System Start Stop: opłaca się?
Jeszcze kilka lat temu producenci samochodów niezbyt przejmowali się zużyciem paliwa swoich flagowych modeli, dedykowanych majętnej klienteli. Jeśli chodzi o modele ogólnodostępne, to co najwyżej wyposażane były one w małe silniki benzynowe, lub diesle uchodzące za szczyt oszczędnej technologii. Dziś jest zupełnie inaczej, ale czy to dobrze?
Niemal nikt z motoryzacyjnego świata nie stawiał na innowacyjne dodatki obniżające zużycie paliwa, takie jak opony o zmniejszonych oporach toczenia, wydłużone przełożenia skrzyni biegów czy inne powszechne dziś usprawnienia. Jeszcze większą ignorancją w kwestii zapotrzebowania na paliwo wykazywali się producenci luksusowych pojazdów, mających tylko jedno ściśle określone zadanie - którym na pewno nie była troska o portfel właściciela tudzież środowisko.
Dziś nawet topowe limuzyny czy SUV`y wyceniane na setki tysięcy złotych, projektowane są z wyraźnym naciskiem na ekologiczny i ekonomiczny aspekt eksploatacji. Takie poczynania wszystkich liczących się wytwórców w obecnych realiach wymuszone są nie tylko rosnącymi wymaganiami unijnych ekologów na ważnych stanowiskach. Ogromny wpływ mają rzecz jasna także rosnące ceny paliw, a co za tym idzie zacięta rywalizacja o klienta baczącego na koszty użytkowania - czasem także stopień szkodliwości dla otoczenia naturalnego.
Dawniej świadomie pomijane rozwiązania techniczne powracają więc do łask, stając się z generacji na generację coraz wydajniejsze i łatwiejsze we współżyciu z kierowcą. Poza wspomnianymi oponami o zredukowanych oporach toczenia i wielu innymi sposobami na zmniejszenie spalania - z redukcją masy, oporów aerodynamicznych włącznie, producenci już w tanich samochodach stosują system start & stop.
Jak wiadomo, w czasie typowo miejskiej jazdy co kilka chwil stajemy na światłach i w przeważającej większości samochodów bezproduktywnie spalane jest cenne paliwo w oczekiwaniu na zielone światło. Podobnie jak w czasie jazdy w korku, co kilka metrów zatrzymujemy się na dłuższą chwilę. W teorii wręcz idealnym rozwiązaniem powyższej kwestii jest wyłączanie jednostki napędowej przy każdej nadarzającej się sytuacji, pozwalającej zatrzymać pracę cylindrów. Wystarczy przeszło dwudziestosekundowy postój, by zgaszenie silnika stało się opłacalnym procederem w codziennej jeździe. Prosta kalkulacja pomoże uzmysłowić nam ogromny potencjał drzemiący w tymże systemie, dającym wymierne oszczędności użytkownikom.
W samochodach wyposażonych w skrzynię manualną, system start & stop uaktywnia się po zatrzymaniu auta, wrzuceniu luzu i odpuszczeniu pedału sprzęgła. Uruchomienie silnika następuje wraz z ponownym wciśnięciem sprzęgła. Nieco inaczej sytuacja wygląda w samochodach z automatyczną przekładnią, w których - z oczywistych powodów - sprzęgła nie ma. Tu jednostka gaśnie po zatrzymaniu, jeśli nieco dłużej trzymamy wciśnięty pedał hamulca. Start następuje zaś po zwolnieniu hamulca nożnego.
Urządzenie, choć banalnie proste z pozoru, ma istotne wady, rzutujące na długookresową opłacalność. O ile z miesięcznej perspektywy korzyści płynące z nieustannego gaszenia i odpalania silnika sięgają nawet kilku procent, o tyle już jeśli zakładamy długoletnią eksploatację, pojawiają się znaczące wątpliwości.
Spośród silników stosowanych w dzisiejszych samochodach, tylko elektryczne są w pełni niewrażliwe na częste wyłączanie. Jednostki tłokowe, a zwłaszcza turbodoładowane niezbyt ochoczo przystają na takie traktowanie. Kluczową kwestią jest rzecz jasna trwałość, która jak by nie patrzeć, ucierpi. W autach zaopatrzonych w start & stop zwielokrotnioną pracę wykonuje rozrusznik wespół z akumulatorem, przejmującym odpowiedzialność za zasilanie pokładowego wyposażenia jak i świateł i wycieraczek na czas przerwy w pracy silnika spalinowego. Oczywiście system sterujący nie pozwoli na wyłączenie silnika w przypadku wysokiego poboru energii elektrycznej, słabego naładowania baterii, niskiej temperatury otoczenia jak i niewystarczającej temperatury roboczej. Jeśli przerwa w pracy będzie zbyt długa, wówczas nastąpi samoczynne uruchomienie jednostki.
Kolejną sprawą wartą poruszenia jest smarowanie i chłodzenie podczas postoju z wyłączonym silnikiem. Jak łatwo się domyślić, przestaje wówczas działać układ smarowania i chłodzenia roboczych podzespołów. Zwłaszcza w silnikach doładowanych turbosprężarką niedostateczne smarowania drastycznie skraca żywotność owego elementu. Po zatrzymaniu i wyłączeniu jednostki napędowej wirnik turbiny nadal, za sprawą siły bezwładności, obraca się ze znaczną szybkością, pozostawiony bez dopływu oleju silnikowego, co kończy się zwiększeniem tarcia ruchomych części.
Jak pokazują przeprowadzane badania systemów start & stop, oszczędności jakie przynosi nie są oszałamiające. W ruchu miejskim auto segmentu B zużywa jedynie 0,2 litra paliwa mniej na każde 100 km, co porównywalne jest z jazdą bez włączonej klimatyzacji. Pojawia się więc pytanie, czy warto dla kilkuset złotych rocznie - niespełna 11 złotych na każde 1000 km - narażać się na późniejsze większe koszty napraw (droższe wzmocnione części, większy akumulator). Na szczęście nawet w samochodach seryjnie wyposażonych w omawiane udogodnienie możliwe jest jego wyłączenie jednym przyciskiem. Jeśli więc planujemy użytkować samochód przez dwieście tysięcy kilometrów, powyższy system wygeneruje koszty podważające jego opłacalność. Przy przebiegu o połowę niższym, nie powinniśmy odczuć różnicy podczas regularnego serwisowania, a oszczędności poczynione podczas każdorazowego tankowania pozwolą wybrać się na ciekawe wakacje wraz z rodziną.
Piotr Mokwiński/ll/moto.wp.pl