Na planie "Mad Maxa"
Stare "Garbusy", Buicki, Cadillaki oraz wiele innych, amerykańskich i europejskich, legendarnych old- i youngtimerów poszło na żyletki, by stworzyć upiorną, pędzącą przez pustynię scenografię w najnowszej części "Mad Maxa".
Western na kołach w Namibii
Stare "Garbusy", Buicki, Cadillaki oraz wiele innych, amerykańskich i europejskich, legendarnych old- i youngtimerów poszło na żyletki, by stworzyć upiorną, pędzącą przez pustynię scenografię w najnowszej części "Mad Maxa". Przez przypadek znaleźliśmy się w samym środku tego zamieszania, czyli na planie najnowszej, czwartej części sagi, zatytułowanej "Fury Road" ("Na drodze gniewu"). Produkcja filmu trwała kilka lat i kosztowała 150 mln dolarów. Teraz wchodzi na ekrany kin w Polsce.
Wszystko wydarzyło się pod koniec czerwca 2012, na środku południowoafrykańskiej pustyni. Braliśmy udział w wyprawie Skodami Yeti przez Namibię.
Western na kołach w Namibii
Po drodze, kilkadziesiąt kilometrów od miejscowości Swakopmund, natknęliśmy się na wzniecającą tumany kurzu i budzącą strach karawanę niezwykłych pojazdów. Wśród nich najbardziej wyróżniały się potężne ciężarówki, wlekące za sobą cysterny, najeżone dospawanymi, stalowymi ostrzami. Któraś z nich o mało nie zmiażdżyła jednego z naszych samochodów, gwałtownie spychając go na pobocze. Prawdziwy Mad Max. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Nie ucierpieli ludzie, ani samochody. Do dziś nie jesteśmy pewni, czy kierowca ciężarówki po prostu nas nie widział? A może była to brutalna próba uniemożliwienia nam robienia zdjęć? Musieliśmy wyglądać jak japońska wycieczka. Kilka identycznych samochodów, z wychylonymi przez okna ludźmi z aparatami.
Western na kołach w Namibii
Chwilę później wjechaliśmy na teren filmowego miasteczka, pełnego ekip porządkowych (krzyczących na nas, abyśmy zaprzestali robienia zdjęć), operatorskich i zaparkowanych obok siebie, niezwykłych, przerażająco wyglądających pojazdów. Zobaczyć je na żywo? Naprawdę, mocna rzecz. Robiły piorunujące wrażenie. W obawie przed zatrzymaniem i utratą cennej zawartości kart naszych aparatów, pospiesznie ruszyliśmy w dalszą drogę. Po drodze wpadliśmy prosto na drogową "zasadzkę" lokalnej policji. W Namibii używają podobnych, dalekosiężnych laserowych radarów, jak w Polsce. Z tą różnicą, że policja korzysta podczas pomiarów ze statywu.
Western na kołach w Namibii
Mad Max: Fury Road 2015 to australijsko-amerykańska superprodukcja w reżyserii George’a Millera. W czwartej części sagi w roli tytułowego "Mad" Maxa, zamiast Mela Gibsona, pojawia się Tom Hardy, któremu partneruje Charlize Theron. Akcja dzieje się w przyszłości, po atomowej wojnie, na środku pustyni, gdzie benzyna i woda są cenniejsze od złota i pieniędzy. Jak zwykle w "Mad Maxie" mamy walkę dobra ze złem. Dlatego dochodzi do wielu spektakularnych scen walki, a kaskaderzy stają na wysokości zadania, demonstrując swój niezwykły kunszt, jako kierowcy monstrualnych pojazdów. Te zaś są efektem dziesiątek godzin, spędzonych na destrukcji kultowych samochodów z użyciem palnika. Powinien to zobaczyć każdy, kto ma benzynę we krwi.
Western na kołach w Namibii
Produkcja filmu to droga o wiele bardziej wyboista, niż bezdroża Namibii. Pomysł nakręcenia czwartej części "Mad Maxa" zrodził się już w 1998 roku. Ekipa 20th Century Fox była gotowa do rozpoczęcia zdjęć w 2001 roku, ale prace wstrzymano po wrześniowym ataku na World Trade Center. Spadek kursu dolara przełożył się na trudności finansowe ekipy realizacyjnej. Z projektu wycofał się odtwórca głównej roli w trzech wcześniejszych częściach sagi, Mel Gibson. W 2003 roku wznowiono przygotowania do produkcji "Mad Maxa". Zdjęcia rozpoczęto w Australii, z budżetem 100 mln dolarów. Ponieważ po 11 września na całym świecie wzmocniono procedury bezpieczeństwa lotów, wysyłanie ekip i aktorów oraz sprzętu z USA do Australii stało się nieopłacalne. Dlatego zdecydowano się na o wiele tańszą produkcję na terenie Namibii.
Western na kołach w Namibii
Prace nad filmem wstrzymano kolejny raz, gdy wybuchła wojna w Iraku. W 2006 roku reżyser producent i scenarzysta "Mad Maxa", George Miller oświadczył, że film powstanie bez Mela Gibsona, rok później podtrzymał swój zamiar. Czwarta część miała zostać nakręcona z rozmachem, w najwyższej jakości formacie 3D. W maju 2009 roku, niemal 25 lat po nakręceniu pierwszego filmu, prace przygotowawcze wreszcie ruszyły, tym razem już pod skrzydłami wytwórni Warner Bros. Zatrudniono odtwórców głównych ról: Toma Herdy’ego i Charlize Theron.
Western na kołach w Namibii
Zdjęcia rozpoczęły się w 2011 roku w Australii. Pech jednak nie opuszczał Millera. Kilka miesięcy później, ulewne deszcze zamieniły pustynne obszary Broken Hill w błoto i ekipa przeniosła się z Australii do Namibii. Filmowanie kluczowych scen na pustyni rozpoczęło się w 2012 roku i trwało 120 dni. W 2013 roku lokalna organizacja, zajmująca się ochroną środowiska oskarżyła producentów o zniszczenie części pustyni Namib, co groziło wyginięciem kilku gatunków zwierząt i roślin.
Western na kołach w Namibii
W produkcji zastosowano profesjonalne kamery Arri. Część zdjęć zrealizowano jednak z użyciem aparatów fotograficznych Canona i Olympusa. W 2014 roku "werstern na kołach" był prawie gotowy. Pozostała już "tylko" postprodukcja i dogranie 1,5 tys. efektów specjalnych. Teraz będziemy mogli poznać efekt pracy potężnej ekipy filmowej, w tym 150 kaskaderów.
Western na kołach w Namibii
Stare "Garbusy", Buicki, Cadillaki oraz wiele innych, amerykańskich i europejskich, legendarnych old- i youngtimerów poszło na żyletki, by stworzyć upiorną, pędzącą przez pustynię scenografię w najnowszej części "Mad Maxa". Przez przypadek znaleźliśmy się w samym środku tego zamieszania, czyli na planie najnowszej, czwartej części sagi, zatytułowanej "Fury Road" ("Na drodze gniewu"). Produkcja filmu trwała kilka lat i kosztowała 150 mln dolarów. Teraz wchodzi na ekrany kin w Polsce.
Wszystko wydarzyło się pod koniec czerwca 2012, na środku południowoafrykańskiej pustyni. Braliśmy udział w wyprawie Skodami Yeti przez Namibię.
Western na kołach w Namibii
Po drodze, kilkadziesiąt kilometrów od miejscowości Swakopmund, natknęliśmy się na wzniecającą tumany kurzu i budzącą strach karawanę niezwykłych pojazdów. Wśród nich najbardziej wyróżniały się potężne ciężarówki, wleczące za sobą cysterny, najeżone dospawanymi, stalowymi ostrzami. Któraś z nich o mało nie zmiażdżyła jednego z naszych samochodów, gwałtownie spychając go na pobocze. Prawdziwy Mad Max. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Nie ucierpieli ludzie, ani samochody. Do dziś nie jesteśmy pewni, czy kierowca ciężarówki po prostu nas nie widział? A może była to brutalna próba uniemożliwienia nam robienia zdjęć? Musieliśmy wyglądać jak japońska wycieczka. Kilka identycznych samochodów, z wychylonymi przez okna ludźmi z aparatami.
Western na kołach w Namibii
Chwilę później wjechaliśmy na teren filmowego miasteczka, pełnego ekip porządkowych (krzyczących na nas, abyśmy zaprzestali robienia zdjęć), operatorskich i zaparkowanych obok siebie, niezwykłych, przerażająco wyglądających pojazdów. Zobaczyć je na żywo? Naprawdę, mocna rzecz. Robiły piorunujące wrażenie. W obawie przed zatrzymaniem i utratą cennej zawartości kart naszych aparatów, pospiesznie ruszyliśmy w dalszą drogę. Po drodze wpadliśmy prosto na drogową "zasadzkę" lokalnej policji. W Namibii używają podobnych, dalekosiężnych laserowych radarów, jak w Polsce. Z tą różnicą, że policja korzysta podczas pomiarów ze statywu.
Western na kołach w Namibii
Mad Max: Fury Road 2015 to australijsko-amerykańska superprodukcja w reżyserii George’a Millera. W czwartej części sagi w roli tytułowego "Mad" Maxa, zamiast Mela Gibsona, pojawia się Tom Hardy, któremu partneruje Charlize Theron. Akcja dzieje się w przyszłości, po atomowej wojnie, na środku pustyni, gdzie benzyna i woda są cenniejsze od złota i pieniędzy. Jak zwykle w "Mad Maxie" mamy walkę dobra ze złem. Dlatego dochodzi do wielu spektakularnych scen walki, a kaskaderzy stają na wysokości zadania, demonstrując swój niezwykły kunszt, jako kierowcy monstrualnych pojazdów. Te zaś są efektem dziesiątek godzin, spędzonych na destrukcji kultowych samochodów z użyciem palnika. Powinien to zobaczyć każdy, kto ma benzynę we krwi.
Marek Wieliński, moto.wp.pl