Królowie lewego pasa
Na autostradzie wolno poruszać się z prędkością 140 km/h, a według pewnych nadinterpretacji nawet 149 km/h. Skoro są dwa pasy to logiczne, że osoby chcące jechać dużo poniżej tych granic, powinny zająć prawą część drogi. Zdarzają się jednak demony szybkości: 110 km/h to idealny oręż do objęcia panowania nad lewą częścią A1 czy A2. Zastanawiam się, czy to brak świadomości, wiedzy, może głupota?!
Raz postanowiłem zabawić się w belfra. Od razu zaznaczam, nie pochwalam takiego zachowania, ale parafrazując z lekka Nowy Testament: kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień. Prawdopodobny następca Hołowczyca jechał 100 km/h lewym pasem na niemal pustej drodze. Zbliżyłem się do niego na bezpieczną odległość i po około minutowym oczekiwaniu, by zrobił mi miejsce, delikatnie zasugerowałem światłami zmianę pasa. Potem nieco mniej spokojnie - z takim samym efektem, a ściślej ujmując - jego brakiem.
W końcu wykonałem manewr wyprzedzania z prawej strony, po czym znów zająłem lewy pas, nie uciekając jednak do przodu. Poczekałem aż na horyzoncie pojawi się TIR i... przetrzymałem mistrza kierownicy za sobą przez 2 minuty na równi z autem ciężarowym, przy prędkości około 85 km/h. Po czym mrugnąłem "awaryjnymi" i ruszyłem w swoją stronę. O dziwo, człowiek zrozumiał i po wyprzedzeniu ciężarówki zajął prawy pas. Jak już jednak wspomniałem, nie jestem dumny z siebie. W końcu odwaliłem robotę za instruktorów nauki jazdy, a przede wszystkim pozwoliłem dać upust zdenerwowaniu. Czego nigdy nie wolno przecież robić na drodze...