Nie wszystko w życiu się udaje. Trzeba jednak być na tyle mocnym, żeby te najtrudniejsze chwile przetrwać. Podczas pierwszego etapu w sobotę miałem ochotę wszystko rzucić w diabły. Skończyliśmy go na siódmym miejscu, tracąc prawie półtorej minuty do lidera - mówi Życiu Warszawy o Rajdzie Warszawskim mistrz Polski Leszek Kuzaj.
Przed tym rajdem włożyłem do auta nowy silnik, tymczasem niemal od razu trafił go szlag. Jeden z cylindrów praktycznie stracił kompresję i stąd nasze kłopoty podczas całego rajdu. Szkoda, bo bardzo chciałem go wygrać.
Dzień później było już znacznie lepiej.
Wyrzuciliśmy z samochodu wszystko, co mogło przeszkadzać w jak najszybszej jeździe i pojechałem naprawdę, na 100 procent możliwości. Efektem było kilka pomniejszych przygód na trasie. Udało się jednak utrzymać na drodze, albo szybko na nią wracać, i dojechaliśmy do mety.
Czy były jakieś reperkusje sytuacji z Rajdu Nikon, z którego wykluczono Pana za brak katalizatora w aucie?
Tak, podczas warszawskiego dwukrotnie sprawdzano, czy aby na pewno go mam. Mogę zapomnieć silnika, ale katalizator na pewno będzie w aucie. I żeby już podsumować ten rajd: cieszę się, że dojechaliśmy do mety, gratuluję pierwszemu i drugiemu wicemistrzowi. My zdobyliśmy w tym sezonie wszystko, a wszelakie plotki, jak już mówiłem, mam gdzieś