| [
]( http://www.auto-swiat.pl/ ) |
| --- | Wybraliśmy się do Niemiec, aby - tak jak tysiące drobnych handlarzy z Polski - kupić tam używany samochód. Jesteśmy przy tym w o tyle lepszej sytuacji, że nie chcemy na tym zarobić, natomiast zależy nam na starszym aucie w dobrym stanie, które nie przeszło przez ręce polskiego pośrednika kupującego najtańsze sztuki, cofającego liczniki i maskującego wady tak, by samochód wyglądał dobrze w dniu sprzedaży, a potem - może się rozlecieć.
Już przeglądając oferty na portalu Mobile.de - jednym z najpopularniejszych w Niemczech - czujemy, że nie będzie łatwo. Anonse na Mobile.de sortowane są według sprzedawców. "Privatanbieter" oznacza osobę prywatną, z którą trzeba się umówić, zwykle telefonicznie, co jest możliwe, jeśli dobrze zna się niemiecki. "Händler" to profesjonalny pośrednik, zazwyczaj właściciel placu, do którego można przyjechać (bez uprzedzenia) w godzinach pracy. Tak się przynajmniej wydaje.
Ponieważ chcemy kupić ładnego Mercedesa W124 kombi z klimatyzacją, w cenie do 3,5 tys. euro i miejskie autko (Fiata Punto, Nissana Micrę albo VW Polo)
w granicach 1,5-2 tys. euro, zaopatrujemy się w wydruki ogłoszeń z internetu. Wybieramy z setek anonsów tylko te, które dobrze rokują. Decydujemy się obejrzeć wyłącznie samochody "w idealnym stanie", "zadbane", "serwisowane".
Szybko okazuje się, że "Händler" nie zawsze oznacza komis. Pierwsze auto oglądamy w środkowych Niemczech, niedaleko Fuldy. Małe, senne miasteczko, w wąskiej uliczce zaparkowany jest samochód. Widzimy starego Mercedesa za 3,5 tys. euro, który na zdjęciach w internecie wyglądał jak nowy, a w rzeczywistości ma ogromne zacieki na błotnikach. Lekcja pierwsza: "stan idealny" może oznaczać wszystko - tak jak w Polsce. Handlarz, którego wzywamy przez telefon, dziwi się, że nie zadzwoniliśmy przed przyjazdem.
Otwiera maskę i pokazuje silnik zalany olejem. Proponuje rabat, ale odmawiamy - nie chcemy przywozić złomu do Polski. Trzy godziny później i 350 km dalej, już pod granicą francuską, oglądamy podobne auto, które jest o 500 euro tańsze i... o wiele gorsze. Właściciel komisu z "youngtimerami" - żaden Turek, prawdziwy Niemiec - tłumaczy, że karoserię pogiętą przez gradobicie naprawimy w Polsce za 500 euro, a więc: "to nie problem".
Polecamy na AutoŚwiat.pl: 10 sposobów na tanie małe auto
Zaczynamy zwiedzać place z autami używanymi, które znajdujemy w niemal każdej większej miejscowości. Widzimy pojazdy wszystkich kategorii: od "ogryzków" w rodzaju 13-letniego zardzewiałego Forda Fiesty, którego w Polsce w tym stanie ktoś co najwyżej kupiłby na części, przez w miarę jeszcze dobre, ale stare i niepopularne samochody po 1,5-2 tys. euro, jak np. Renault Clio pierwszej generacji, matowe Renault Kangoo w podstawowej wersji czy Nissan Micra z płóciennym, ale uszkodzonym dachem, po prawie nowe auta w rodzaju półrocznego Fiata Qubo 1.4 za 12 490 euro, czyli więcej niż kosztuje w Polsce... nowy egzemplarz!
Większość oferowanych pojazdów łączy jedno: nie opłaca się ich kupić. Szybko orientujemy się, że popularne auta oferowane w dobrych cenach przez prywatnych sprzedawców są błyskawicznie przechwytywane przez tureckich pośredników. Widać, że i Niemców irytują już "agresywne propozycje cenowe", bo w ogłoszeniach proszą, aby nie dzwonić i nie proponować kwot 3-krotnie niższych od ceny wyjściowej, a wyczuwając obcy akcent przez telefon, pytają: "Czy jest Pan handlarzem?".
Zdarza się i tak, że przyjeżdżamy obejrzeć samochód, a na miejscu są już oferenci o śniadej cerze. Co ciekawe, w tureckim komisie mamy największą szansę na tani nabytek, ale obowiązuje zasada: kupujesz na własną odpowiedzialność, tu nikt prawdy nie powie.
Widać kryzys. Samochody dawniej złomowane lub oferowane za 100 euro są doraźnie naprawiane, choćby zaszpachlowanym i zamalowanym płótnem przyklejonym na rdzę. To nie przeszkadza żądać za taki pojazd np. 1 tys. euro. To, że auto ma ważny TÜV, nie znaczy, że jest sprawne. "Auspuff erneuert" (po niem. wymieniony wydech) nie musi oznaczać prawdy. Być może ktoś zapłacił 60 euro za pospawanie i chwali się tym w ogłoszeniu.
Ładne stare auta wciąż jeszcze w Niemczech są, ale nie na sprzedaż. Jeżdżą i będą jeździć, dopóki są ładne. Jeśli ktoś sprzedaje samochód, to albo żąda astronomicznej ceny, albo pozbywa się kłopotu. To efekt "szrotpremii" - rządowej akcji dopłat dla złomujących stare pojazdy. Na szroty nie trafiły wtedy tylko auta będące w rękach biedaków, którzy nie mieli z czego dołożyć do nowego samochodu.
Polecamy na AutoŚwiat.pl: 10 sposobów na tanie małe auto
Z kolei dobre młode auta, owszem, znajdziemy bez trudu w salonach dilerskich i ekskluzywnych komisach, często wystawione wprost na ulicy. W kategorii "do 8 lat" nie mamy jednak czego szukać - takie same, ale tańsze samochody można kupić u polskich dilerów, i to z gwarancją. Ostatecznie decydujemy się na zakup nieco porysowanego Mercedesa W124, który łącznie z naprawami i opłatami w Polsce kosztuje nas ponad 20 tys. zł. Taki zakup dla siebie - może się opłacać. Na handel - nie!
Koszty sprowadzenia i rejestracji samochodu w Polsce
Poza ceną, jaką musimy zapłacić w Niemczech, do kosztów kupna samochodu za granicą trzeba doliczyć liczne opłaty urzędowe, które poniesiemy w Polsce:
440 zł - orientacyjny koszt pięciodniowego ubezpieczenia wraz z tablicami rejestracyjnymi, pozwalającymi przyjechać samochodem do Polski na kołach;
ok. 7 zł za 1 litr kosztuje benzyna sprzedawana na stacjach w Niemczech;
tzw. duża akcyza, która dotyczy samochodów z silnikami o poj. pow. 2000 cm3. Wynosi ona 18,6 proc. wartości (nie ceny!) auta. W praktyce w odniesieniu do starszych pojazdów handlarze płacą "co łaska" i fałszują umowy kupna, w przypadku młodszych urzędy weryfikują jednak umowy (uwaga na kary!) albo powołują rzeczoznawców. W przypadku auta o wartości 3000 euro jest to ok. 2450 zł; mała akcyza - 3,1 proc. - dotyczy aut z silnikami do 2000 cm3. W przypadku auta o wartości 3000 euro jest to 410 zł;
500 zł - opłata recyklingowa;
160 zł - VAT 25 - zaświadczenie o braku obowiązku zapłaty podatku VAT, wydawane przez urząd skarbowy. Jeśli kupimy auto w cenie netto, płacimy 23 proc. VAT;
100 zł - tłumaczenie dokumentów przez tłumacza przysięgłego;
250 zł - orientacyjny koszt rejestracji w wydziale komunikacji urzędu gminy;
60 zł - ustalenie parametrów technicznych samochodu wykonywane przez stację kontroli pojazdów;
300 zł - załatwienie formalności urzędowych przez agencję celną. Polecamy skorzystanie z takiej usługi szczególnie tym osobom, które nie mają czasu, żeby stać w kolejkach w urzędach.
Polecamy na AutoŚwiat.pl: 10 sposobów na tanie małe auto
sj/mw/mw