Krach
W maju 2012 roku podano oficjalną przyszłą cenę Arrinery. Zapowiedziano, że produkt, gdy już pojawi się w sprzedaży, będzie kosztował 500 tys. zł.
- Coraz częściej zgłaszają się do nas osoby zainteresowane kupnem Arrinery - powiedziała wówczas Wirtualnej Polsce Magdalena Jarek ze spółki Arrinera Automotive. - Większość odbieranych przez nas telefonów w tej sprawie pochodzi w Europy Zachodniej i krajów Bliskiego Wschodu. Samochód jest jednak wciąż w fazie przedprodukcyjnej, która potrwa jeszcze kilka miesięcy. Pierwsze zamówienia, a więc i zaliczki, będziemy przyjmować z końcem 2012 roku. Przewidujemy, że pierwszy samochód produkcyjny wyjedzie na drogi w pierwszym lub drugim kwartale 2013 roku - dodała Jarek.
Niespełna dwa tygodnie później podczas jednego z odcinków "Motodziennika" (Agora S.A.), prowadzonego i przygotowywanego przez Jacka Balkana, dziennikarz w materiale zatytułowanym "Arrinera, czyli ściema po polsku", nazwał polski supersamochód repliką, przypominającą Lamborghini Reventona. Jak stwierdził, auto zbudowane jest przez "znaną z produkcji pojazdów przypominających supersamochody firmę Bojar" na metalowej ramie i posiada nadwozie z włókna szklanego. Jako dowód Balkan przywołał fakt, że do stworzenia wnętrza Arrinery użyto elementów desek rozdzielczych innych samochodów: wlotów powietrza z Opla Corsy, a także panelu klimatyzacji i zegarów z Audi A6. Wysunięto również tezę, że silnik, który ma być sercem Arrinery, nie będzie pochodził z Chevroleta Corvette, lecz z koncernu VW.
Na emisję materiału spółka zareagowała pozwami. Jak dowiedzieliśmy się od Jacka Balkana, sprawa ciągnie się do dziś. Jeszcze przed końcem 2012 roku zaprezentowano szkice i grafiki komputerowe przedstawiające produkcyjną wersję Arrinery, ale w komunikatach nie wspominano już o dacie prezentacji produkcyjnej wersji auta, a wcześniej obiecane terminy nie zostały dotrzymane.