Oszustwa na OC coraz bardziej pomysłowe. Przez nie płacimy więcej za ubezpieczenie
W 2018 r. ceny polis OC zmniejszyły się o ok. 10 proc. Spadek mógłby być większy, gdyby nie rosnąca liczba oszustw. Kierowcy wyłudzają odszkodowania i zawierają nieuczciwe umowy ubezpieczeniowe. Proceder nie jest jednak już tak prosty, bo z oszustami walczy elektronika.
Oszustwa w górę
Polska Izba Ubezpieczeń opublikowała dane dotyczące oszustw komunikacyjnych w 2017 r. Raporty na ten temat udostępniane są z opóźnieniem, ponieważ wiele spraw toczy się miesiącami. Jak wynika z dokumentu, wartość odszkodowań wypłaconych oszustom z polis komunikacyjnych rośnie.
Oszustwa na OC komunikacyjnym oraz polisach AC stanowią trzon wszystkich spraw związanych z wyłudzeniami niezwiązanymi z polisami na życie. Sprawy związane z OC stanowiły łącznie 67 proc. takich przypadków, a odnoszące się do polis AC 17 proc. Wyłudzone kwoty to odpowiednio 91,6 mln zł oraz 46,2 mln zł. W 2016 r. było to 87,7 mln zł w przypadku OC oraz 43,7 mln zł w ramach AC.
To jeden z czynników odpowiedzialnych za wysokie ceny ubezpieczeń. - Nie dysponujemy jeszcze danymi dotyczącymi grudnia 2018 r. Można jednak przypuszczać, że w ujęciu rocznym ujemna zmiana średnich kosztów polis OC będzie oscylowała na poziomie zbliżonym do 10 proc. To odczuwalny spadek, który jest jednak daleki od oczekiwań wielu polskich kierowców - podsumowuje Andrzej Prajsnar, ekspert porównywarki ubezpieczeniowej Ubea.pl.
Metody "kombinatorów"
Osoby, które dokonują wyłudzeń, można podzielić z grubsza na dwie kategorie - amatorów i zawodowców. Ci pierwsi rekrutują się spośród najróżniejszych grup społecznych. Oszustwo nie jest ich sposobem na życie, ale raczej metodą na dorobienie. Zwykle nie mają dobrego przygotowania. Dlatego też łatwo wpadają. Najczęściej próbują szczęścia, fingując zdarzenia drogowe lub kradzież pojazdu. Plany może im jednak pokrzyżować technologia stosowana w samochodach. Oto przykłady.
Do zakładu ubezpieczeń zgłoszono uszkodzeniu pojazdu. Do szkody doszło w odludnym miejscu, w pojeździe poszkodowanego uszkodzony był przód, w pojeździe sprawcy tył. Poszkodowany prowadził działalność przewozu osób (taxi) bez ubezpieczenia AC. By podważyć wersję uczestników zdarzenia, wystarczyło dokonać odczytu danych lokalizacji GPS sprawcy pozyskanych od jego pracodawcy. W rzeczywistości pojazdy w ogóle się nie zderzyły.
Przy innej próbie wyłudzenia samochód wpadł w poślizg na łuku drogi i wyjechał na pas w przeciwnym kierunku, czym doprowadził do kolizji z jadącym prawidłowo BMW. Na skutek zdarzenia uszkodzone zostały przody obu pojazdów. Na miejsce nie wezwano policji. Spisane zostało oświadczenie. Przedstawiciele ubezpieczyciela dokonali jednak odczytu zapisów sterowników pojazdów. Wynikało z nich, że "(...) w trakcie 5-sekundowej rejestracji danych przedwypadkowych silnik pojazdu znajdował się na biegu jałowym, a pojazd stopniowo wytracał prędkość od 18 km/h do całkowitego zatrzymania na dwie sekundy przed kolizją. Rejestracja zdarzenia zawiera informację, że (…) w trakcie całego okresu rejestracji nie nastąpiła aktywacja układów ABS i ESP". Przeprowadzono rekonstrukcję zdarzeń. Kierowca nie był w stanie racjonalnie wytłumaczyć rozbieżności pomiędzy opisanymi w oświadczeniu okolicznościami a stanem faktycznym. Po chwili oświadczył, że cała kolizja była ustawiona, zaś on miał po wypłacie odszkodowania otrzymać pieniądze.
Kolejna historia dotyczy pojazdu kupionego za 24,8 tys. zł, który został ubezpieczony na kwotę 108 tys. zł. Zgodnie z oświadczeniem uległ szkodzie. Jak zadeklarowano w oświadczeniu, "W niespodziewanym momencie na drogę wybiegły sarny i aby uniknąć zderzenia kierowca odbił w prawo, wpadając przodem na drzewo przy drodze". W toku analizy ustalono, że pół roku przed zakupem pojazd brał w USA udział w zdarzeniu, po którym orzeczono szkodę całkowitą. Wykonano badanie sterowników pojazdu. Jak się okazało, kierujący celowo doprowadził do uszkodzenia pojazdu. Utrzymywał stałą prędkość, nie skręcał kierownicą, by ominąć rzekome sarny i nie hamował. Dodatkowo po 10 sekundach od aktywacji systemów bezpieczeństwa skasowano błędy sterowników, co oznaczało, że osoby trzecie, najprawdopodobniej ze specjalistycznym sprzętem, również uczestniczyły w procederze. Sprawa skierowana została do prokuratury.
W jeszcze innej sytuacji w listopadzie 2018 r. na komisariacie policji w Morągu mężczyzna zgłosił kradzież samochodu wartego 120 tys. zł. Podczas przesłuchania gubił się w zeznaniach. Policja zabezpieczyła nagranie z monitoringu, na którym widać moment rzekomej kradzieży. Mężczyzna, który zgłosił się jako poszkodowany, przyznał, że sfingował kradzież. Na jaw szybko wyszła tożsamość jego dwóch wspólników. Jak się okazało, kupili rozbity samochód i wyremontowali go z nadzieją zyskownej odsprzedaży. Nic z tego nie wyszło, więc postanowili wyłudzić odszkodowanie, by zarobić na inwestycji.
Mafie ubezpieczeniowe
Wyłudzanie odszkodowań to nie tylko "działka" amatorów, ale też zawodowców. Czasami zajmują się tym zorganizowane grupy liczące kilka, kilkanaście, a nawet więcej osób. W marcu 2018 r. częstochowska prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko siatce liczącej 34 osoby. Grupa organizowała zderzenia tanich samochodów z drogimi autami zarejestrowanymi w Niemczech, ale należącymi do mieszkających tam Polaków. Mózgiem organizacji był udziałowiec i pracownik firmy pośredniczącej w likwidacji szkód, a w szajce znaleźli się m.in. mechanicy, blacharze i lakiernicy. W styczniu 2018 r. policja rozbiła grupę liczącą 23 osoby. Działała ona przez trzy lata i zwróciła na siebie uwagę tym, że jej członkowie brali udział w wielu kolizjach.
Policja aresztuje grupy o podobnym profilu co kilka miesięcy. Zasada ich działania jest prosta. Jako pojazdy poszkodowane wybiera się modele o drogich częściach, najlepiej takie, które nie posiadają zamienników. Dla zmylenia tropów przestępcy często namawiają do udziału w wyłudzeniu obcokrajowca. Bywa, że współpracują z właścicielami warsztatów samochodowych, holowników, a nawet z dostawcami części czy przedstawicielami policji lub ubezpieczycieli.
Dużym problemem jest wykorzystywanie wraków. Pojazdy poważnie zniszczone wskutek wypadków czy pożarów są ponownie wprowadzane do obiegu po pobieżnej odbudowie, ubezpieczane i rozbijane, by wyłudzić odszkodowanie. Naprawa odbywa się w zaprzyjaźnionym warsztacie, a ten wykazuje bardzo wysokie koszty odbudowy.
Na popularności zyskuje również fingowanie tak zwanej kradzieży na walizkę. Chodzi o wykorzystanie przez przestępców urządzeń elektronicznych, które przedłużają sygnał nadajnika w samochodach z systemem bezkluczykowego dostępu. W przypadku prawdziwej kradzieży elektronika samochodu odczytuje ją jako normalne uruchomienie silnika, a właściciel auta zostaje z kompletem kluczyków. Fakt ten wykorzystują naciągacze, którzy zgłaszają kradzież samochodu metodą na walizkę, choć w rzeczywistości sprzedają pojazd paserom.
Insurance Europe, europejska organizacja zrzeszająca ubezpieczycieli, szacuje, że nadużycia i wyłudzenia stanowią około 10 proc. wypłacanych przez branżę odszkodowań. Choć w Polsce wyłudzenia ubezpieczeń rosną w siłę, tendencja ta może się wkrótce odwrócić. Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny tworzy elektroniczny system, który poprzez analizę danych dotyczących zdarzeń ma pomagać w rozpoznawaniu przestępstw. Program będzie wykrywał przypadki zgłaszania jednej szkody do wielu ubezpieczycieli, a także typował osoby, które szczególnie często biorą udział w zdarzeniach drogowych. Oby oznaczało to obniżki cen polis dla uczciwych kierowców.