Polska nie może poszczycić się mnogością torów udostępnianych „zwykłym śmiertelnikom”. Dlatego też wielu właścicieli supersamochodów testuje swoje maszyny na autostradach, a to nie zawsze musi skończyć się dobrze.
To prawdopodobnie trzeci na świecie i z pewnością pierwszy w Polsce taki przypadek. Na autostradzie A4 w okolicy Krakowa spłonęło Ferrari FF. Samochód warty około 1,5 mln złotych zmienił się w pochodnię. Jak można wnioskować z wyglądu auta po jego ugaszeniu, przód samochodu i jego dach były wykonane z włókna węglowego. Pod wpływem wysokiej temperatury elementy te po prostu zniknęły. Reszta, nawet przy ogromnej woli krajowych mechaników i blacharzy, raczej nie będzie nadawała się do naprawy.
Nim Ferrari FF stanęło w płomieniach nieopodal dawnej stolicy Polski, musiało przynosić swojemu właścicielowi sporo radości. To najszybszy na świecie samochód dysponujący czterema siedzeniami i pierwszy model włoskiej, legendarnej firmy, który seryjnie dysponuje napędem na cztery koła. Silnik o pojemności 6,3 l i mocy 660 KM współpracujący z siedmiobiegową, dwusprzęgłową skrzynią, zapewnia
przyspieszenie do 100 km/h w 3,7 sekundy i maksymalną prędkość wynoszącą 335 km/h.
Jak podaje Kontakt24, pasażerom samochodu nic się nie stało.
Źródło: Kontakt24
tb/