Zamień swoje auto na elektryczne
Polacy kochają samochody elektryczne. Nie chodzi tu jednak o nowe, kupowane w salonach samochodowych - te są ekstremalnie drogie. Nasi rodacy chętnie przerabiają swoje spalinowe auta na prąd.
Obecnie najtańszym sposobem na stanie się właścicielem nowego samochodu o napędzie elektrycznym jest kupno Mitsubishi i-MiEV-a. W promocyjnej cenie za to małe autko trzeba zapłacić nieco ponad 160 tys. zł. To na tyle dużo, że na razie na zakup tego modelu decydują się przede wszystkim firmy związane z branżą energetyczną. Czy przeciętnemu Polakowi pozostaje więc jedynie poczekać 10-15 lat, aż samochody elektryczne staną się bardziej popularne i tańsze? Niekoniecznie.
Korzystając z usług polskich warsztatów już za 15 tys. zł można odmienić swoje wysłużone auto na ekologiczne cacko. Chętnych nie brakuje - informuje "Metro". Zbigniew Kopeć z Gdańska w ciągu półtora roku przerobił ponad setkę aut. Koszty takiej usługi zależą od wagi auta i jak długi ma mieć zasięg na jednym ładowaniu.
- Mam tyle telefonów od zainteresowanych, że zlecenia przyjmuję już tylko mailowo, bo bym słuchawki nie odkładał - opowiada Zbigniew Kopeć. - Za 15 tys. zł przerobię auto wielkości Deawoo Tico, które będzie miało takie osiągi (przyspieszenie i prędkość maksymalną) jak przedtem, a na jednym ładowaniu przejedzie 50 km. Ale za 100 tys. przerobiłem Toyotę Corollę, która przejedzie 700 km bez ładowania.
Czy to się opłaca? Jak podaje Zbigniew Kopeć, przy ładowaniu samochodu za pomocą gniazdka we własnym garażu, cena przejazdu kilometra to około 3 groszy. Dla porównania, w bardzo oszczędnym samochodzie benzynowym, np. Fiat 500 z okrzykniętą silnikiem roku jednostką o pojemności 0.9l, średnie katalogowe spalanie to 4,1 l/100 km. Przy obecnej średniej cenie benzyny na poziomie 5,05 zł. koszt przejechania kilometra to prawie 21 gr.
Oczywiście pozostają jeszcze koszty wymiany zużytych akumulatorów. Zwykłe, kwasowe w małym samochodzie miejskim wytrzymują 3-5 lat. Jeśli jednak zdecydujemy się na litowe, o wymianie akumulatorów będzie można zapomnieć nawet na 20 lat. Jak zapewnia gdański konstruktor, konieczność wymiany akumulatorów nie sprawia, że jazda autem elektrycznym nie jest opłacalna. Akumulatory amortyzują się dość szybko.
Właściciel elektrycznego pojazdu dodatkowo oszczędza na ubezpieczeniu. Stawki są w przypadku takich aut są bardzo niskie, a obecnie OC dla samochodu elektrycznego można wykupić już niemal w każdej większej firmie. Pewne kłopoty mogą jednak pojawić się w momencie rejestracji elektrycznego pojazdu. Zazwyczaj wystarczy udać się do uprawnionej stacji kontroli pojazdów. Jeśli jednak firma, która dokonała przeróbki, ma mniejsze doświadczenie niż Zbigniew Kopeć, konieczna może być wizyta u rzeczoznawcy. Wśród wad przeróbek samochodów na napęd elektryczny można też wymienić konieczność zamontowania akumulatorów, które zwykle nie mieszczą się w komorze po silniku i muszą być umieszczone również w bagażniku. W kabinie pojawiają się też dodatkowe wskaźniki informujące o poziomie naładowania akumulatorów.
Mimo potencjalnych oszczędności, na masową przeróbkę aut służbowych nie zdecydowała się jeszcze ani jedna polska firma. Główną przeszkodą jest brak infrastruktury do ładowania akumulatorów. W Zachodniej Europie nikogo już nie dziwią zaaranżowane w centrach miast miejsca, w których można uzupełnić zapas prądu w akumulatorach. W Polsce na przełomie maja i czerwca firma e+ uruchomiła 12 pierwszych punktów ładowania. Docelowo ma ich powstać 300, ale to i tak za mało, by zachęcić ludzi do używania aut elektrycznych.
Źródło: Metro
tb/