Korzystanie z jammerów, czyli zagłuszaczy, jest nielegalne. Mimo to kierowcy, przekraczający prędkość, próbują się za ich pomocą ratować przed mandatem. Grozi za to znacznie surowsza kara, niż najwyższy mandat.
Brak odpowiadającej potrzebom sieci dróg ekspresowych i autostrad skłania kierowców do nagminnego przekraczania dopuszczalnych prędkości. Poza fotoradarami, których liczba niebawem drastycznie wzrośnie, największym utrapieniem piratów drogowych są policjanci, wyposażeni w radary prędkości. Większość kierowców walczy z nimi w tradycyjny sposób – nasłuchując komunikatów przez radio CB. Coraz większa jest jednak grupa osób, decydujących się na zakup jammerów – elektronicznych urządzeń, które mają uniemożliwiać dokonanie pomiaru prędkości. Ich cena jest dość zróżnicowana. Przez internet najtańsze modele można kupić za nieco ponad 1,5 tys. zł. Te, które mają być najnowocześniejsze, kosztują blisko 3 tys. zł. Czy pozwalają zaoszczędzić na mandatach?
Najnowocześniejszy jammer, dostępny na polskim rynku - jak wynika z ogłoszenia - używa „komunikatów głosowych, dźwiękowych i wizualnych”. Jak dowiadujemy się z opisu, urządzenie posiada diody laserowe, odbiornik ze wzmacniaczem, a także adaptacyjny algorytm, zabezpieczający przed radarami w użyciu policji, a nawet przed tymi, które jeszcze nawet nie powstały. Opis przedmiotu nie tłumaczy jednak, jak naprawdę działa urządzenie. Zasada pracy jammera polega na monitorowaniu wybranych częstotliwości fal elektromagnetycznych w zakresie od 8 do 40 GHz, a po wykryciu fal, które mogą być wiązką ręcznego radaru prędkości, nadawanie sygnału, uniemożliwiającego prawidłowy pomiar prędkości. Niektóre mają nawet dawać możliwość obniżania odczytu o wybraną przez kierowcę wartość. Brzmi dobrze. Niestety, w praktyce urządzenia tego typu nie gwarantują efektu, na który liczą nabywcy.
- Nie wierzę w skuteczność
jammerów, względem laserowych mierników prędkości – mówi Andrzej Konarzewski, specjalista do spraw rozwoju w firmie Zurad, produkującej fotoradary i ręczne mierniki prędkości. – Urządzenia takie wykorzystują skomplikowany cykl pomiarowy. Uniemożliwienie pomiaru być może by się udało, ale zmiana wartości prędkości widzianej przez policjanta moim zdaniem nie jest realna. Natomiast, jeśli chodzi o stacjonarne fotoradary, to być może dałoby się je oszukać.
Czy taki efekt zabezpiecza pirata drogowego przed przykrymi spotkaniami z policją? Funkcjonariusz „drogówki”, który nie otrzyma odczytu prędkości „namierzanego” pojazdu, może zatrzymać go do kontroli, by sprawdzić, dlaczego pomiar się nie udał. Jeśli znajdzie jammer, właściciel samochodu może mieć poważne kłopoty. Jak informuje Urząd Komunikacji Elektronicznej, tego typu urządzenia są nielegalne. Ich działanie może zakłócać pracę sprzętu medycznego, albo uniemożliwiać używanie telefonów komórkowych. Dziennik Gazeta Prawna podaje, że za używanie jammerów można zapłacić nawet 5 tys. zł grzywny. To dziesięciokrotnie więcej, niż kwota najwyższego mandatu, przewidzianego polskim prawem.
Zatrzymanie samochodu, którego prędkości nie da się zmierzyć nie jest jednak regułą, dowiedzieliśmy się w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. Czy oznacza to, że jammery są dla piratów drogowych potężną bronią? Tak zapewne by było, gdyby działały. Jak jednak pokazują dziennikarskie testy, skuteczność takich urządzeń oscyluje w okolicy zera.
tb/mw/tb