomierza i obrotomierza. Całość uzupełniają znajdujące się po bokach dwa dalsze analogowe wskaźniki prezentujące poziom paliwa i temperaturę cieczy chłodzącej.
Silnik bardziej eko
Tym, co spowodowało zniknięcie Suzuki Haybusy drugiej generacji z Europy, było wprowadzenie normy emisji spalin Euro 4. Japońska marka kontynuowała sprzedaż na tych rynkach, na których to było możliwe, ale u nas Hayabusy w salonach już nie było. Wydawało się zatem, że trzecia generacja, która spełnia jeszcze ostrzejszą normę Euro 5, będzie miała znacznie zmodyfikowany silnik. Po części tak jest, ale zmiany nie są pozytywne dla klientów.
Suzuki zdecydowało się na pozostawienie tego samego silnika i niezmienianie jego pojemności. Oznacza to czterocylindrową, rzędową jednostkę napędową o pojemności 1340 cm3. I tu pojawia się najważniejsza informacja – potrzeba ograniczenia emisji spalin spowodowała, że silnik ten jest teraz słabszy o 10 KM i generuje maksymalnie 190 KM przy 9700 obr./min. Nie jest to mało, w praktyce nie zmienia też wiele, ale... na rynku jest sporo motocykli oferujących przeszło 20 KM więcej, więc wartość ta już nie imponuje jak kilkanaście lat temu.
Przyspiesza i przyspiesza, i przyspiesza
Jednak to wydaje się nie mieć znaczenia. W połączeniu z solidnym maksymalnym momentem obrotowym (150 Nm przy 7000 obr./min) Suzuki Hayabusa nadal jest piekielnie szybka. Jak bardzo? Trudno to opisać słowami. A tym, co robi największe wrażenie, jest to, że nie przestaje przyspieszać. Nawet w momencie przekroczenia 200 km/h motocykl katapultuje się do przodu, jakby dopiero ruszał.
Źródła: Wirtualna Polska
Takie przyspieszenie w połączeniu owiewkami, które naprawdę dobrze chronią przed pędem powietrza, powoduje, że osiąganie zawrotnych prędkości jest niezwykle łatwe. Zbyt łatwe. Jeżdżąc Hayabusą, która w praktyce nie potrzebuje więcej niż pierwszego (góra drugiego) biegu, trzeba mieć sporo samozaparcia, aby nie dać się ponieść osiąganym prędkościom. Są one uzyskiwane z tak absurdalną łatwością, że aż pojawia się w głowie pytanie – czy jest to potrzebne?
Raczej nie. Ale z drugiej strony świat jest ciekawszym miejscem, gdy istnieje w nim Suzuki Hayabusa. Motocykl, którego nazwa mówi o nim wszystko – hayabusa to po japońsku sokół wędrowny, czyli najszybszy ptak na świecie. Motocykl, który nadal, również w swojej trzeciej odsłonie, działa na wyobraźnię, ale też zmysły, gdy się na nim usiądzie.
Czym jest Suzuki Hayabusa?
Suzuki Hayabusa dzięki swojej legendzie i wyglądowi budzi respekt. Gdy do tego motocykla podchodzi się po raz pierwszy czy drugi, traktuje się go jak dzikiego drapieżnika, który w każdym momencie może skoczyć i odgryźć nam głowę. Jednak, jak wspomniałem, już przy samym przyspieszaniu ujawnia się prostota i łatwość, z jaką to przychodzi. I tak przechodzimy do drugiego oblicza Hayabusy. Mr Hyde zamienia się w dra Jekylla.
Gdy wybrałem się w kilkugodzinną trasę tym piekielnie szybkim japońskim motocyklem, przekonałem się, że jest on zaskakująco dobry do tego celu. Tak wygodnego i miękkiego siedzenia nie ma wiele modeli turystycznych. Do tego jest ono długie, więc pozwala na przyjęcie różnych pozycji w zależności od tego, czy właśnie staramy się wykręcić jak najlepszy czas na torze, czy relaksujemy się jazdą wiejskimi drogami.
Źródła: Wirtualna Polska
Również w pełni regulowane przednie zawieszenie (widelec KYB o średnicy 43 mm w połączeniu z tylnym amortyzatorem KYB) jest zaskakująco miękkie i komfortowe. Nawet przy najtwardszych nastawach. Szybko można się przekonać, że nie jest to torowa maszyna sportowa, a raczej jedyny przedstawiciel swojego wyjątkowego gatunku.
Do Suzuki Hayabusy nie można podchodzić, jak do sportowego motocykla na tor. Choć chętnie składa się w zakręty, to nie jest to klasa topowych supersportów. Do tego "Hayka" waży aż 264 kg i jest dość sporą maszyną. Nawet trudno określić, co jest naturalnym środowiskiem tego motocykla, ale bez wątpienia sprawdzi się podczas długich przejazdów po autostradach – najlepiej niemieckich bez ograniczeń prędkości.
Gdyby nie typowo sportowa pozycja, która po dłuższym czasie daje się w znaki kręgosłupowi, mógłbym powiedzieć, że to świetny turystyk. Wygodny, chroniący przed wiatrem, a do tego zaskakująco łatwy w prowadzeniu i cywilizowany. Mimo całej otoczki i legendy, nie jest to nieposkromiony dzikus na dwóch kołach.
Dopracowany do perfekcji
Podchodząc do Hayabusy odnosi się wrażenie, że jest to motocykl konserwatywny. Wyląd nie należy do najbardziej nowoczesnych, wykorzystano stary silnik i ogólnie jest po staremu. Co więcej, w dzisiejszych czasach 190 KM już nie robi takiego wrażenia. Na rynku jest przecież wiele mocniejszych, a przy tym lżejszych motocykli. Suzuki swoje podejście tłumaczy tym, że po przepytaniu właścicieli tego modelu, czego oczekują od nowej generacji, chcieli właśnie takiego motocykla, który nie odbiega mocno od tego, co już znają.
Można kręcić na to nosem, ale wystarczy wsiąść na niego i się przejechać, aby przekonać się, że ma to sporo sensu. Krótko mówiąc – wykorzystanie istniejących rozwiązań, a nie opracowywanie wszystkiego od nowa, pozwoliło idealnie wszystko dopracować. Co ważne, nawet to, co jest nowe, mogło zostać perfekcyjnie dostrojone. Przykłady? Pisałem już o komforcie i zaskakującej łatwości jazdy. Ale na szczególne uznanie zasługuje też precyzyjnie pracująca skrzynia biegów ze świetnym, płynnie działającym quickshifterem.
Najważniejszymi nowościami, których nie widać gołym okiem, jest bogaty zestaw systemów elektronicznych. Pozwala on dostosować pracę motocykla do swoich preferencji i warunków drogowych. Jest też dodatkowym pomocnikiem, który pozwoli łatwiej okiełznać tę maszynę, jeśli czujemy, że potrzebujemy trochę pomocy.
Trzecia generacja Suzuki Hayabusy oferowana jest w trzech wersjach kolorystycznych – białej z czerwonymi detalami, srebrnej z dodatkiem czerwonego oraz czarnej ze złotymi elementami. Kultowy motocykl kosztuje 84 900 zł.
Suzuki Hayabusa to nadal motocykl absurdalnie szybki, może już nie wygrywa wszystkich walk na liczby, ale tę o serca i wyobraźnię motocyklistów na pewno. Ucieka wszelkim klasyfikacjom, jest sportowy, ale komfortowy, nie męczy w długich trasach, ale sprawia wrażenie, jakby się siedziało na bombie atomowej, jak w filmie "Dr Strangelove". Nadal jest to motocykl szalony, ale dobrze, że znowu jest z nami.