Diesle tracą w Polsce i całej Europie. Nowe przepisy gwoździem do ich trumny
Na fali afery dieselgate wprowadzono nowy sposób testowania emisji spalin i zużycia paliwa. Ma on być nieco bardziej realistyczny, ale w praktyce zmieni więcej, niż mogłoby się wydawać. Już dziś niektóre modele muszą przejść zmiany, a w przyszłości może to być jednym z głównych czynników wpływających na zniknięcie diesli z rynku.
Wprowadzanie stref ekologicznych w miastach, ale przede wszystkim wynikające z coraz ostrzejszych wymagań dotyczących emisji zmiany w konstrukcji silników powodują spadek popularności diesli. Aby silniki wysokoprężne spełniały ostrzejsze normy, muszą być one bardziej skomplikowane. Przekłada się to na ich cenę przy zakupie, trwałość i koszty napraw. Wszystko to sumarycznie powoduje, że diesle po prostu stają się mniej opłacalne. Jak wiadomo - przy zakupie dla większości osób wszystko sprowadza się do rachunku finansowego. I właśnie dlatego diesle szybko tracą na popularności.
Według danych Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów (ACEA), w 2016 roku w krajach tzw. starej Unii samochody osobowe z silnikiem Diesla stanowiły 49,9 proc. sprzedaży. W 2017 roku było to już 44,8 proc. Rok 2018 prawdopodobnie przyniesie skokową zmianę tego parametru. Pierwsze półrocze 2018 roku na rynku motoryzacyjnym wszystkich państw Unii Europejskiej podsumowała firma Jato Dynamics. Jak wynika z jej wyliczeń, w ciągu pierwszych sześciu miesięcy 2017 roku 46 proc. nowych samochodów sprzedanych było wyposażonych w jednostki zasilane olejem napędowym. W pierwszym półroczu 2018 roku silnik wysokoprężny miało już tylko 37 proc. sprzedanych samochodów.
Podobnie sytuacja wygląda w Polsce. Według danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego w 2017 roku w Polsce zarejestrowanych było 10,2 mln samochodów na benzynę (w tym z instalacją LPG) oraz 6,6 mln diesli. Z danych szczegółowych wynika, że popularność diesli to już pieśń przeszłości. Na koniec 2017 roku tak popularne do niedawna "ropniaki" stanowiły 51 proc. samochodów w wieku od 5 do 10 lat. W grupie samochodów mających do 4 lat samochody z silnikami benzynowymi stanowiły 60 proc., a wysokoprężnymi – tylko 35 proc.
Interesująca jest lektura tabeli dynamiki sprzedaży nowych samochodów w 2017 r. w podziale na rodzaj napędu. Przy ogólnym wzroście rynku motoryzacyjnego w Polsce, diesle zyskały względem 2016 roku tylko 2,8 proc. Znacznie większym, bo wynoszącym 20,7 proc. wzrostem popularności cieszyły się auta benzynowe. Samochody na LPG lub CNG zainteresowały aż o 54,4 proc. więcej kupujących. Prawdziwa rewolucja dotyczyła jednak hybryd – te klasyczne, samoładujące się, zyskały 68,1 proc., a hybrydy plug-in aż 110,6 proc. W 2018 r. te tendencje jeszcze się umocniły. Spośród nowych samochodów, zarejestrowanych w ciągu siedmiu pierwszych miesięcy 2018 roku, aż 70 proc. stanowiły auta benzynowe. Dieslom pozostało tylko 24,2 proc.
Wygląda zatem, że nowe przepisy stają się gwoździem do trumny diesli. Zarówno te dotyczące emisji i testów na poziomie europejskim, jak i lokalne zakazy wjazdu wprowadzane w kolejnych miastach na Starym Kontynencie. Choć na ogół nie dotyczą one nowych aut wyjeżdżających dopiero z salonów, ale pokazują trend, który ogranicza popularność używanych "ropniaków", a zatem powoduje spadek ich cen.
Rynek nie cierpi jednak pustki. Powstaje więc pytanie - co zamiast diesli? Na to pytanie są dwie odpowiedzi. Nie od dziś wiadomo, że silniki benzynowe są lepszą opcją dla jeżdżących głównie po mieście, na krótkich dystansach i pokonujących mniej kilometrów rocznie. Z dieslami jest odwrotnie i alternatywa o takiej samej charakterystyce nie istnieje. Jednak często tutaj przytaczane są napędy hybrydowe, które choć na trasie mogą być nieco mniej ekonomiczne od diesli, to już podczas miejskiej jazdy sprawdzają się świetnie i są w niej najoszczędniejsze. Zatem choć ich charakterystyka jest inna to można powiedzieć, że hybrydy przy podobnie nieco wyższej cenie pozwalają sumarycznie na zbliżone oszczędności, a biorąc pod uwagę fakt, że wielu użytkowników aut z silnikami wysokoprężnymi jeździ sporo po mieście, mogą okazać się nawet lepszą opcją.
Wiele firm już przestawia się na taki kierunek. Toyota od dawna zwróciła się w stronę napędów hybrydowych oferując je zamiast diesli. W efekcie dzisiaj Japończycy mogą się pochwalić już ponad 20-letnim doświadczeniem owocującym dopracowanymi i oszczędnymi konstrukcjami. Jednak tą samą ścieżką idą też inni. Volvo już ogłosiło, że rezygnuje powoli z diesli i stawia na hybrydy. Nawet Volkswagen, dla którego jednostki wysokoprężne przez lata były kluczowe, ma w ofercie hybrydy typu plug-in. Co ważne, napędy hybrydowe sprawdzają się w samochodach różnej wielkości. Przykładem może być Toyota, która montuje je zarówno w miejskim Yarisie, jak i oferowanych w Japonii dużych minivanach czy limuzynach. Podobnie dzieje się u wspomnianego Volvo, które wspomaga się silnikiem elektrycznym we wszystkich nowych modelach - od najmniejszych do największych.
Czy zatem oznacza to, że hybrydy będą zyskiwać na popularności? Na to wygląda, bo jeśli przepisy zabiją diesle, to coś będzie je musiało zastąpić - częściowo będą to nowe jednostki benzynowe, a po części na pewno hybrydy.