Policjantów nie ma na drogach, bo jeżdżą do szpitali. To skutek przestarzałego systemu
W policji zatrudnionych jest około 100 tys. funkcjonariuszy. Chyba każdemu z nas zdarzyło się jednak przejechać przysłowiowe pół kraju i nie spotkać na drodze patrolu. Dlaczego tak jest? Między innymi przez przestarzałe procedury, które wysyłają policjantów do szpitali.
Jednym z najważniejszych zadań policji drogowej jest reagowanie w razie wypadku drogowego. Funkcjonariusz ma wówczas szereg obowiązków, do których zalicza się m.in. zabezpieczenie miejsca zdarzenia, pomoc rannym jeśli na miejscu nie ma ratowników medycznych lub potrzebują oni asysty, a także sporządzenie dokumentacji zdarzenia. To ostatnie wymaga również określenia stanu poszkodowanych. Jest to o tyle ważne, że może od niego zależeć zakres odpowiedzialności osoby, która spowodowała wypadek.
Zgodnie z art. 157 i 177 Kodeksu karnego sprawca wypadku, którego ofiara doznała lekkich lub średnich obrażeń - jak naruszenie czynności narządów ciała lub rozstrój zdrowia trwający nie dłużej niż 7 dni - może zostać skazany na ograniczenie wolności do 3 lat. Jeśli skutkiem wypadku była śmierć lub poważne urazy, sprawca w więzieniu spędzi od 6 miesięcy do 8 lat. Nic więc dziwnego, że policja musi dokładnie sprawdzić stan zdrowia ofiar, nim sprawa trafi przed oblicze sądu. Jak to robi?
Jak się okazuje, w najbardziej oczywisty i kosztowny sposób. Jak informuje w swojej interpelacji posłanka PO Małgorzata Pępek, policjant, który jest na miejscu wypadku jako pierwszy, ma obowiązek zebrania dokumentacji medycznej dotyczącej ich uczestników. Ustala, do którego szpitala trafiły ofiary i jedzie tam, by poznać szczegółowe informacje. Jak informuje posłanka, druga wizyta w szpitalu jest konieczna na etapie prowadzenia postępowania. Wówczas policjanci muszą zabezpieczyć dokumentację medyczną i uzyskać opinię sądowo-lekarską.
Jak duży to problem? Według danych Komendy Głównej Policji w 2017 r. w wypadkach na polskich drogach rannych zostało 39,5 tys. osób. Oznacza to około 80 tys. policyjnych wizyt w szpitalach rocznie. Przekłada się to na dziesiątki tysięcy godzin pracy funkcjonariuszy (którzy w tym czasie mogliby pełnić służbę na drogach) oraz tysiące litrów paliwa do radiowozów.
Posłanka PO pyta ministra cyfryzacji i ministra zdrowia o system klasyfikacji ofiar wypadków. W polskich szpitalach używany jest system ICD-10. Baza ta nie pozwala na automatyczne rozróżnienie ofiar wypadków drogowych. Tymczasem część państw Unii Europejskiej stosuje już system MAIS, który jest rekomendowany przez UE. Umożliwia on łatwe sklasyfikowanie obrażeń i wymianę informacji pomiędzy szpitalami i komendami policji bez konieczności składania wizyt w placówkach zdrowia.
Małgorzata Pępek pyta ministrów o datę planowanego wdrożenia systemu MAIS w Polsce. Jeśli efektem jego implementacji ma być większa liczba patroli na drogach, to również przyłączamy się do pytania.