Roman Giertych zawsze deklarował, że chce prowadzić politykę prorodzinną. I wreszcie obietnicę spełnił. Wysyła rządową limuzynę i funkcjonariuszy BOR, by wozili na zakupy jego własną rodzinę, a potem odwozili ją do domu - czytamy w "Fakcie".
Zimowy wieczór, okazała willa wicepremiera w podwarszawskich Łomiankach. Roman Giertych gości u siebie rodziców. Najwyraźniej czegoś w lodówce zabrakło, bo mama ministra, Antonina Giertych, wychodzi nagle po zakupy - ale wszystko obserwuje obiektyw "Faktu".
Taksówką? Nie. Podjeżdża po nią rządowa limuzyna. Funkcjonariusz BOR otwiera drzwi i po chwili auto rusza. Przejeżdża zaledwie 200 metrów, bo taka odległość dzieli dom wicepremiera od sklepu. Gdy matka ministra robi zakupy, błyszcząca rządowa lancia z kierowcą czeka przed sklepem. Parę minut potem rządowy ochroniarz, bierze siatki od kobiety i pomaga jej zająć miejsce w aucie - relacjonuje dziennik.
Auto odwozi panią Giertychową do domu i dalej czeka przed willą. Po paru godzinach - gdy przyjęcie urodzinowe dobiegło końca - sytuacja się powtarza. Ale tym razem z willi Giertycha wychodzi także jego ojciec europoseł. Kierowca z Biura Ochrony Rządu otwiera drzwi. A Maciej Giertych z żoną wsiadają do rządowego auta. Lśniąca limuzyna odwozi ich do domu.
"Fakt" próbował zapytać rzecznika BOR, dlaczego szkoleni do zadań specjalnych i opłacani przez nas wszystkich funkcjonariusze są wykorzystywani na prywatny użytek rodziny Giertychów. Rzecznik nie chciał z gazetą rozmawiać. "Proszę mi przesłać pytania pisemnie" - rzucił ze złością przez telefon Dariusz Aleksandrowicz. (PAP)