Najlepsze coupe do 50 tys. zł
Termin coupe określa wiele w rzeczywistości różnych aut, noszą go typowo sportowe maszyny, luksusowe salonki oraz przednionapędowe średniaki udające sportowe maszyny
To jest pasja
Każdy ma w życiu jakąś pasję, na którą nie szczędzi funduszy. Dla wielu jest nią sport. Niezależnie od dyscypliny, prawdziwi kibice są wstanie wydać ostatnie pieniądze, aby dopingować swych ulubieńców na drugim końcu Polski. Podobnie jest z osobami pozytywnie zakręconymi na punkcie czterech kółek. Dla niektórych wzięcie kredytu na odbudowę rajdówki bądź driftowozu jest normalną sprawą. Motomaniacy podchodzący do życia i swojej pasji z większym rozsądkiem dopuszczają także względy praktyczne. Ich wymarzony - jedyny w garażu samochód, musi nadawać się na każdą okazję, nie tylko do nocnych szaleństw na pustych arteriach. Poranna wycieczka po bułki, droga do pracy czy wakacyjna eskapada we dwoje powinna być wykonalna - bez szkody dla zdrowia.
W znalezieniu odpowiedniego auta pomoże budżet w wysokości 50 tysięcy złotych. W jego obrębie zmieści się wiele ciekawych dwudrzwiowych propozycji o sportowym zacięciu. Termin coupe określa wiele w rzeczywistości różnych aut, noszą go typowo sportowe maszyny (Nissan 350Z), luksusowe salonki pokroju Mercedesa CL oraz przednionapędowe średniaki udające sportowe maszyny (Peugeot 407 Coupe). Zagorzali fani amerykańskiej myśli technicznej także nie będą zawiedzeni, Ford Mustang i Chevrolet Corvette mieszczą się w cenie odpowiadającej bogato wyposażonego auta segmentu B.
Alfa Romeo Brera
W motoryzacji, podobnie jak w sferze mody, w temacie designu królują Włosi. Wystarczy rzut oka w metrykę najpiękniejszych automobili, by ujrzeć nazwę studia projektowego z Italii. W 2005 roku do sprzedaży weszła kolejna piękność - Alfa Romeo Brera - prezencja autorstwa Giugiaro nawet całkowitym ignorantom zapierała dech w piersiach. Produkowana w zakładach Pininfariny Włoszka, poza niespotykaną stylistyką oferowała także typowe dla usportowionych maszyn właściwości jezdne. Pomimo przedniego napędu w większości wersji silnikowych, Brera prowadziła się jak po sznurku.
Wyjątkiem była topowa wersja 3,2 V6 JTS wyposażona seryjnie w napęd na cztery koła Q4 - 260 KM bez strat trafiało na asfalt pozwalając na osiągniecie setki w 6,8 s. Nieco słabsza jednostka (znana z oplowskich maszyn) 2,2 JTS generowała 185 KM, co przekładało się na 8,6-sekundowy sprint do 100 km/h. Pod koniec produkcji pod maskę Brery trafił silnik 1,75 TBi - napędzający policyjne Alfy 159. 200 KM oraz 320 Nm bez trudu katapultowały ważące 1500 kg coupe w 7,7 s do setki. Amatorzy diesli również nie poczują się rozczarowani, dla nich przewidziano dwie jednostki 2,0 i 2,4 JTDm (odpowiednio 170 i 200-210 KM).
Audi TT
Nieco mniej urodziwym konkurentem Brery jest Audi TT drugiej generacji. Powstałe w 2006 roku czteroosobowe (2+2) coupe, wzorem poprzednika bazuje na technologii Volkswagena Golfa. Płyta podłogowa i zawieszenie są niemal identyczne, niestety wiąże się to z brakiem legendarnego Quattro - stałego napędu 4x4. W TT pracować może jedynie Haldex dbający o dołączenie tylnej osi w razie potrzeby.
Wykonane w większości z aluminium poszycie skrywa doładowane jednostki napędowe z rodziny TFSI i TDI lub jedyny wariant wolnossący 3,2 V6 wytwarzający 250 KM i 320 Nm. W jego wypadku sprint do setki zajmuje 5,9 s. Najmniejszą dostępną jednostką jest 1,8 TFSI oddający do dyspozycji 160 KM, pomimo przedniego napędu przyspiesza do 100 km/h w 7,2 s. Na wiele więcej pozwala silnik znany z Golfa GTI 2,0 TFSI sprzęgnięty z „udawanym” Quattro, 200 KM i 280 Nm gwarantują osiągnięcie setki w 6,2 s i dotarcie do 238 km/h. Propozycją dla kierowców chcących oszczędzać w sportowym aucie jest jedyny diesel w ofercie, 170-konny 2,0 TDI. 350 Nm zapewnia niezłe osiągi - 7,5 s do setki oraz minimalne jak na coupe zapotrzebowanie na paliwo.
BMW 3
O sportowych genach auta najlepiej świadczy popularność w motosporcie - zawodnicy chcący zwiększyć swe szanse w rywalizacji sięgają po najlepsze produkty. Nic dziwnego, iż w błyskawicznie rozwijającym się drifcie królują BMW i Nissany - przecież napęd na tylną oś jest ich domeną. W przypadku bawarskiego producenta niesłabnącym powodzeniem cieszy się seria 3, zwłaszcza w wariancie dwudrzwiowym. W 2005 roku pojawiła się kolejna odsłona oznaczona kodem E90-93, po krótkim czasie do oferty trafiło wyczekiwane coupe.
Bogata paleta jednostek napędowych daje ogromne pole wyboru, począwszy od cherlawych czterocylindrowych benzyn, po mocarne sześciocylindrowce wspomagane doładowaniem. Najsłabszy benzyniak generuje 170 KM z dwóch litrów pojemności i nadaje się w sam raz do nieśpiesznych wojaży – 9,1 s do setki. Nieco wyżej w katalogu uplasowały się typowe dla BMW rzędowe szóstki. Z pojemności trzech litrów oddają 218, 231 i 272 KM, są to wersje wolnossące rozpędzające trójkę do setki w 6,9-6,1 s. Szczyt standardowej gamy silników benzynowych stanowi turbodoładowany wariant 335i o mocy 306 KM i 400 Nm, przyspiesza do setki w 5,5 sekundy. Miłośnicy niskich rachunków na stacjach paliw mogą sięgnąć po cztero- bądź sześciocylindrowe ropniaki. Podstawowy wytwarza 177 KM (7,8 s do 100 km/h), kolejne odmiany generują 197,231, 245 i 286 KM z sześciu cylindrów i trzech litrów pojemności skokowej.
Ford Mustang
Dysponując kwotą 50 tysięcy złotych bez trudu możemy zrealizować motoryzacyjne marzenia o kupnie amerykańskiego krążownika, żywej legendy. W 2004 roku Ford postanowił odświeżyć Mustanga, który od lat 80. niczym się nie wyróżniał. Nowe wcielenie otrzymało design wyraźnie nawiązujący do pierwszej odsłony z lat 60. Muskularne przetłoczenia czyniły zeń muscle cara pełną gębą. Wzorem poprzednika pod maską instalowano zarówno jednostki V6 jak i V8, przekazujące moc na tylną oś poprzez manualne przekładnie bądź leniwe automaty.
Niestety w Mustangu, poza topową odmianą Shelby GT-500, układ jezdny pozostawia wiele do życzenia. Prowadzenie nie pasuje do europejskich standardów, typowych dla sportowych maszyn. Podstawowa 210-konna jednostka V6 4,0 l także nie zachwyca osiągami. Dopiero wariant GT wyposażony w widlasty ośmiocylindrowy silnik 4,6 l zapewnia przyjemne doznania, 305 KM zwłaszcza w połączeniu z rzadko spotykaną manualną przekładnią. Mustang reprezentuje amerykańską motoryzację również nienajlepszą jakością wykonania, której nie doświadczymy nawet w europejskim kompakcie sprzed kilku lat.
Mercedes CL
Jeśli od z pozoru sportowego coupe oczekujemy także luksusowego wyposażenia i komfortu zarezerwowanego dotąd dla prezydenckich limuzyn, warto zainteresować się Mercedesem CL. Niemiecka interpretacja luksusu w sportowym opakowaniu zadebiutowała w 1999 roku jako C215. Dwudrzwiowe nadwozie (drzwi obowiązkowo pozbawione ramek) bez trudu mieści cztery dorosłe osoby umożliwiając pokonanie całej Europy pozbawione zbędnych przystanków na rozprostowanie obolałych kości. Pełna elektryka, klimatyzacja i system kontroli trakcji dbający o utrzymanie auta na właściwym torze jazdy, to tylko niektóre z długiej listy dodatków. Jak przystało na flagowe coupe Mercedesa, pod długą maską instalowano wyłącznie ośmio bądź dwunastocylindrowe widlaste benzyniaki, współpracujące z pięcio- lub siedmiobiegowymi przekładniami automatycznymi.
Z uwagi na wysokie ceny wariantów V12 i przygotowanych przez nadwornego tunera Mercedesa - AMG, za 50 tysięcy kupimy jedynie odmianę CL 500. Pięć litrów z łatwością wytwarza 306 KM i 460 Nm, co objawia się ogromnym zapotrzebowaniem na paliwo i wyśmienitymi osiągami - 6,5 s do setki i ograniczona elektronicznie do 250 km/h prędkość maksymalna.
Jaguar XK
W zasięgu założonego budżetu znajdują się też luksusowe coupe, kosztujące za młodu bajońskie sumy. Jednym z takowych jest Jaguar XK pierwszej generacji. Obecny na rynku od 1996 roku, dzielnie choć bez większych sukcesów rywalizował z Mercedesem i spółką spod znaku premium. Na dobrą sprawę jego największym osiągnięciem był występ w jednej części przygód agenta Jej Królewskiej Mości, gdzie jako cabrio usilnie ścigał ów gentlemana. Wnętrze XK wykonano z typową dla Anglików starannością, dzięki niej Jaguar zyskuje niepowtarzalny charakter.
Komfortowe warunki podróży dwóm osobom zapewniają obszerne fotele, nieco gorzej z uwagi na opadającą linię dachu mają pasażerowie tylnej kanapy. Do napędu XK oddelegowano sprawdzone konstrukcje Jaguara montowane także we flagowym XJ. Najmniejszy rzędowy sześciocylindrowy silnik generuje 284 KM z czterech litrów pojemności. Niespełna 200 cm3 więcej otrzymała widlasta ósemka produkująca 298 KM. Niezależnie od wybranej wersji, Jaguar XK zapewnia wystarczające osiągi oraz niepowtarzalny angielski klimat.
Nissan 350Z
Równie dobrze możemy zdecydować się na bezkompromisowego sportowca do dziś wykorzystywanego w motosporcie. Nissan 350Z, zwłaszcza za oceanem, z powodzeniem rywalizuje o najwyższe laury. Mocny silnik zespolony z manualną bądź automatyczną przekładnią i napędem tylnej osi, w rękach wprawionego kierowcy daje ogromną frajdę z jazdy. Skrojona na miarę dwumiejscowa kabina dodatkowo potęguje wrażenia. Usytuowane tuż nad ziemią fotele doskonale podpierają ciało w szybkich sekwencjach zakrętów.
Pod maską montowano jedynie 3,5-litrowy silnik V6 legitymujący się mocą 280-313 KM - w zależności od roku produkcji. Za przeniesienie potężnej mocy na tylne koła odpowiadała standardowa manualna sześciostopniowa skrzynia bądź pięciobiegowy automat, niezwykle popularny za oceanem. Przyspieszenie do 100 km/h na poziomie 5,8-5,9 s i prędkość maksymalna 249 km/h zadowoli wybrednych kierowców. Niestety, rynek wtórny pełny jest wersji sprowadzonych z USA. W większości różnią się układem hamulcowym, znacznie słabszym od europejskich odmian.
Peugeot 407
Nie wszyscy jednak decydując się na stylowe coupe pragną przemieszczać się tylnonapędowym samochodem o sportowych aspiracjach. Niektórzy kierowcy potrzebują wyłącznie prezencji i komfortowego wnętrza, które zapewni między innymi Peugeot 407 Coupe. Druga odsłona francuskiego dwudrzwiowego auta klasy średniej pojawiła się kilka miesięcy po sedanie i kombi. Klasyczne odmiany od razu wzbiły się na wyżyny statystyk sprzedaży. Z Coupe było nieco inaczej, a wszystko przez znacznie wyższą cenę.
Zależnie od wybranych opcji, wnętrze oferowało nie tylko przestrzeń, ale także skórzaną tapicerkę, nawigację, podgrzewane fotele czy radio CD ze zmieniarką. Tak skonfigurowaną całość napędzała śmietanka jednostek napędowych koncernu PSA. Wśród silników benzynowych wybór ogranicza się do dwóch pozycji, czterocylindrowego 2,2 o mocy 163 KM i znanej od dawna trzylitrowej V-szóstki generującej 211 KM. Słabszy silnik współpracuje seryjnie z manualną przekładnią, jedynie za dopłatą oferowano klasyczny automat niewymagający dodatkowych wydatków w topowym benzyniaku. Gama diesli także składa się z dwóch jednostek - 2,7 V6 i 3,0 V6. Co ciekawe, każdą z nich spotkamy pod maską Land Rovera Discovery. Mniejsza wytwarza 204 KM i 440 Nm, większa natomiast 236 KM i 450 Nm. Potężny moment obrotowy trafia jedynie na przednią oś, co nie przeszkadza w dotarciu do setki odpowiednio w 8,5 i 7,7 s.
Volvo C70
Większości Polaków auta Volvo kojarzą się z kanciastymi kombiakami, które bez trudu zabierają na pokład kredensy czy pralki. Od lat Szwedzi wydają ogromne kwoty na rozwój technologii poprawiających bezpieczeństwo bierne i aktywne w swoich samochodach, jednak nawet Skandynawom zdarzają się chwile uniesienia. W trakcie trwania jednej z nich powstał model C70 pierwszej generacji, stronę wizualną projektu powierzono Pininfarinie. Włoscy specjaliści od designu stworzyli rasowe coupe zawierające w sobie kwintesencję szwedzkiego stylu znanego z foremnego V70. Drzwi pozbawione ramek, starannie wykonana kabina i bogate wyposażenie egzemplarzy z końcówki produkcji są ciekawą propozycją dla statecznych osób.
W katalogu C70 znajdziemy jedynie pięciocylindrowe silniki benzynowe typowe dla Volvo - tylko jedna z nich jest wolnossąca. Najsłabszy 163-konny 2,0 T zadowoli jedynie flegmatycznych kierowców (10,3 s do setki), podobnie wspomniany i pozbawiony doładowania 2,5 l 170 KM osiągający 100 km/h w 8,9 s. Niewiele lepiej prezentują się mocniejsze wersje silnika 2,0T 180 i 225 KM (9,3 i 7,5 s do 100 km/h) oraz 2,5T 193 KM - 7,8 s. Topową jednostką instalowaną w C70 jest 2,3-litrowy turbodoładowany benzyniak szczycący się mocą 240 KM. 330 Nm przekazywane na przednią oś pozwala na dotarcie do 100 km/h w 6,9 s.
Chevrolet Corvette
Amerykańska motoryzacja niemal zawsze różniła się od europejskiej, nie tylko za sprawą potężnych jednostek napędowych przepalających hektolitry paliwa. Konstrukcje General Motors i Forda najlepiej spisywały się na prostej drodze, gdzie ich mocarne silniki V8 mogły dać popis swoich możliwości, zaś konfrontacja z zakrętami była dla nich niczym test łosia dla auta dostawczego. Jednak w masie mistrzów prostej wytwarzanych za oceanem wybijał się Chevrolet Corvette, pozwalający na pewne pokonywanie ciasnych szykan bez strachu o nagłe wypadniecie z drogi.
Za 50 tysięcy złotych możemy stać się właścicielami Corvette C4 z lat 1984-1996. Kanciasty design typowy dla lat 80. oraz mierna jakość wykonania wnętrza, schodzą na drugi plan w obliczu jednostek napędowych. Wszystkie wersje napędzał silnik V8 o pojemności 5,7-litra współpracujący z manualną przekładnią lub tradycyjnym automatem. Moc oddawana do dyspozycji w dużej mierze zależała od roku produkcji. W najstarszych modelach było to 205 KM, by z biegiem lat wzrosnąć do 405 KM ( w międzyczasie pojawiły się wersje 230, 240, 245, 300, 330, 345, 375, 382, 403 KM). Duża moc i moment obrotowy czyniły zeń poważnego zawodnika w ówczesnym świecie sportowych maszyn, dziś Corvette idealnie nada się na weekendowe eskapady.
Piotr Mokwiński