Jeżdżenie jak jedzenie – nie powinno negatywnie wpływać na zdrowie
Czytamy etykiety na produktach spożywczych, sprawdzając, czy nie zawierają za dużo chemii. Monitorujemy swoją wagę i chwalimy się rezultatami, jakie przynosi uprawianie sportu. Kupujemy energooszczędne lodówki i telewizory, segregujemy śmieci, dzieci uczymy szacunku do środowiska. Chcemy żyć zdrowo, długo i szczęśliwie. Z jednym wyjątkiem...
Zupełnie nie interesujemy się tym, co wylatuje z rur wydechowych naszych samochodów. A szkoda, bo ma to znacznie większy wpływ na nasze życie niż serek wiejski czy szynka babuni z kilkoma E w składzie.
Nie ma wątpliwości, że zdrowy styl życia jest ostatnio w modzie. Ale "w modzie" w tym przypadku nie oznacza chwilowego trendu czy zwykłego kaprysu. Tu chodzi raczej o ciągłe i świadome podejście do kwestii związanych z naszym samopoczuciem, ciałem, a także ze środowiskiem naturalnym. Po prostu zaczęliśmy sobie zdawać sprawę, że styl naszego życia ma ogromny wpływ na jego jakość i długość. A jeszcze większy – na jakość życia naszych dzieci.
Dlatego nie serwujemy już sobie i im najtańszej kiełbasy o podejrzanym składzie i nie popijamy nałogowo paczek z chipsami gazowanymi napojami cukrem, które nigdy nawet nie stały obok prawdziwych owoców. Wolimy nieprzetworzone warzywa i owoce (najlepiej z ekologicznych upraw) i nawet jajka musimy mieć od kur, które biegają sobie swobodnie po podwórku i żywią się tym, co same wydłubią z ziemi.
Po południu nie ślęczymy bezproduktywnie przed telewizorem tylko idziemy pobiegać, popływać, pojeździć na rowerze, pograć w tenisa czy poćwiczyć jogę albo pilates.
Weekendy spędzamy aktywnie poza miastem a nie w centrach handlowych. Segregujemy odpady, wierząc, że dzięki ich recyklingowi w przyrodzie zostanie zachowana równowaga. Jesteśmy nawet w stanie więcej zapłacić za budowę domu, byle tylko był wykonany z materiałów, które później pomogą nam oszczędzać prąd czy gaz.
W zasadzie już tylko jednej dziedziny życia nie podporządkowaliśmy zdrowemu myśleniu – osobistego transportu. Kupujemy samochód, tankujemy go, wsiadamy, jedziemy i… tyle. Gdy idziemy do marketu po jogurt to porównujemy kilka produktów, sprawdzając jaki mają skład i czy nie ma w nich przypadkiem za dużo chemii. Ale kiedy stajemy przed koniecznością wybrania auta to ostatnią rzeczą, jaką sprawdzamy jest emisja spalin. Liczy się cena, komfort, wyposażenie, osiągi i zużycie paliwa, ale nie to ile dwutlenku węgla, tlenków azotów czy węglowodorów wylatuje co kilometr z jego rury wydechowej.
To dziwne, bo przecież nie jest tajemnicą, że niektóre związki zawarte w spalinach mogą powodować choroby układu oddechowego, krążenia, a nawet nerwowego. Zagrożenie to dotyczy przede wszystkim samochodów z silnikami diesla – Światowa Organizacja Zdrowia ONZ pięć lat temu wpisała je na listę "szczególnie niebezpiecznych dla zdrowia" i postawiła w jednym rządku z rakotwórczym arsenem i azbestem!
Naukowcy donoszą, że diesle są dla poważnym zagrożeniem dla zdrowia przede wszystkim dla mieszkańców dużych miast, w których natężenie ruchu jest duże, a cyrkulacja powietrza mocno ograniczona przez budynki. Tam stężenie cząstek stałych i tlenków azotu jest tak duże, że może powodować astmę już u dzieci.
Sceptycy powiedzą pewnie w tym miejscu: "Ale przecież nie ma alternatywy!". Fakt, oferta samochodów elektrycznych jest bardzo skromna, w dodatku najczęściej są one małe, bardzo drogie i mają mocno ograniczony zasięg. Można też sprzeczać się na temat ich "ekologiczności", bo w Polsce prąd produkuje się głównie z węgla. Ale są też auta hybrydowe, które godzą zalety najlepszych samochodów z klasycznymi silnikami (osiągi, nieograniczony zasięg, przestronność, komfort podróżowania etc.) z dbałością o środowisko i nasze zdrowie.
W miastach rozpędzają się dzięki silnikom elektrycznym (ale nie trzeba ich ładować, bo odzyskują energię np. z hamowania), a w korkach ich silniki spalinowe praktycznie w ogóle nie pracują. Dzięki temu emitują nieporównywalnie mniej niezdrowych spalin niż klasyczne benzyniaki, nie wspominając o dieslach! I oczywiście przy okazji oszczędzają paliwo –* duży hybrydowy SUV pali w ruchu miejskim tyle, co małe autko z klasycznym silnikiem benzynowym.*
Nie jest też prawdą, że wybór hybryd jest mocno ograniczony. Obecnie na rynku jest dostępnych ponad 30 modeli, w których silnik spalinowy współpracuje z elektrycznym. W ofercie ma je już większość producentów: od popularnych Kii czy Toyoty począwszy, na sportowym Porsche skończywszy. A np. japoński Lexus już niemal każdy swój model oferuje w hybrydowej wersji – ma ich łącznie aż siedem, a za chwilę dojdą do tego dwa kolejne!
Czas zrozumieć, że zdrowy styl życia nie ogranicza się do jedzenia, uprawiania sportu, hodowania marchewki we własnym ogródku, segregowania śmieci i łapania w weekendy świeżego oddechu na Mazurach czy Podlasiu. O tym, że troszczymy się o to, by nam i naszym dzieciom żyło się lepiej, świadczyć może także nasz samochód. I to, co wylatuje (bądź nie) z jego rury wdechowej.