Pierwsza wojna drogowa
None
Polska wojna radarowa
Na polskich drogach, między policją a kierowcami trwa nieustająca zabawa w kotka i myszkę. Ta ciągła gra coraz bardziej przypomina elektroniczny wyścig zbrojeń. Zarówno po jednej jak i drugiej stronie pojawiają się co chwila najnowsze osiągnięcia techniki. Nie brak też bardziej domowych rozwiązań.
Jakub Wielicki
Witaj techniko
Pomocny w walce z piratami drogowymi jest już nie tylko stary znajomy kierowców, radar Rapid. Charakterystyczna duża "suszarka" sukcesywnie zastępowana jest przez nowoczesne technologie, najczęściej rodem z wojska. Najbardziej wszechstronna okazuje się rosyjska Iskra.
Wojskowe wsparcie
Urządzenie jest niewiele większe od domowej suszarki do włosów. Do jego zasilania nie potrzeba już charakterystycznego długiego kabla. Iskra zasilana jest bowiem z baterii. Jednak rozmiar to nie wszystko. Jej zaletą jest zasięg - 800 m oraz niesamowite możliwości techniczne. Urządzenie może zostać połączone z kamerą i wtedy prócz rejestracji wideo jest w stanie robić aż 25 zdjęć na sekundę, potrafi też pracować w całkowitej ciemności. Wybierze też najszybszy pojazd w grupie innych, nawet zmierzy prędkość pojazdu jadącego z przeciwka.
Elektroniczna kontra
Po drugiej stronie barykady nie jest dużo gorzej. Kierowcy również wykorzystują najnowsze osiągnięcia techniki. Mimo prawnego zakazu używania oraz możliwości utraty sprzętu, decydują się na zakup różnego rodzaju antyradarów i jammerów. Niestety, część z nich, zwłaszcza te tańsze, nie poradzą sobie z Iskrą czy czeskim urządzeniem Ramet AD9.
Nie szkodzi, że niewolno
W miarę dobre zabezpieczenie oferuje urządzenie Passport 9500ci. Zestaw, według producenta ma zapewniać skuteczną ochronę zarówno przed klasycznymi radarami ręcznymi, fotoradarami, a nawet urządzeniami korzystającymi z laserów. Prócz wielu modułów, które trzeba zamontować między innymi w atrapie chłodnicy, Passport ma jeszcze dwie zasadnicze wady. Pierwszą z nich jest cena. Wartość około 5 tys. zł, odstraszy niejednego. Drugą jest to, że urządzenia tego typu są zabronione w Polsce i wielu innych krajach. Antyradarów można używać jedynie w Albanii, USA, Wielkiej Brytanii czy we Włoszech.
Na kamerę nie ma mocnych
Nawet najbardziej wyszukane urządzenie nie będzie miało szans w konfrontacji z klasycznym wideorejestratorem, zamontowanym w nieoznakowanym radiowozie. Powód? Takie urządzenie nie korzysta z elementów, które emitują zarówno promienie laserowe czy mikrofale. Do pomiaru używa jedynie prędkości radiowozu, jadącego za pojazdem popełniającym wykroczenie. W służbie policji są również pojazdy, które mają kamery umieszczone za tylną szybą. Dzięki temu sfilmują więcej wykroczeń, niż tylko przekroczenie prędkości - np. rozmowę przez komórkę czy brak zapiętych pasów.
Prawda w eterze
Jedynym skutecznym urządzeniem na wideorejestrator wydaje się być CB-radio. Jego koszt jest niewielki a zalety nieocenione. Nie dość, że kierowcy na bieżąco przekazują sobie informacje o tym gdzie na drodze znajduje się patrol z suszarką, czy "misiaki na hulajnogach" (policjanci na motorach), to informują się o korkach, wypadkach, a nawet o tym gdzie można zjeść dobry obiad. Jest jednak wada. Zgodnie z polskimi przepisami zabronione jest używanie telefonu czy radiotelefonu, gdy musimy trzymać słuchawkę w ręku.
Oczy czujne
Na kanale obywatelskim CB usłyszymy również informację o czynnych masztach z fotoradarami. Pewność, czy jest aktywny daje nam nie tylko CB i błyskający flesz, ale również widok obiektywu aparatu we wnętrzu skrzynki. To takie małe, ciemne kółeczko wewnątrz urządzenia. To jednak dostrzegą tylko kierowcy o sokolim wzroku.
Na liścia
Kiedy nie mamy ani CB, ani dobrego wzroku, zawsze pozostaje uciec się do bardziej niekonwencjonalnych metod. Niektórzy zasłaniają swoje tablice workiem foliowym, są też tacy, którzy potrafią odkręcić przednią tablicę. Do zamaskowania numerów zimą może służyć sztuczny śnieg, latem liść przyczepiony na część numerów. W najgorszym wypadku za brak tablic możemy stracić dowód rejestracyjny lub dostać mandat 100 zł za nieczytelną rejestrację.
Handel wymienny
Desperaci, którzy mają za nic przestrzeganie prawa, posuwają się jeszcze do jednego zabiegu. Na forach internetowych można znaleźć ogłoszenia od chętnych, którzy przyjmą na siebie punkty innego kierowcy. Użytkownicy kontaktują się najczęściej za pomocą komunikatorów internetowych. Cena? Waha się między 90 a 300 zł. Taki proceder też nie jest pozbawiony wad. Jego główną jest łamanie prawa, podpada on bowiem pod paragraf o składaniu fałszywych zeznań, za co można trafić do więzienia nawet na trzy lata.
Jakub Wielicki