Od dwudziestu lat w marcu, na marokańskiej części Sahary odbywa się wyjątkowa sportowa impreza - Rallye Aicha des Gazelles. Pustynny rajd tylko dla kobiet. W tym roku Aicha obchodzi jubileusz.
* TU ZNAJDZIESZ WIĘCEJ ZDJĘĆ Z KOBIECEGO RAJDU * Rajd wymyśliła i od początku organizuje wraz ze swoim w większości kobiecym sztabem Dommeniqe Sera. Rajdy terenowe to we Francji prawie sport narodowy i Francuzi jak mało kto znają się na ich organizacji, więc AICHĘ można uznać za młodszą siostrę DAKARU.
Samo przebywanie w rajdowym obozie przypomina trochę sceny z "Seksmisji" Juliusza Machulskiego. Wszędzie kobiety! Setki! Mężczyźni są zazwyczaj gośćmi lub siłą roboczą, która ma jeden cel - pracować, żeby wszystko się udało.
Obóz robi wrażenie. Mimo że stoi na środku pustyni, jest w nim wszystko. W wielkim namiocie mieści się kuchnia i stołówka, jest namiot medyczny, kawiarenka na plotki, centrum prasowe, Internet, wozy telewizyjne, helikopter, dwie cysterny z paliwem i jedna wielka z wodą - są więc także prysznice z ciepłą wodą i prawdziwe toalety.
To wszystko oczywiście sporo kosztuje. Główni sponsorzy to producenci przetworów owocowych i win. Rajd wspiera Król Maroka i ministerstwo turystyki tego kraju, więc chyba finansowo impreza się zwraca, zwłaszcza że wpisowe to 20 tys. euro od załogi.
* TU ZNAJDZIESZ WIĘCEJ ZDJĘĆ Z KOBIECEGO RAJDU * Koszty są niemałe, bo trzeba przecież do Maroka dostać się z samochodem i wrócić do domu. Jednak chętnych pań do startu nie brakuje, bo w rajdzie wzięło udział aż sto załóg. Samochody są w dużym stopniu wynajmowane we francuskich firmach i zwykle mają za lub przed sobą udział w Dakarze jako auta serwisowe, prasowe.
Było też kilka prawdziwych, choć już wysłużonych rajdówek. Reszta to auta prywatne. Pani która jechała ciężarówka Iveco Daily 4x4 opowiada, że do ostatniej chwili wahała się czym pojechać, w końcu mąż wybrał się z nią do salonu i kupiła to auto. Kosztowało sporo, ale jak się mieszka w Monte Carlo, jak ona, to ciężarówkę trzeba mieć. Generalnie panie startujące w tym rajdzie nie maja raczej problemów z pieniędzmi.
Lekarki, modelki, prawniczki, dyrektorki w różnych firmach - taki jest przekrój zawodowy grupy uczestniczącej w imprezie. Do tego rajd jest we Francji bardzo znany i sponsorzy chętnie się na nim pokazują. Jeżeli za start nie zapłaci proszek do prania, albo producent bielizny, to zrobi to sponsor strategiczny czyli mąż, który ma dwa tygodnie spokoju w domu.
Dodać należy, że załogi pochodzą z kilkunastu krajów - od Rosji po Kanadę i Japonię. Ponieważ rajd ma charakter także charytatywny i pieniądze częściowo przekazywane są na pomoc dla dzieci, to niektóre załogi reprezentują takie organizacje jak np. UNICEF, czy fundacje do walki z rakiem.
Jednak nie wszystkie uczestniczki to panie z pękatymi kontami. Francuska Poczta wystawiła, jako jedna ze wspierających rajd firm, siedem żółtych Renault Kangoo 4x4. Ich załogi stanowiły urzędniczki wyłonione podczas wewnętrznych pocztowych eliminacji.
Zasady są proste. Na pustyni są rozmieszczone punkty w których trzeba się zameldować i podbić kartę. Taki punkt składa się zawsze z trzech elementów: wysokiego masztu z flagą, miejscowego pana z pieczątka i długopisem oraz z metalowego czajniczka do robienia słodkiej, miętowej herbaty. Trzeba "jedynie" odnaleźć dziennie kilka takich punktów, co zajmuje kilkanaście godzin i można iść spać.
Jest jeden problem. Trzeba nie tylko umieć się poruszać po pustyni, ale świetnie znać się na nawigacji. Nie wolno niestety używać GPS-ów tylko kompas, linijka i dostarczona przez organizatorów kserowana czarno-biała mapa ma doprowadzić załogi do celu. Na pustyni nie jest to łatwe, stąd bywało, że załogi lądowały na dwa dni w areszcie bazy wojskowej w sąsiedniej Algierii.
Atmosfera na tym rajdzie zupełnie odbiega od tego, co można zobaczyć na innych imprezach. Każde spotkanie załóg na trasie to okazja do obściskiwania się, całowania, plotek i śmiechu. Można wziąć od rywalek trochę paliwa albo krem z filtrem. Nie ma tu miejsca na kłótnie i protesty, szczególnie techniczne, bo kto by sobie zawracał głowę tym, co kto ma pod maską.
Można tu też spotkać prawdziwe sławy, taki jak pochodząca ze Słowacji supermodelka Adriana Karembau - właścicielka najdłuższych nóg na świecie.