Drogi nie służą do wyścigów. Kampania, która wyjaśnia to w prosty sposób
Publiczna droga to nie tor wyścigowy – choć brzmi to jak oklepane hasło, to wydaje się, że cały czas trzeba je powtarzać. Mick Doohan w obrazowy sposób pokazał, na czym polega różnica. Wideo przygotowane z jego udziałem przypomina, jakie zagrożenia czyhają na drogach.
Każdy, kto ogląda wyścigi motocyklowe, wie, że wypadki są dla zawodników codziennością. Jednak ubrania dla ścigających się na jednośladach, ale przede wszystkim same tory wyścigowe, zaprojektowane są tak, aby zapewnić maksimum bezpieczeństwa. Pułapki żwirowe pozwalające wytracić prędkość, czy dmuchane bandy amortyzujące uderzenia to dziś standard. Jednak tym, co jest najważniejsze i najbardziej odróżnia drogi od torów wyścigowych, są różnego rodzaju przeszkody, czyli obiekty znajdujące się przy drogach.
By pokazać, na czym polega różnica między torem a publicznymi drogami, wykorzystano wideo z wypadkami Micka Doohana. Dodano tam takie rzeczy jak autobus, ławka, drzewo itp. Ma to w bezpośredni sposób uświadomić, czy różni się (względnie) bezpieczny tor wyścigowy od drogi publicznej.
No Place to Race - Mick Doohan
Przecenienie możliwości swoich lub motocykla, albo po prostu zwykły błąd mogą łatwo doprowadzić do wypadku. Wtedy uderzenie w jakąkolwiek przeszkodę z dużym prawdopodobieństwem kończy się tragicznie. Jak stwierdza na filmie 5-krotny mistrz świata w klasie 500 cm3 z lat 1994-1998 Mich Doohan, gdyby na torze miał takie przeszkody jak na drogach, to prawdopodobnie by nie żył.
Prosty sposób przedstawienia oczywistego faktu działa na wyobraźnię. Warto też pamiętać o wyścigach odbywających się na publicznych drogach, jak choćby te na Wyspie Man. Tam, niestety, wypadki bardzo często kończą się poważną kontuzją lub śmiercią. Dlatego warto o tym pamiętać i sportową jazdę na limicie pozostawić na czas zabawy na torze wyścigowym.