Hyundai Grand Santa Fe
SUV prawie premium
Nigdy się jeszcze w historii nie zdarzyło, aby Koreańczycy byli tak blisko klasy premium. Poza ceną, która już spełnia to kryterium, Grand Santa Fe oferuje jeszcze nietypowy układ siedzeń 2+2+2 lub typowy 2+3+2
W porównaniu z krótszym i mniej przestronnym Santa Fe, wygląd przodu pozostał niezmieniony, ale przez zwiększony rozstaw osi i tym samym dłuższą karoserię, nieco inaczej uformowano tylną część. To właśnie w niej należy upatrywać koreańskich akcentów sztuki przemysłowej. Reszta pozostaje pełna dynamicznych przetłoczeń i ostrych krawędzi. Już w standardzie auto postawiono na 19-calowych obręczach ze stopów lekkich, co istotnie wpływa na finalną prezencję. Srebrne klamki, zintegrowane relingi utrzymane w tym samym kolorze, LED-owe oświetlenie do jazdy dziennej, czy dwa niezależne i trapezoidalne zwieńczenia układu wydechowego z dekoracyjną płytą ochronną pomiędzy zgrabnie uzupełniają całość.
Niestety, czynnikiem spychającym Grand Santa Fe do cienia jest bez dwóch zdań wysoka cena. 221 900 złotych za specyfikację Executive to dla większości zbyt wysoka kwota, mając na uwadze konkurencję w postaci BMW X3 i Audi Q5. Hyundai jest za to znacznie większy (oferuje 6 lub 7 miejsc), bogato zaopatrzony w standardzie i zwyczajnie ładny. Zadowala się też rozsądnymi ilościami paliwa. W średnim rozrachunku zużywa 9 do 10 litrów na każde 100 kilometrów. Do pełnowartościowej grupy premium jeszcze trochę mu brakuje, ale Koreańczycy udowodnili tym samym, że za kilka lat mogą liczyć się także i w tym segmencie.