Test: Harley-Davidson Street Glide ST – amerykańska podróż po Polsce
Marzy wam się amerykański styl i sposób podróżowania? Relaksująca, ale zapewniająca sporo frajdy jazda? Wygląd klasycznego baggera i duża owiewka? To wszystko zapewni Harley-Davidson Street Glide ST, choć trzeba uważać. Nazwa zdradza ważny haczyk w tej historii.
Kilkaset kilometrów pokonane zarówno ekspresówkami, jak i bocznymi drogami wywołały u mnie pewną konsternację, gdy mam podsumować, jakim motocyklem jest Harley-Davidson Street Glide ST. Z jednej strony ma wiele cech świetnego turystyka, a z drugiej wręcz odwrotnie. To taka propozycja "pomiędzy". Czy powinno to dziwić? Zdecydowanie nie, bo właśnie taki ma to być motocykl, w końcu mówi o tym jego nazwa.
Gdzieś pośrodku
Street Glide ST to bagger, który jest stylową maszyną do jazdy po miejskich ulicach. Oczywiście nie dostajemy zwinnego jednośladu, tylko amerykański krążownik, który odnajdzie się w dalszych trasach, ale w którym nie wszystko zostało podporządkowane dalekim wycieczkom. Brakuje zatem np. owiewek osłaniających nogi czy ogrzewanych manetek.
Z drugiej strony zapewnia świetny komfort i nie męczy nawet po wielu godzinach. HD Street Glide sprawdził się zarówno wtedy, gdy jednym rzutem pokonałem ponad 300 km drogą ekspresową, jak i w trasie powrotnej, która liczyła już ponad 400 km bocznymi drogami z krótszymi i dłuższymi przerwami.
Owiewka jest nieco mniej rozbudowana niż w już w pełni turystycznych modelach Harleya-Davidsona, ale i tak sprawdza się świetnie. Na początku mialem obawy, czy względnie mała szybka zda egzamin podczas jazdy na drodze szybkiego ruchu, ale okazała się niezwykle skuteczna. Tak samo Amerykanów można pochwalić za osłonę dłoni przed wiatrem.
Prawdziwie turystyczny jest zbiornik paliwa mieszczący aż 22,7 l. W efekcie nawet na ekspresówce zasięg to ok. 400 km, natomiast na bocznych drogach na jednym tankowaniu można pokonać ponad 500 km. A nie zapominajmy, że mowa tu o maszynie ważącej "na mokro" 369 kg i napędzanej ogromnym silnikiem.
Większy jest lepszy
Taka zasada od lat przyświeca Harleyowi, gdy bierze się za konstruowanie silników. Ten w modelu Street Glide ST ma oznaczenie 117, które oznacza pojemność w calach sześciennych. "Na nasze" przekłada to się na 1923 cm3 z dwóch cylindrów w układzie V. Maksymalna moc to 103 KM przy 4750 obr/min, jednak tradycyjnie u Harleya-Davidsona bardziej imponujący jest moment obrotowy, którego maksymalna wartość wynosi 169 Nm przy 3500 obr/min.
Źródła: WP
Efekt? Tego łatwo się domyślić. Mimo sporej masy, na starcie przyspieszenie robi wrażenie, ale przy wyższych prędkościach jest już "tylko" dobre. Przy tym mierząca 127 mm szerokości tylna opona ma problemy, aby przenieść te wszystkie niutonometry na asfalt. Nietrudno o uślizg, a kontrola trakcji została ustawiona tak, aby na to pozwolić. Motocykl potrafi ustawiać się bokiem nawet na drugim biegu. Co tu dużo mówić – Amerykanie wiedzą, że kupując harleya, każdy chce się poczuć czasem jak "bad boy" i dają do tego odpowiednie narzędzie.
Z drugiej strony wolałbym, żeby przy redukcji elektronika zapanowała nad momentem obrotowym, który potrafi wymusić uruchomienie kontroli trakcji. Choć Street Glide ST ma sporo pary i niezłe osiągi, to raczej jest to osiłek, który na co dzień woli relaksujący spacer. Dlatego zawieszenie jest miękkie i komfortowe, a reakcje motocykla na skręcanie powolne. Jest po prostu amerykańsko, a określenie "krążownik szos" samo się narzuca. Choć, jak już pisałem, bardziej chodzi tu o stylowe toczenie się po mieście i okazjonalne trasy.
Toczenie, a nie dynamiczną jazdę. W końcu mamy do czynienia z harleyem. Motocykl ten mierzy równe 2,4 m długości, a jego masa wraz z leniwym zawieszeniem zachęcają do tego, aby się nie spieszyć.
Styl i technika
Mam wrażenie, że się powtarzam przy każdym motocyklu Harleya, ale bez wątpienia tym, co przyciąga klientów do tej marki, jest (obok jej historii i kultowości) styl amerykańskich motocykli. I choć w przypadku Street Glide’a ST nie ma ekstrawagancji, to nie można mu odmówić tego, że ten styl ma. Jest spora owiewka, wyeksponowany silnik, są klasyczne kufry.
Źródła: WP
Choć te ostatnie mogłyby mieć rączki i system demontażu niewymagający odkręcania śrub. Brak takich rozwiązań oznacza, że w praktyce kufry są niezdejmowalne, a cały bagaż wymaga torby, aby zanieść go np. do hotelu. O tym, że styl wygrywa z ergonomią świadczy też stożkowy filtr powietrza. Wygląda on świetnie, jednak znajduje się w takim miejscu, że co chwilę uderzałem w niego piszczelem. Oprócz obolałej nogi, nie mogłem jej wygodnie wyprostować, a dostęp do hamulca nożnego był ograniczony.
Tym, co łączy styl i bogate wyposażenie, jest ogromna deska rozdzielcza na owiewce. I z pełną premedytacją nazywam oto deską rozdzielczą, a nie po prostu zegarami. Czemu? Mamy tu cztery klasyczne zegary – prędkościomierz (z małym wyświetlaczem), obrotomierz, wskaźnik poziomu paliwa i naładowania akumulatora – które dodatkowo mają oldschoolowe podświetlenie. Natomiast poniżej nich duży dotykowy (można też sterować przełącznikami na kierownicy) ekran systemu multimedialnego z nawigacją i możliwością podłączenia telefonu.
Między zegarami a schowanymi za owiewką lusterkami są też głośniki, natomiast po prawej stronie od wyświetlacza schowek na telefon z gniazdem USB. Niestety, miejsce to jest ciasne i po podłączeniu smartfonu do ładowania nie jest łatwo go zamknąć w przypadku standardowego iPhone’a. Zatem jakikolwiek większy telefon się tam nie zmieści.
Bagger pośredni
Z jednej strony Harley-Davidson Street Glide ST jest to motocykl puszczający oko do tych, którzy lubią klasykę i detale trącące myszką. Wiecie, dla tych, którzy lubią "stare i sprawdzone" rzeczy. Z drugiej lubią pochwalić się pokładową elektroniką.
To samo można powiedzieć o całym motocyklu, który jest klasycznym baggerem. Niby trochę turystycznym, ale w praktyce bardziej miejskim. Tylko w zupełnie innym znaczeniu tej miejskości, niż to ma miejsce w motocyklach japońskich czy europejskich. Oczywiście Street Glide ST nie jest ich konkurentem i na pewno nikt tak o nim nie myśli. To model dla tych, którym podobają się baggery, a niekoniecznie maszyny w pełni turystyczne i częściej będą jeździć po mieście niż na trasach.