Test: Citroen C5 2.0 HDi Exclusive
Francuska kanapa
None
Kiedy w 2007 r. samochód wchodził na rynek, towarzyszyła mu kampania, którą można streścić w jednym zdaniu – francuskie auto, niemiecka jakość. Cóż tak sprzedając swój flagowy model Francuzi zdawali sobie chyba sprawę ze swych słabości… i faktycznie, kiedy Citroen C5 drugiej generacji wchodził na rynek, robił zaskakujące wrażenie.
Przede wszystkim stylistyka. Po pierwszej generacji można było się spodziewać, że kolejna będzie jeszcze bardziej odjechana. Właściwie te przypuszczenia mogły graniczyć z pewnością – styliści Citroena przecież przyzwyczaili nad do ciekawych, a czasem nawet lekko szalonej formy swoich pojazdów. Tymczasem C5, którego świat ujrzał w 2006 r. był samochodem bardzo przeciętnym – oczywiście na tle innych pojazdów firmy.
Nakreślona przez Chorwata, Domagoja Dukeca linia samochodu niewątpliwie może się podobać, ba powiedziałbym nawet, że jej klasyczne kształty są ponadczasowe. Przecież, ten projekt ma już ponad pięć lat i przeszedł zaledwie jeden lifting. Polegający jedynie na dodaniu pasków diod do jazdy dziennej z przodu auta i nieco zmienionych tylnych lamp. Cała reszta, od długiej maski począwszy, przez niski dach, niezwykłą wklęsłą i zapewne kosmicznie drogą tylną szybę, aż po znaczek na klapie bagażnika zostało bez zmian. Nawet po tak długim czasie nadwozie Citroena C5 zachowało świeżość.