Honda GL1800 Goldwing

None

Obraz
Źródło zdjęć: © Mototarget

/ 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

/ 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

/ 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

/ 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

/ 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

/ 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

/ 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

/ 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

/ 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

10 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

11 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

12 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

13 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

14 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

15 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

16 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

17 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

18 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

19 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

20 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

21 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

22 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

23 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

24 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

25 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

26 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

27 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

28 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

29 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

30 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

31 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

32 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

33 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

34 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

35 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

36 / 36Mr. Comfort

Obraz
© Mototarget

Czy każda podróż musi oznaczać odmrożone palce, bolący kręgosłup, zapalenie płuc i szpice z nosa przycinające wargę? Zapewne puryści od turystyki motocyklowej stwierdzą, że w tym cały urok i bez tego żadna wyprawa obejść się nie może, podobnie zresztą jak bez łatania opony czy wiązania trytytkami części silnika. Jak zatem w taką definicję turystyki wpisuje się najbardziej znany krążownik stworzony wyłącznie z myślą o turystyce? Goldwing, bo o nim mowa, trafił do naszego laboratorium.

Naciskając starter do naszych uszu dotrze delikatny szum pracującego sześciocylindrowca, będzie cicho i przyjemnie, po prostu idealnie. Ktoś, zgoła nienormalny, powie, że powinno lepiej gadać, bo w końcu ma z czego. Ale zapytam po co? Żeby zagłuszać dopiero co włączone "Thunderstruck" i solówkę Angusa? Ktoś inny powie, że fajnie byłoby zamienić seryjne manetki czy głośniki na Kuryakyny albo dodać kilka ogródków na kufrach. To jednak pozostawmy wielbicielom armatury, a w przypadku Goldwinga fabryki nie poprawiajmy, nie ma to sensu.

Ruszymy i, aż dziwne, że prowadząc tankowiec poczujemy się jak za sterami motorówki. Motocykl momentalnie straci połowę swojej masy, manewrowanie nim będzie tak proste, że z miejsca zechcemy zapisać się na najbliższy start w Gymkhanie. Z tego fantastycznego doznania obudzi nas dopiero próba przebicia się przez korek, kiedy z lekkim bólem skonstatujemy, że pomimo szczerych chęci kierowców puszek i dzieciaków machających nam przez okna autobusów, Goldwing w mieście się nie przeciśnie. Ale zapytam ponownie: co z tego?

Wybrane dla Ciebie

Kawasaki Z1100 na 2026 r. Jeszcze więcej emocji
Kawasaki Z1100 na 2026 r. Jeszcze więcej emocji
Ducati prezentuje nowe modele Diavel V4 RS i Multistrada V4 RS
Ducati prezentuje nowe modele Diavel V4 RS i Multistrada V4 RS
Pierwsza jazda: Suzuki GSX-8T i GSX-8TT - takich motocykli chcemy
Pierwsza jazda: Suzuki GSX-8T i GSX-8TT - takich motocykli chcemy
Voge DS800 Rally: Nowy motocykl adventure już w Polsce
Voge DS800 Rally: Nowy motocykl adventure już w Polsce
Baggery na MotoGP. Amerykańskie wyścigi stają się globalne
Baggery na MotoGP. Amerykańskie wyścigi stają się globalne
Wielki festiwal motocyklowy już niedługo. Kolejna edycja słynnej imprezy
Wielki festiwal motocyklowy już niedługo. Kolejna edycja słynnej imprezy
Test: Voge SR 1 ADV - SUV wśród 125 cm3
Test: Voge SR 1 ADV - SUV wśród 125 cm3
Test: Harley-Davidson Street Bob - kupujesz silnik, reszta jest w gratisie
Test: Harley-Davidson Street Bob - kupujesz silnik, reszta jest w gratisie
Test: Honda GB350S - prostota znów się sprawdziła
Test: Honda GB350S - prostota znów się sprawdziła
Konrad Dąbrowski gotowy na wyzwania Baja España Aragón 2025
Konrad Dąbrowski gotowy na wyzwania Baja España Aragón 2025
Test: Harley-Davidson Fat Boy - stylowa ikona popkultury
Test: Harley-Davidson Fat Boy - stylowa ikona popkultury
Czołówka motocykla i auta. Alkomat wskazał przyczynę
Czołówka motocykla i auta. Alkomat wskazał przyczynę